Jakiś młody mężczyzna grał na akordeonie pod Bagatelą, było dosyć chłodno - listopadowo, pod trzęsącymi nogami, którymi tuptał - raz dwa raz dwa - w rytm melodii i na pewno z zimna, leżała miska, oczekująca wypełnienia drobnymi monetami. Dla urozmaicenia widowiska lub nie wiedzieć czemu, towarzyszył mu pies - kundel, przywiązany na smyczy do jakiegoś słupka. Nagle zjawił się przechodzeń - starszy pan, z bułką w ręce i zaczął dzielić się z pieskiem kawałkiem prowiantu, rozrywając na części okruchy białego pieczywa. Melodia ciągnęła się dalej. Tłumy pod Bagatelą płynęły w jej taktach jak małe szprotki, albo to tylko wydawało się obserwatorowi, który najwspanialej białe latte popijał w ciepłej pobliskiej kawiarni. Spotkanie czterech różnych światów w przeciągu jednej minuty. Pies nakarmiony, staruszek dumny i zadowolony, akordeon lekko przytarty, z tylko jednym niesprawnym, pożółkłym klawiszem, palce grajka zmarznięte - mógłby się ogrzać ciepłym latte, ale właśnie zostało dopite i tylko drobny zaciek po piance dekorował już niezbyt nagrzaną szklankę.
Teonia snuła się tego wieczora po wszystkich miejscowych knajpach. Lubiła je zmieniać kiedy zauważała, iż ktoś odczuwa jej ciężką obecność. To wcale nieprzyjemne uczucie, być ciężarem, zwłaszcza dla kogoś nieznajomego. W każdej knajpie obowiązkowo musiała wypalić co najmniej jednego papierosa, często nie miała na to ochoty, ale czuła, iż ręce same sięgają po kolejnego i kolejnego. Życie to przecież ciąg banalnych niezręczności, które sprawiają, iż podtrzymujemy nałóg. Bywają chwile nie do zniesienia bez trzymanego w rękach ładnie dymiącego wypełnienia. Zawsze wtedy kiedy siedziała w knajpie sama - paliła. Bo niezręcznie było siedzieć samotnie, potrzebowała zajęcia.
- Można krzesło?
Kiwnęła tylko głową na potwierdzenie i lekko się uśmiechnęła. Pomyślała, iż adekwatnie ten pan mógłby przysiąść się do niej, ale skoro woli tamtą, w potarganej jak stara cerata, niefajnej sukience, to niech wypierdala z tym krzesłem.
Zajęła się czytaniem gazety.
donna