Werka zawsze mówiła wprost. Odkąd pamiętali ją współpracownicy, nigdy nie owijała w bawełnę. Nie miało znaczenia, czy ktoś chciał to słyszeć, czy nie.
Na przykład, gdy Zosia przez cały ranek flirtowała z nowym informatykiem, jednocześnie sprawnie załatwiając zamówienia. Biegała po biurze jak oparzona. *„Mam nadzieję, iż wiesz, iż jego żona jest właśnie w szpitalu?”* – rzuciła Werka. I tyle. Cały flirt poszedł w diabły.
Albo Magda, która od miesięcy próbowała rzucić palenie. Naklejała plastry, żuła specjalne cukierki – nic nie pomagało. W końcu kupiła „cudowną” e-papierosę. Co pół godziny wybiegała na „dymka”. Werka tylko uniosła brew: *„A widziałaś skład tej magii? Bo ja nie. Nikt nie widział. interesujące dlaczego…”*
Wszyscy omijali Werkę szerokim łukiem. Nikt nie chciał trafić pod jej cięty język. A jej było to obojętne. Prawda przecież nie znikała tylko dlatego, iż ktoś wolał jej nie słuchać. Tylko czy komukolwiek ta prawda była potrzebna?
Gdy Werka wyjechała na staż za granicę, w biurze odetchnęli z ulgą. Palili za rogiem, flirtowali z klientami, urządzali szalone piątkowe imprezy i całowali się w ciemnych kątach. Żonaci i kawalerowie.
Po trzech tygodniach wróciła. Dotąd zawsze w eleganckich sukienkach, szpilkach i z mocnym zapachem perfum, z idealnym makijażem. Tym razem weszła w wyblakłych dżinsach i obszernym swetrze, co najmniej dwa numery za dużym. Ani kreski na twarzy. Włosy spięte w niechlujny kok. W przeciwsłonecznych okularach, których nie zdjęła, aż zniknęła w swoim gabinecie. Zamiast ciężkich perfum – ledwo wyczuwalny zapach *Prawdy* Calvina Kleina.
I co najważniejsze – nie zrugała sekretarki za niegotowe dokumenty na poranną naradę. Nie skomentowała, iż informatyk wciąż gada przez telefon z żoną. Minęła stosy dokumentów, w których grzebał prawnik. Jakby niczego nie widziała.
*„Obleciała staż”* – mruknął prawnik.
*„Zachorowała”* – zasugerowała sekretarka.
*„Zakochała się!”* – zaśmiała się Zosia.
*„I dlatego w swetrze po chłopaku?”* – prychnęła tłumaczka.
*„Mniejsza z tym. Za godzinę narada. Lepiej się przygotować, niż plotkować.”*
Tyle iż po godzinie Werki wciąż nie było. Wszyscy zebrali się w sali konferencyjnej. Czekali. Nerwowo przestępowali z nogi na nogę.
Aż nagle informatyk, który usiadł przy oknie, zakrzyknął:
*„Patrzcie! Tam jest!”*
Wszyscy rzucili się do okien.
Po drugiej stronie ulicy, w przytulnej kawiarni, przy stoliku siedziała ich Werka. Ale jakaś inna. Nie chodziło o brak makijażu czy rozczochrany kok. Po prostu naprzeciw niej był mężczyzna, który coś opowiadał, a ona się śmiała.
Ich Werka. Śmiała się.
Wszyscy wpatrywali się w okno, jakby nie wierząc własnym oczom. Ta zawsze opryskliwa, zirytowana koleżanka teraz wyglądała jak zupełnie inna osoba.
*„Szczerze mówiąc, nie znalazłam dziś porządnej bluzki”* – powiedziała Werka do swojego towarzysza z uśmiechem. *„Więc wciągnęłam twój sweter.”*
*„Wolę, kiedy jesteś bez niego”* – odparł mężczyzna.
Werka zaczerwieniła się i szturchnęła go pięścią w ramię.
*„Przestań.”*
*„Nie mogę”* – nachylił się ku niej. *„Musimy skończyć tę robotę i jechać do mnie. Albo do ciebie. Jedno mi to. Od kiedy poznaliśmy się na lotnisku, wszystko się zmieniło.”*
*„Zgadzam się.”*
*„A tak w ogóle…”* – szepnął mężczyzna, *„to masz sweter na lewą stronę.”*
*„Niech to!”*
*„Więc zdecydowanie trzeba go zdjąć. U mnie.”*
Rozśmieszył ją. Siegnęła po telefon i wybrała numer.
W sali konferencyjnej rozległ się dzwonek na recepcji.
*„Firma XYZ, dzień dobry! Pani Weroniko? Dobrze. Wszyscy czekają na naradzie. Jak to, nie przyjdzie? Aha? Chora? No proszę… Życzymy szybkiego powrotu do zdrowia!”*
Sekretarka wpadła do sali.
*„Nasza Weronika zachorowała!”*
*„Widzimy”* – mruknął informatyk. Wszyscy wpatrywali się w Werkę, która, zdrowa jak ryba, wsiadała właśnie z nieznajomym do samochodu. Zniknie na kilka dni. I lepiej do niej nie dzwonić.
*„Dlaczego?”* – zdziwiła się sekretarka.
*„Kiedykolwiek przyszłaś do pracy w swetrze wywróconym na drugą stronę?”* – zaśmiała się Zosia. *„Albo w okularach przeciwsłonecznych, żeby nikt nie zobaczył, jak świetnie spędziłaś noc? Kiedy jest ci obojętne, iż nie umalowałaś się? Taki luz, bo myślami jesteś przy nim, a nie tutaj.”* Pokręciła głową.
Sekretarka przetwarzała te informacje. Reszta też.
Zosia wzruszyła ramionami i ruszyła do wyjścia.
*„Zachorowała”*, *„Obleciała staż”*. A ja mówiłam – zakochała się. Teraz nasza Werka jest inna.
*„Na długo?”* – mruknął ponuro informatyk.
Zosia zmierzyła go wzrokiem.
*„To już tylko od was, chłopaki, zależy.”* I wyszła.