Koniec wigilii dla samotnych i bezdomnych, największej takiej akcji w Opolu

opolska360.pl 5 godzin temu

Po raz pierwszy bezdomni, potrzebujący i samotni zasiedli w Opolu do wigilii 22 grudnia 1993 roku. Na nakrytych białymi obrusami stołach czekały na nich tradycyjne potrawy wigilijne. A po kolacji wszyscy jej uczestnicy otrzymali świąteczne paczki. Z każdym rokiem wigilia się rozrastała. Do stołów siadało 1400, a choćby 2000 osób.

Wigilia, z reguły organizowana 22 grudnia, stała się charakterystycznym, tradycyjnym wydarzeniem w życiu Opola, głośno było o niej także w Polsce.

Wigilia dla samotnych i bezdomnych – koniec szlachetnej akcji

Dlaczego więc inicjatywa padła, tym bardziej, iż samotnych i potrzebujących nie ubywa?

– Na decyzję o zakończenie działalności złożyło się wiele czynników. To między innymi pandemia oraz kryzys gospodarczy, który dotknął niektórych naszych darczyńców – tłumaczy Duszan Bogdanow, jeden z założycieli stowarzyszenia.

– Istotnym powodem było także odejście na emeryturę ks. Zygmunta Lubienieckiego. Jak również fakt, iż przez te 30 lat nie przybyło nowych członków. Brakuje młodszych, chętnych do pracy wolontaryjnej.

Pomysłodawcą i prezesem Stowarzyszenia „Wigilia dla Samotnych i Bezdomnych” był Artur Ciechociński. Chodziło o to, by przy stole wigilijnym z ludźmi potrzebującymi, samotnymi i bezdomnymi spotykali się darczyńcy, samorządowcy oraz przedstawiciele administracji rządowej.

– O patronat i wsparcie projektu poprosiliśmy abp. Alfonsa Nossola, który patronował wigilii. Do współpracy zaproponował ks. Zygmunta Lubienieckiego, proboszcza parafii św. Józefa w Opolu-Szczepanowicach – wspomina Artur Ciechociński.

Ks. Zygmunt Lubieniecki

– Mimo to też ks. abp Nossol osobiście angażował się w pozyskiwanie darczyńców, a naszą wigilia zainteresował się choćby papieski jałmużnik, abp Krajewski.

Organizatorzy wigilii dla ubogich w Opolu chcieli zwrócić uwagę na problem biedy i bezdomności w Polsce, powstały w wyniku przemian społeczno-politycznych po 1989 roku.

Do współpracy zaangażowało się wiele osób, w tym przedsiębiorcy, ludzie nauki i kultury, urzędnicy oraz lokalne autorytety, m.in. Ewa Makowiecka, Beata Cyganiuk, czy Andrzej Toczek, twórca żywej szopki Betlejem w Opolu-Szczepanowicach.

W pracach przy organizacji wigilii dla ubogich zawsze uczestniczyła młodzież z opolskich szkół, a szczególnie z Zespołu Szkół Technicznych i Ogólnokształcących im. K. Gzowskiego w Opolu. Oni zbierali przybory szkolne, zabawki i słodyczy. Pomagali studenci Politechniki i UO.

Pierwsza wigilia odbyła się w stołówce Urzędu Wojewódzkiego w Opolu, na którą przyszło ponad 600 osób. Oprócz kolacji przygotowano dla nich paczki z prezentami dla dzieci oraz paczki z żywnością i środkami higienicznymi.

„Nie wierzyli, iż to dla nich ta wieczerza”

– To był trudny, potransformacyjny czas i pokłosia poprzedniego systemu, kiedy bieda, bezdomność i niepełnosprawność były schowane – opowiada ks. Zygmunt Lubieniecki. – Bezdomnych szukaliśmy na dworcach, w kanałach, gdzie spali. Nie wierzyli, iż to dla nich ta wieczerza.

Kiedy podjechały po nich autobusy, odjeżdżały puste. – Oni autentycznie bali się wsiadać, iż zostaną gdzieś wywiezieni – tłumaczy ks. Lubieniecki.

Jednak uczestnicy tej pierwszej wigilii zobaczyli na stołach potrawy wigilijne, zaczęli je napychać do reklamówek, w obawie, iż dla nich zabraknie. Niektórzy z nich po raz pierwszy w życiu mogli usiąść przy wigilijnym stole, przełamać się opłatkiem i śpiewać kolędy.

– W tamtym okresie bezdomni nigdy nie zdejmowali swoich wierzchnich ubrań, w obawie, iż ktoś im je ukradnie – mówi Duszan Bogdanow. – Po tym też można było rozpoznać bezdomnego, iż wszystko, co posiadał, nakładał na siebie.

Wigilia dla samotnych i bezdomnych. Różne miejsca, ale ta sama idea

Potem w kolejnych latach zmieniały się miejsca wigilii, m.in. organizowano je w dawnym policyjnym kasynie, hali Okrąglak oraz CWK, gdzie na wieczerzę przychodziło od 1500-2000 osób.

– To był czas, kiedy uczestnikami były osoby, które nie odnalazły się po 1989 roku w nowej rzeczywistości – mówi Duszan Bogdanow.

Paczki z żywnością, rozdawane uczestnikom przez te wszystkie lata, dla setek rodzin były podstawą przygotowania świąt w domu.

– Dla wielu opolan wigilia stała się możliwością bezpośredniego kontaktu z władzami Opola i województwa. To właśnie wtedy mogli zwrócić się z prośbą o pomoc w rozwiązaniu ich życiowych problemów – dodaje ks. Lubieniecki.

I tak było. Na wigilii pojawiali się politycy, wojewodowie, radni i prezydenci Opola. – To dzięki mediom wieczerza stała się najbardziej rozpoznawalnym dziełem pomocy charytatywnej na Opolszczyźnie i poza województwem – podkreśla Duszan Bogdanow.

Przełomowym momentem w działalności był 2002 rok, kiedy komitet organizacyjny wigilii dla ubogich sformalizował swoją działalność i założył stowarzyszenie.

– Później uzyskaliśmy status organizacji pożytku publicznego, co umożliwiło uzyskiwanie odpisu 1 proc. Od podatku – wyjaśnia Duszan Bogdanow. – Za wyjątkiem zatrudnionej na części etatu księgowej, wszyscy członkowie działali wolontaryjnie. Chwilami pomagało 100 osób. A prace organizacyjne trwały przez cały rok. To było przede wszystkim nieustanne szukanie sponsorów.

Dzięki darczyńcom stowarzyszenie przez lata nie tylko organizowało wigilie dla ubogich, ale pomagało im m.in. dopłacając do leków, kosztów utrzymania, do wyjazdów wakacyjnych matek z dziećmi w okresie ferii zimowych i wakacji. Stowarzyszenie wspomagało też domy opieki, dom samotnej matki, ośrodki pomocy bezdomnym czy noclegownie.

Z czasem zmieniał się skład uczestników wigilii dla ubogich. Wciąż to byli głównie bezdomni, ale coraz więcej przychodziło rodzin z dziećmi i osoby z niepełnosprawnościami.

– Przybywało też samotnych, bo coraz częściej pojawiały się osoby, którym doskwierała samotność, oni nie chcieli sami spędzać wigilii – dodaje Duszan Bogdanow. – A najważniejszą sprawą dla nich był kontakt z drugim człowiekiem.

Pandemia – początek końca

Niestety, po 2019 roku przyszedł zły czas. Najpierw, z powodu ograniczeń pandemicznych, nie można było zorganizować wigilii dla ubogich w 2020 i 2021 roku. Ale paczki do potrzebujących wówczas dotarły. Rozchorował się też ks. Zygmunt Lubieniecki, a niedługo po tym przeszedł na emeryturę. Pandemia uderzyła też mocno w działalność tych przedsiębiorców, którzy wspierali stowarzyszenie oraz organizację wigilii dla ubogich. Po tych ciosach „Wigilia dla samotnych i bezdomnych”, nie doczekała też znaczącej pomocy instytucjonalnej, pełniąc tak istotną i potrzebną rolę.

– Choć przez cały czas przychodzą na skrzynkę mejlową stowarzyszenia oferty pomocowe. Między innymi związane z bezpłatnym transportem towarów spożywczych, odzieży, zabawek – mówi Artur Ciechociński. – Najwyraźniej wigilia pozostała w głowach ludzi chcących pomagać…

Można się tylko zastanawiać, czy znajdzie się jeszcze ktoś, kto zechce reaktywować ważne wydarzenie w naszej kulturze – wsparcie bezdomnych i potrzebujących w Wigilię.

***

Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania

Idź do oryginalnego materiału