Adrian długo nosił w sobie słowa starego Edwarda. Potrzebujesz kobiety w domu. Tak, wiedział, iż ma rację. Wieczorami, gdy wracał do pustego mieszkania, cisza przytłaczała go. Chłodne ściany i zapach ubrań Zosi, które wciąż wisiały w szafie, przypominały mu o stracie bardziej niż sam cmentarz.
Po kilku miesiącach sąsiedzi zaczęli mu delikatnie sugerować. Adrian, na targu pojawiła się młoda wdowa, może ją znasz W kościele modli się porządna dziewczyna, mogę wam przedstawić Ale nic go nie poruszało. Aż pewnego dnia Edward wziął go pod ramię i zaprowadził do domu swojej dalszej kuzynki, Janiny.
Janina nie była piękna według wiejskich standardów. Miała okrągłą twarz, zbyt duży nos i wyblakłe oczy, a chodziła niezgrabnie. Kobiety we wsi szeptały: Biedny Adrian, po takiej Zosi, teraz wdał się z kimś takim. I tak przylgnęło do niej okrutne przezwisko brzydka żona.
Ale czego ludzie nie widzieli, to jej łagodność. Janina cierpliwie gotowała, nosiła wodę ze studni bez narzekania, a przede wszystkim potrafiła słuchać. Adrian, który od miesięcy nie miał komu się zwierzyć, odkrył w niej rzadki spokój.
Ich ślub był skromny dwójka świadków, ksiądz i kilka świec. Adrian nie poczuł iskry namiętności, ale coś innego kotwicę. A po latach burz kotwica jest cenniejsza niż jakiekolwiek piękno.
Z początku patrzono na niego z politowaniem. Wybrał ją tylko, żeby nie być sam. Nie miał szczęścia do kobiet. Ale stopniowo szepty ucichły. Dom Adriana, który kiedyś dudnił pustką, teraz pachniał ciepłym chlebem i suszonymi ziołami. W długie zimowe wieczory Janina czytała mu łagodnym głosem fragmenty starych książek pozostawionych przez Zosię, a Adrian zamykał oczy i czuł, iż ból już nie jest tak ostry.
Pewnego dnia Edward, stary przyjaciel, zajrzał do nich. Zatrzymał się w progu, patrząc, jak Janina szyje przy oknie, a Adrian znosi drewno na opał. Uśmiechnął się pod siwym wąsem i szepnął:
Piękna czy brzydka, nie ma znaczenia. Ważne, iż znaleźliście siebie.
Adrian odwrócił się do niego i po raz pierwszy od pogrzebu naprawdę się uśmiechnął. Może wieś zawsze nazywała ją brzydką żoną, ale dla niego Janina była niespodziewanym darem życia dowodem, iż prawdziwe piękno nie tkwi w twarzy, ale w spokoju, który wnosi do duszy.
I w tym spokoju Adrian poczuł, iż wreszcie znowu żyje.













