Komuś na pewno jesteś potrzebna

twojacena.pl 3 dni temu

— Chociaż komuś okazałaś się potrzebna…

— Nie potrzebujesz mojego syna, on złamie ci życie.

— To nieprawda, Zofio Stanisławowo. Dlaczego tak mówisz o Wojtku? Przecież to twój jedyny syn!

— Właśnie dlatego cię ostrzegam. Zbyt dobrze znam swojego dziecko, żeby wątpić w swoje słowa.

Zofia Stanisławowa powoli wyszła z kuchni, a Kinga została sama przy stole w swojej nowej wieczorowej sukience. Założyła ją specjalnie, przyszła do sąsiadki, by pochwalić się zakupem, w którym chciała oczarować Wojtka.

Od lat kochała się w synu sąsiadki. Uczucie zrodziło się, gdy była jeszcze małą, naiwną dziewczynką, ale — jak się okazało — zdolną do głębokiego przywiązania.

Wojtek był od Kingi starszy o siedem lat. Gdy się poznali, miał siedemnaście, a ona zaledwie dziesięć. Kinga z rodzicami przeprowadziła się wtedy do Lubienia z sąsiedniej wioski, gdzie ojciec stracił pracę. Zofia Stanisławowa od lat mieszkała tam samotnie z synem.

— Bardzo porządna rodzina — powiedziała wieczorem matka Kingi, wracając od Zofii.
Mimo iż sąsiadka była od niej starsza o piętnaście lat, między kobietami zawiązała się przyjaźń, a Kinga i Wojtek zaczęli się częściej widywać.

Rok później Wojtek wyjechał na studia do Krakowa, a Kinga została z rodzicami, nie zapominając o nim i regularnie odwiedzając Zofię.

Tuż po zakończeniu studiów Wojtek się ożenił, co dla Kingi było ciosem. Do ostatniego momentu nie chciała uwierzyć, iż znalazł prawdziwą miłość. Była przekonana, iż małżeństwo to związek na całe życie. Jej rodzice byli razem prawie dwadzieścia lat, dziadkowie także żyli razem aż do śmierci, choćby Zofia Stanisławowa wspominała, iż z ojcem Wojtka byli w związku, dopóki nie zniknął bez śladu w strefie działań wojennych.

— choćby nie przedstawił mi swojej żony — skarżyła się Zofia, przychodząc do rodziców Kingi. — Jakaś miejska dziewczyna, udająca ważną.

— To pojedź sama do nich do Krakowa — radziła matka Kingi. — Poznaj synową, zobacz, jak syn żyje.

Zofia tylko machnęła ręką:

— Po co? jeżeli Wojtek nie zaprosił mnie na ślub, to znaczy, iż tak miało być. Nie muszę znać jego żony. Nie pojadę.

Kinga żal było Zofii, ale najbardziej bolało ją, iż Wojtek może już nigdy nie wrócić do Lubienia. Jednak niecały rok po ślubie syn Zofii wrócił do wsi z kilkoma rzeczami.

— Tam, syn Zosi wrócił — powiedziała Kinga matka, wracając z pracy.
Dziewczyna zerwała się z miejsca, wybiegła, ledwie nie przewracając matki. W kilka sekund dopadła do domu Zofii, na ganek wbiegając prosto na Wojtka, który właśnie wyszedł zapalić.

— O, Kinga! — zaśmiał się, mrugając do niej.
Dziewczyna zauważyła, jak bardzo się zmienił — stał się dorosłym mężczyzną. Zapuścił brodę, na skroniach pojawiły się siwe włosy, choć miał zaledwie dwadzieścia pięć lat.

— Cześć, Wojtek — powiedziała łagodnie, walcząc z chęcią dotknięcia jego twarzy. — Wróciłeś?

Spojrzał na nią obojętnie i wzruszył ramionami:

— Nie wiem, zobaczymy. Rozwiodłem się. Musiałem wrócić do matki. Mieszkałem u żony z jej rodzicami, a potem poszło — wszystko robiłem nie tak. Wkurzyła mnie na śmierć.

Kinga wpatrywała się w niego, myśląc, jak ta kobieta mogła uznać Wojtka za złego? Przecież jest wspaniały! Tak przystojny, dobry, mądry! Pewnie coś było nie tak z tą miejską lalą, nie bez powodu Zofia nie chciała jej poznać.

— Może pójdziemy do kina? — zaproponowała Kinga, ale Wojtek zaprzeczył głową.

— Nie, nie chce mi się. Mam masę roboty, matka zaprzęgła mnie do pracy.

Kinga się zmartwiła, ale nie dała po sobie poznać. Dla niej najważniejsze było, iż Wojtek jest blisko — oddycha tym samym powietrzem, rozmawia z nią, pyta, jak się ma. Może kiedyś zrozumie, iż to ona jest tą jedyną?

Zofia nie cieszyła się z powrotu syna. Próbowała go zatrudnić w spółdzielni, jeździła do miasta, by znaleźć mu pracę, ale nic mu nie pasowało.

— Mam dość jego wiecznego narzekania — zwierzyła się Kinga Zofia. — Teraz rozumiem, dlaczego się rozwiódł. Problem nie w niej, tylko w moim synu.

— To nieprawda! — oburzyła się Kinga, broniąc Wojtka. — On jest dobry, tylko go nie rozumiesz!

Zofia tylko się uśmiechnęła:

— No tak, ja nie znam własnego dziecka! To taki sam egoista jak jego ojciec!

Zofia zamilkła, odwracając wzrok. Kinga chciała coś dodać, ale się powstrzymała — Zofia wyglądała zbyt smutno.

Nie znalazłszy pracy, Wojtek wyjechał z Lubienia po kilku miesiącach, choćby nie żegnając się z Kingą. Znów płakała, cierpiała, wspominając go jako najwspanialszego człowieka w jej życiu.

A potem wydarzyła się tragedia — w wypadku zginęli rodzice Kingi. Miała zaledwie osiemnaście lat, planowała studia, ale nie zdążyła. Gdyby nie pomoc Zofii, pewnie by nie przetrwała bólu i poczucia bezradności.

Wojtek przyjechał na pogrzeb nie sam. Towarzyszyła mu szczupła blondynka, patrząca na niego z uwielbieniem. Kinga, dusząc się z żalu, zrozumiała, iż znów nie jest sam.

O kolejnym małżeństwie Wojtka dowiedziała się dwa tygodnie później. Zofia ledwie to wspomniała, ale dla Kingi to był grom z jasnego nieba. Wciąż go kochała, ale nadzieje na wspólne życie znikły.

Po śmierci rodziców Kinga została w Lubieniu, pracując w spółdzielni jako drobiarka. Nie poszła na studia, powoli wychodząc z depresji, ucząc się żyć bez rodziców i bez Wojtka.

Aż w przededniu Nowego Roku Zofia powiedziała Kingi, iż Wojtek przyjedzie na święta.

— Przyjedzie z żoną? — spytała Kinga, niemal pewna odpowiedzi.

— Nie, sam — odparła Zofia z gorzkim uśmiechem. — Czy przyjechałby w tę głuszę, gdyby wszystko było w porządku?

Serce Kingi zabiło radośnie. W końcu! Wojtek wróci, zobaczy ją, a ona nie będzie już ukrywać uczuć.

— Nie czekaj na niego z takim zachwytem — ostrzegła Zofia.

Kinga, która już wybrała w sklepie piękną sukienkę, zaniemówiZobaczyła go ponownie dopiero po latach, gdy jej dorosła już córka spytała o ojca, a Kinga, patrząc na jego zniszczone życiem rysy, zrozumiała, iż miłość, która kiedyś wydawała się wieczna, dawno już umarła.

Idź do oryginalnego materiału