Nie ma takiego słowa w słowniku, ale każda kobieta wie, co ono znaczy.
Koleżankowstręt – uczulenie na fałszywe relacje, na uśmiechy, które kłują, na „życzliwe” komentarze, po których czujesz się gorzej, a nie lepiej.
To stan, w który wchodzi się po zbyt wielu zawodach.
I choć boli – bywa uzdrawiający.
Kiedy „koleżanka” staje się wampirem energetycznym
Każda z nas zna taką kobietę.
Na początku była miła, bliska, obecna.
Wspólne rozmowy, kawa, wsparcie, lajki pod zdjęciami.
Ale z czasem coś zaczęło się psuć – nie wiadomo kiedy i jak.
Im bardziej ci się układało, tym bardziej ona cichła.
Im lepiej wyglądałaś, tym bardziej ona zaczynała się dystansować.
Twój sukces był dla niej ciosem, twoja euforia – powodem do obgadywania.
Nie potrzebowała własnego życia, bo miała twoje – śledzone, analizowane, komentowane.
A pod płaszczykiem uśmiechu kryła się zazdrość.
Zazdrość to nie zawsze nienawiść – czasem to bezradność
Nie każda toksyczna koleżanka jest zła.
Czasem to kobieta, która nie poradziła sobie z własnym poczuciem braku.
Patrzy na ciebie i widzi w tobie to, czego sama nie potrafi zbudować: spokój, odwagę, pewność.
Nie umie ci tego dać – więc zaczyna ci to odbierać.
I tak rodzi się koleżankowstręt – nie z pogardy, ale ze zmęczenia.
Ze świadomości, iż wśród kobiet bywa nie tylko wsparcie, ale i subtelna rywalizacja, której nikt nie chce nazwać po imieniu.
Lekcja od „koleżanek”
Każda taka relacja jest jak lustro.
Pokazuje, gdzie wciąż próbujesz zasłużyć,
komu wciąż tłumaczysz, iż nie jesteś zagrożeniem,
i dlaczego tak bardzo potrzebujesz być lubiana.
Autorka posta napisała:
„Nie żałuję ani jednej. Bo każda z nich była dla mnie lekcją – bolesną, ale potrzebną.”
I to prawda.
Fałszywe koleżanki uczą nas tego, czego nie nauczą poradniki:
że wartość relacji nie mierzy się liczbą spotkań, ale spokojem po nich.
Prawdziwa przyjaźń jest cicha
Z wiekiem coraz mniej potrzebujemy „koleżanek do wszystkiego”.
Nie potrzebujemy chórku potwierdzającego naszą wartość.
Potrzebujemy kilku kobiet, przy których można po prostu być.
Takich, które powiedzą:
„Pięknie wyglądasz” – i naprawdę to myślą.
Albo:
„Wyglądasz na zmęczoną, odpocznij” – bo troszczą się, nie rywalizują.
Nie z zazdrości – z troski.
Bo prawdziwa przyjaźń między kobietami nie jest teatrem, tylko przestrzenią bezpieczeństwa.
Zdrowy dystans to nie chłód
Mieć „koleżankowstręt” to nie znaczy nie ufać kobietom.
To znaczy przestać ufać tym, które nie są dla ciebie dobre.
To znaczy umieć wycofać się z relacji, które odbierają energię, a nie dodają jej.
Nie każda kobieta, która się do ciebie uśmiecha, chce twojego dobra.
Ale każda, która chce twojego dobra – nie musi się uśmiechać cały czas.
Czasem wystarczy jedno zdanie, jedna obecność, jedna wiadomość w trudnym dniu.
Zakończenie
„Koleżankowstręt” to nie choroba. To objaw zdrowienia.
To moment, w którym kobieta przestaje godzić się na bycie tłem dla cudzych emocji.
To sygnał, iż zamiast walczyć o uwagę – wybiera spokój.
I może właśnie wtedy, gdy przestajesz szukać „koleżanek”,
zaczynasz przyciągać prawdziwe przyjaciółki.
Bo kobiecość to nie rywalizacja, tylko wspólne dojrzewanie –
tyle iż nie wszystkie dorastają w tym samym tempie.
Wilczyca










