Oto powód, dlaczego tak bardzo chciałam przyjechać do Etiopii… marzyłam o tym miejscu od dawna. Kotlina Danakilska, w sercu której znajduje się wielobarwny wulkan Dallol. Ten niezwykły zakątek położony zaledwie 6 km od granicy z Erytreą, uważany jest za najgorętsze zamieszkane przez człowieka miejsce na Ziemi. Szczyt wulkanu sięga zaledwie 45 metrów poniżej poziomu morza. Co ciekawe, kolorowe formacje “wędrują”. Ich układ oraz barwy zmieniają się co jakiś czas. Można tu znaleźć fumarole, stalagmity, połacia siarkowe oraz naturalne jacuzzi. To także ogromna pustynia solna, gdzie Afarowie wydobywają sól. Jeszcze jakiś czas temu przyjazd w to miejsce nie do końca był bezpieczny. Po pierwsze, poprzez napięte stosunki z sąsiadującą Erytreą. Po drugie, zamieszkujący te tereny Afarowie nie byli przyjaźnie nastawieni do turystów. Zdarzały się choćby porwania czy napady, które kończyły się tragicznie. Wówczas trzeba było uzyskać specjalne pozwolenie od lokalnych władz na podróż w ten rejon. Na szczęście dziś sytuacja wygląda inaczej. 20-letnia wojna z Erytreą została zakończona, granica jest otwarta od 2018 roku (to dzięki obecnemu premierowi Etiopii, który za ten akt zdobył nagrodę Nobla). Afarowie zaś pozwalają turystom na wjazd, będąc jednocześnie ochroną, która de facto nie jest już potrzebna. Oczywiście jest to dla nich zarobek. Z jakim biurem na wycieczkę do Kotliny Danakilskiej W to miejsce nie dostaniecie na własną rękę. Nie dociera tu komunikacja publiczna, a poruszanie się po pustyni wymaga sporej orientacji i znajomości tego terenu. Dlatego też na 3-dniową wycieczkę do Kotliny Danakilskiej oraz na wulkan Erta Ale wybieramy się z lokalnym biurem Teddy Zion Tours, tym samym, z którym zwiedzałyśmy kościoły Tigray. I w tym miejscu naprawdę bardzo polecam Wam tę agencję, a wierzcie mi, możecie trafić różnie. Po pierwsze – wycieczki realizowane są w bardzo kameralnym gronie. Nasza grupa składała się z 3 osób, nas dwóch oraz dziewczyny z Francji. Po drugie – biuro zatrudnia świetnych przewodników. My trafiamy na jednego z nich, gość z fantastycznym poczuciem humoru, który wie, jak uniknąć tłumów podczas odwiedzania poszczególnych punktów (inne grupy liczyły choćby ponad 30 osób). Cena za taką przyjemność wyniosła nas 325 USD za osobą po negocjacjach. Tak, wiem, to dużo. Niestety ceny za usługi turystyczne w Etiopii są horrendalne. Na wycieczkę wyruszamy z Mekele. Bardzo wcześnie rano zostajemy odebrane z sympatycznej kwaterki Parrot Guest House, gdzie na te 3 dni zostawiamy większe bagaże beż żadnych opłat. Plan na pierwszy dzień zakłada dotarcie do Kotliny Danakilskiej, a konkretnie na pola solne oraz do wspomnianego już wulkanu Dallol. Do pokonania jest około 200 km. Piszę “około”, bo mapa Google odległości nie pokazuje. W pewnym momencie kończy się zaznaczona droga. Berhale – przystanek na lunch Pierwszy przystanek to oczywiście lunch, który serwowany jest w miejscowości Berhale, oddalonej od Mekele o 114 km. To przyjemna wioska na skraju Rowu Abisyńskiego przy depresji Danakil. Wioska jest także przystanią dla karawan wielbłądów, które dostarczają sól z jeziora Asale na targi Mekele. Na posiłek zatrzymujemy się w restauracji Letish. Na stół wjeżdżają kanapki z pastą warzywną, częścią której na pewno jest szpinak. Do tego kawa lub herbata plus cola lub inny gazowany napój. Tutaj też dołącza do nas nasz przewodnik. O samej miejscowości kilka da się znaleźć informacji. Jest jednym z dystryktów, zwanym tu woreda, w regionie Afar. Co ciekawe, większość tutejszych mieszkańców jest muzułmanami, a tylko 1% stanowią chrześcijanie. Stanowi ona główny punkt przystankowy w drodze do Kotliny Danakilskiej. Można tu się także zatrzymać na noc w ramach kempingu. Kim są Afarowie Po obiedzie kierujemy się już prosto na pustynię solną, gdzie Afarowie wydobywają sól. I tu, mała prośba. jeżeli się tam wybieracie, weźcie proszę dla nich okulary przeciwsłoneczne, proszą o nie turystów. Niestety nam nikt tego wcześniej nie zasugerował. Praca w tak ostrym slońcu bardzo nadwyręża ich wzrok, a pracują całe dnie. Afarowie znani również jako lud Adal, Teltal czy Danakil są plemieniem koczowniczym. Oprócz Etiopii, mieszkają także w Dżibuti, Somalii oraz Erytrei, mają swój własny język. Wolą, by nazywać ich Afarami, ponieważ arabskie słowo „danakil” jest dla nich obraźliwe. Są bardzo dumnym ludem, podkreślającym swoją siłę oraz odwagę. W ich kulturze respektem cieszą się ci, którzy zabijają wrogów. To plemię wojowników, bardzo dobrze posługują się nożami oraz sztyletami podczas wojny. Mają też bogaty repertuar pieśni bojowych. Kochają swoją tradycję i szanują swoje prawa. Afarowie to także pasterze, hodujący kozy, owce, wielbłądy oraz bydło na pustyni. Im większe stado, tym rodzina bogatsza. Mieszkają w charakterystycznych chatkach szałasach z mat palmowych, które w razie potrzeby gwałtownie można przenieść. Obozy otoczone są cierniowymi barykadami, które chronią ich przed atakami dzikich zwierząt lub wrogich plemion. Społecznie są zorganizowani w rodziny klanowe. Wyróżniają dwie główne klasy: asaimara („czerwoni”) – są klasą dominującą politycznie, oraz adoimara („biali”) – są klasą robotniczą i mieszkają w górach Mabla. Co ciekawe, dominującą religią wśród Afarów jest islam, są oni sunnickimi muzułmanami. Praktykowanie islamu jest tu raczej niekonwencjonalne. Uważa się, iż ów lud przejął islam od migrujących Arabów już w IX wieku lub wcześniej. Kobiety ubierają się dość konserwatywnie. Noszą hidżab lub chustę na głowie. Niezamężne dziewczyny gustują w kolorowych strojach. Splatają włosy w bardzo charakterystyczny sposób i ozdabiają się koralikami. Chociaż niektórzy muzułmanie mogą mieć cztery żony, małżeństwa wśród tego ludu są zwykle monogamiczne. Dziewczyny mogą wyjść za mąż już w wieku 10 lat. Preferowane są małżeństwa między pierwszymi kuzynami. Afarowie w Kotlinie Danakilskiej Nie wszyscy jednak zajmują się hodowlą zwierząt. Ci w Kotlinie Danakilskiej pracują na solnej pustyni, wydobywając całe bloki solne. Za wykrawanie jednego bloku płaci się tu 3 birry, a więc jakieś 36 groszy! A praca ta nie jest lekka i przyjemna. Taki blok sprzedawany jest dalej za 50 birrów, czyli 6 zł. Inna grupa zajmuje się ciosaniem takich bloków i to jest już o wiele lepiej płatna praca. Za obrobienie jednego kawałka dostają 10-12 birrów, czyli jakieś 1,50 zł. Dziennie są w stanie obrobić 200-300 takich brył solnych, czyli w jeden dzień zarobią tyle, co nauczyciel w miesiąc! Sól transportowana jest przez karawany wielbłądów w postaci tabliczek znanych jako amole. Mają one rozmiar 30×40 cm, każdy waży około 6 kg. Jest to zwykła nieoczyszczona sól, przeznaczona dla zwierząt. Jeden wielbłąd jest w stanie unieść plus minus 160 kg soli. Te zwierzęta są więc tam w cenie. Jeden kosztuje ok. 40 tys. birrów (prawie 5000 zł), żyje do 50 lat. Ludzie utrzymują się tu także z wynajmu wielbłądów. Praca przy transporcie soli jest fizycznie niezwykle wymagająca. Jedno zwierzę może zrobić jedynie 3 kursy w sezonie, a sezon trwa od końca listopada do początku marca. Pozostałe miesiące ze względu na zabójcze temperatury uniemożliwiają pracę. Być może zastanawiacie się, dokąd sól jest transportowana i jak długą trasę taki wielbłąd musi pokonać. Różnie. Jedne udają się do Mekele, inne do granicy rejonu Afar, a jeszcze inne docierają aż do regionu Tigray. To, co jest na horyzoncie, to wielkie bezrobocie, bowiem Chińczycy budują drogi i całą infrastrukturę. Po ukończeniu właściciele wielbłądów nie będą mieli z czego żyć. Kolorowy wulkan Dallol Jednak Kotlina Danakilska to nie tylko bezkresne białe połacia. To także kolorowe szaleństwo Matki Natury. Mowa tu wielobarwnym wulkanie Dallol, który marzył mi się od dawna. Dallol słynie z gorącej solanki i wielokolorowych białych, różowych, czerwonych, żółtych, zielonych, szarych i czarnych złóż soli, gorących źródeł i miniaturowych gejzerów. To spory obszar grubych złóż soli z intensywnymi fumarolami. Fumarole to gorące wyziewy wulkaniczne, które składają się z pary wodnej oraz przeróżnych gazów, w dużej mierze z siarki, dwutlenku węgla, fluoru, chloru czy siarkowodoru. Jedyną znaną aktywnością wulkaniczną była tu eksplozja freatyczna w 1926 roku, która utworzyła krater o szerokości 30 metrów u podnóża Czarnej Góry. Erupacja freatyczna to taka spowodowana ciśnieniem pary wodnej, kiedy dochodzi do kontaktu wody z gorąca magmą. w uproszczeniu można to opisać w następujący sposób. Zacząć trzeba od gorącego jądra Ziemi, bowiem to ono odgrywa tu zasadniczą rolę. Tuż nad nim znajduje się wodonośna warstwa, bogata w związki chemiczne oraz pierwiastki, takie jak na przykład siarka, fosfor, potas czy sód. Gorące jądro sprawia, iż woda zaczyna się nagrzewać i parować. Tworzy się więc ogromne ciśnienie, które musi gdzieś znaleźć ujście. Służą do tego szczeliny w ziemi i w ten oto sposób drobinki pary wydostają się na zewnątrz. To dzieje się właśnie tutaj na obszarze zwanym wulkanem Dallol. Widoczne kolory pokazują skład skroplonej pary wodnej, która pod wpływem niższej temperatury zamieniła się w tak piękne zjawisko. Patrząc na to, co tu bulgocze i się gotuje, można się także spodziewać, iż nasz nos zostanie podrażniony. Zapach siarki jest tu bardzo mocny i rzeczywiście zaleca się użycie chusty bądź szalika. Natomiast jeżeli mam być szczera, wydobywające się tu gazy to mały pikuś w porównaniu z tymi na Erta Ale. A i upał nie jest zabójczy. Tzn. nie był w momencie, kiedy się tam znalazłam. Byłam już w gorszych opałach (czy może upałach) pod tym względem. Natomiast bez wody ani rusz, bowiem na zewnątrz przebywa się około 45 minut. Samochód zostawiamy na solnym polu i ruszamy za naszym przewodnikiem oraz uzbrojonym panem Afarem. Taka ochrona to po prostu na wszelki wypadek, gdyby cokolwiek nagle miało się zadziać. Podczas, kiedy my chodzimy po kolorowych poletkach, pan Afar czujnie obserwuje okolicę z małego wzgórza. A teraz instrukcja, jak się poruszać po terenie samego wulkanu. Stąpać można po wszystkim, co nie jest zbytnio kolorowe i nie bulgocze. Inaczej grozi to porządnym poparzeniem. Układ kolorków oraz formacji inny jest co roku. To wszystko żyję, wędruję i zmienia swą formę. Jednak także się kurczy. Soczyście kolorowy obszar jest w tej chwili mniejszy niż jeszcze kilka lat temu. Po drodze bardzo dobrze widać, w którym miejscu były niegdyś barwne poletka. Oleiste jezioro ponaftowe jeżeli myślicie, iż to już wszystko, co można zobaczyć w kotlinie, to grubo się mylicie. To miejsce skrywa o wiele więcej. Znajdziecie tu także oleiste jezioro ponaftowe. To naprawdę bulgoczący olej, który ma adekwatności lecznicze. Zalecany tylko do użytku zewnętrznego. Świetnie działa na wszelkie choroby skórne, oczywiście po rozcieńczeniu. Wypicie takiej wody grozi śmiercią. Wrażenie jest niesamowite, w dotyku ciecz jest bardzo oleista i ciepła, a wygląda jak zwykła woda. W niektórych miejscach na powierzchnię wydobywają się bąbelki, co może przypominać jeden wielki kocioł, gotującej się mikstury. I ten niesamowity pomarańczowy kolor! Naturalne jacuzzi na solnych polach Kotliny Danakilskiej To ciągle jeszcze nie wszystko. Tym razem mamy szansę na prawdziwe SPA, a mowa tu o naturalnym jacuzzi. Tak oto ni stąd, ni zowąd zatrzymujemy się przy sporej dziurze w solnych połaciach. Woda zdaje się w niej mieć pięknie zielony kolor, niesamowicie kontrastujący z okoliczną bielą. Naprawdę można się tu wykąpać. Jest głęboko, jednak słona woda sprawi, iż będziemy unosić się na powierzchni. Wiadomo, wyporność. Słona woda ma większą gęstość niż słodka. Ów naturalny basen leży 127 metrów poniżej poziomu morza. Ten podobno nie jest jedyny, można znaleźć ich tu kilka. Na sam koniec wycieczki udajemy się w miejsce, które można już faktycznie nazwać solnym jeziorem. Woda istotnie jest. Co prawda niewiele, wystarcza jedynie na zamoczenie nóg (klapki bądź buty do wody wskazane), jednak taki obrazek ciągnie się aż po horyzont. Nasz przewodnik twierdzi, iż jest to efekt połączenia z Morzem Czerwonym i to właśnie stamtąd woda dostaje się na solne połacia Kotliny Danakilskiej. Czy to prawda? Może ktoś z Was będzie mógł potwierdzić. W każdym bądź razie solankowe moczenie nóg o zachodzie słońca jest naprawdę przyjemne. “Kolebka ludzkości” – odkrycie Lucy I na koniec jeszcze jedna bardzo ważna rzecz, która także rozsławiła ten region. Chodzi o słynne antropologiczne odkrycie. W 1974 roku pewien antropolog odkrył tu nowy gatunek człowieka. Szczątki znaleziono w dolinie rzeki Auasz w okolicach wsi Hadar. Ten nowy gatunek nazwano Australopithecus afarensis, co można sobie przetłumaczyć jako „daleki człowiek-małpa”, czyli australopitek. Uważa się, iż wędrował on po Afryce Wschodniej między 2,9 a 3,8 miliona lat temu. Znaleziono tu żeński szkielet przedstawiciela tego gatunku (w zasadzie 40% szkieletu) i nadano mu imię Lucy. Lucy mogła chodzić wyprostowana na dwóch nogach, ale zachowała małą małpią głowę i prymitywne zęby. “Najsłynniejszą kobietę świata” można zobaczyć w Narodowym Muzeum w Addid Abeba. Swoje imię Lucy zawdzięcza piosence zespołu The Beatles pod tytułem “Lucy in the Sky with Diamonds”. Utwór ten puszczany był wielokrotnie na cały regulator w obozie ekspedycji. Region ten po tym wielkim odkryciu został nazwany „kolebką ludzkości”. Nocleg w wiosce Abala Po...