Kolejowe opowieści: Kolejarz u Andersa cz. 7

wolnadroga.pl 2 tygodni temu

W pierwszych dniach sortowano nas do różnych prac. Zostałem przydzielony do warsztatów mechanicznych. Były sekcje: elektryczna, kopalnia podziemna ropy naftowej, stolarka, budowlana, do wyrąbywania lasu oraz roboty porządkowe. Trzeciego dnia przydzielono mnie do sekcji ślusarsko – kowalskiej. Uprzedzono, iż kto nie wypracuje normy otrzyma gorsze wyżywienie. Po sprawdzeniu moich akt, prawdopodobnie przywiezionych z Polski, polecono mi wykonać hermetyczną bramę do zamknięcia kanału w kopalni ropy naftowej (ropa w stanie stałym). Do pomocy przydzielono mi młodych chłopców, dzieci rolników. Wyznaczono termin wykonania dwa tygodnie. Już po tygodniu wiedziałem, iż terminu nie dotrzymam, bo starzy łagiernicy bali się utracić swoje przywileje. W sposób najbardziej brutalny wymyślano przeszkody. Przeklinano w najobrzydliwszy sposób. Kradziono wykonane części itp.

W tych warunkach ja też starałem się niszczyć narzędzia i nie dotrzymać terminu. Praca i życie stawały się obojętne. Było smutno, ponuro, zimno chociaż pod dachem na dalekiej północy. W duszy wybaczyłem starym łagiernikom ich wybryki. Za niedotrzymanie terminu zostałem skazany na tydzień „karceru” i straciłem przywileje związane z pracą, lepsze utrzymanie itp.

Pan Zabłocki, rzemieślnik z zakładów głównych Łapy został przydzielony do wykończenia hermetycznej bramy do pomocy. Chociaż nie był winien niedotrzymania terminu dostał 5 dni karceru. Więzienie w nieopalonym baraku w nocy, a w dzień normalna praca i tylko 300 g. chleba.

Nie ufano mnie i o tym wiedziałem, bo na wszystko miałem usprawiedliwienie. Nikogo nie wtajemniczałem, udawałem, iż to niedołężność i wina tych, co kontrolują – byli to przeważnie kryminaliści. Dobrych fachowców było niewielu. Usunięty od tej pracy wykazałem nadludzką siłę, zmuszony do rąbania grubych płyt żelaza na kołnierze do rur w rafinerii, „modląc się gorąco”. Na mrozie spędzałem 10 do 12 godzin z kilkunastoletnimi chłopcami, którzy nie mieli najmniejszego pojęcia o tym co robią. Trzeba było udawać, iż się pracuje, żeby nie zmarznąć. Wraz z grupą byłem zupełnie niewydajny. Zostałem przeniesiony do innego działu spawalno ślusarskiego. Zwymyślano mnie za niedotrzymanie terminu, za zepsucie wiertarki, za jakieś rury itp. Odpowiedziałem, iż kto pracuje ten i psuje. Zaskoczony byłem, gdy kierownik działu powiedział, iż zatrzymuje mnie u siebie i chce, żebym pracował lepiej. niedługo zachorowałem. Okradziono mnie w baraku, zabrano buty z cholewami, w których ukryłem obrączkę ślubną. Buty po pewnym czasie odnalazłem bez obrączki. Po pewnym czasie powiedziano, iż obrączkę przekazano do działu finansowego. Obrączki mi nie zwrócono, a buty znów ukradziono na zawsze.

Chorować to była rozkosz dla więźnia. Wówczas otrzymywałem normalną porcję jedzenia, bez obawy o jutro. Zwolniano od pracy tylko tych, którzy mieli temperaturę lub uszkodzenie ciała.

W obozie prace przed wojna z Niemcami trwały 10 godzin dziennie, a podczas wojny 12 godzin. Na śniadanie otrzymywało się od 200 do 900 g. dziennie, zależnie od wypracowanej normy plus zupa owsianka ćwierć litra o godzinie piątej rano. Praca rozpoczynała się o szóstej rano i trwała do piątej wieczór z pół godzinną przerwą na obiad. Dawano około litra zupy owsianka gotowana na rybie i ¼ litra kaszy owsianej. Polskie konie przedwojenne nie jadły tego. w godzinę później wydawano ¼ litra kaszy owsianej i kawałek ryby. „Stachanowcy” dostawali 900 g. chleba, rybę plus inne dodatki.

Mieszkaliśmy w tajdze na terenie przyległym do kopalni. Na wyrąbanej polanie stały baraki z desek. W każdym baraku mieszkało około 200 osób. Po jednej i drugiej stronie baraku stały prycze jednopiętrowe i jedno lub dwuosobowe. Warunki mieszkaniowe lepsze niż w więzieniach. W barakach było ciepło, bo spalaliśmy drzewa nieograniczoną ilość. W tym łagrze było około 7 tysięcy różnych narodowości. Polacy, Rosjanie, Żydzi, Uzbecy, Litwini, procentowo przeważał element z Polski. Żydzi przodowali w każdym odcinku pracy (Żydzi- Rosjanie). Najwięcej było Żydów lekarzy, kierowników różnych specjalności warsztatowych, majstrów, brygadierów, naczelników itp. Ci wspierali swoich współziomków, kosztem innych narodowości. Byli bezwzględni faworyzując swoich rodaków.

Fragment pochodzi z książki W. Jałowik. W piekle wojny na trzech kontynentach, oprac. K. Drozdowski, Warszawa 2020.

Krzysztof Drozdowski

Idź do oryginalnego materiału