No znowu ten problem…
– Julka, no chodź, proszę – błagała Zosia.
– Nie chce mi się. Nikogo tam nie znam. Idź sama albo weź ze sobą Majkę albo Olę – odparła Julka. – Egzaminy tuż-tuż, trzeba się uczyć.
– Majka wkuwa, Ola bez swojego Jacka się nie ruszy, a samej jakoś głupio, jakbym latała za Bartkiem.
– A nie lataś? – spytała Julka.
– Julka, no błagam… – Zosia złożyła ręce jak do modlitwy.
– Dobrze już. Tylko jak mnie tam zostawisz, to pożałujesz – ostrzegła Julka, wstając z kanapy.
Jeden ze starszych roczników miał wolne mieszkanie, bo rodzice wyjechali do Afryki na rok. W każdą sobotę urządzali tam imprezy. Zbierali się starsi studenci, przychodzili ludzie z innych kierunków, a choćby świeżo upieczeni absolwenci. Dzielili się „doświadczeniem”, patrząc z góry na młodszych.
Zosia trafiła tam przypadkiem. Spotykała się ze starszym kolegą, który ją wprowadził do towarzystwa. gwałtownie się rozstali, a Zosia zwróciła uwagę na Bartka. I teraz namawiała Julkę, żeby z nią poszła, licząc, iż znów go spotka. Sesja w toku, na uczelni się nie zobaczą.
Julka włożyła jeansy i obszerną białą koszulę. Z jednej strony wpuściła ją w spodnie. Na jej szczupłej, wysokiej sylwetce wyglądało to stylowo. Podkreśliła oczy kredką, rozpuściła włosy i odwróciła się od lustra do Zosi, która niecierpliwie czekała.
– No co, siedzisz? Na kogo czekamy? – spytała Julka.
– Słuchaj, a tak ci pasuje podkreślać oczy. Wyglądasz jak jakaś tajemnicza księżniczka.
– Tylko umowa – postawiła warunek Julka. – jeżeli Bartka nie będzie, wychodzimy.
– Dobrze – Zosia łatwo się zgodziła.
Drzwi otworzyła młoda kobieta w jeansach i męskiej koszuli, z papierosem w zębach i burzą niesfornych, kręconych włosów. Zmrużyła oczy od dymu, przyglądając się dziewczynom. Bez słowa skinęła głową w stronę pokoju, zapraszając do środka. Z mieszkania dobiegała cicha muzyka i głosy.
– Nie rozbieraj się, tu się nie przejmują butami – szepnęła Julce do ucha Zosia, gdy ta chciała zdjąć baleriny. Zachowywała się jak stała bywalczyni, choć widać było, iż jest równie zestresowana co Julka. Na środku pokoju stał stół z resztkami przekąsek, niedopite butelki wódki i taniego wina. Na kanapie siedział chłopak w towarzystwie dwóch dziewczyn, dwóch innych kłóciło się przy stole. Para kołysała się przy oknie. A raczej dreptała w miejscu, bo przestrzeni było mało. Nikt nie zwracał uwagi na nowe twarze. A jeżeli ktoś rzucił okiem, to zaraz tracił zainteresowanie. Co oni mieli do powiedzenia pierwszoroczniakom?
Dziewczyny usiadły na wolną kanapę pod ścianą. Rozległ się dzwonek i niedługo weszła ta sama kobieta w męskiej koszuli, a za nią dwóch chłopaków. Od razu zostali entuzjastycznie przywitani. choćby tańczący przerwali i podeszli się przywitać.
– Jest! – Zosia zerwała się z kanapy i podeszła do nich, zagadując do jednego. Tamten nie okazał zachwytu, odpowiadał z wyraźną nudą. Drugi za to przyglądał się Julce. Był starszy od reszty, wysoki, wysportowany, przystojny, z bystrymi szarymi oczami. Julka spuściła wzrok, zawstydzona.
– Cześć. Nudzisz się? – Obok niej usiadł właśnie ten chłopak. Z bliska wydawał się jeszcze dojrzalszy. – Nie widziałem cię wcześniej. Chcesz potańczyć? – Wyciągnął do niej dłoń. Jego ręka była duża, mocna i ciepła.
Zaczęli powoli poruszać się przy oknie, gdzie wcześniej tańczyła inna para. Cicha muzyka nie przeszkadzała w rozmowie. Pytał, na jakim jest roku, jaki kierunek, czy mieszka z rodzicami, czy w akademiku… Co chwilę pojawiały się nowe osoby. Julka zaczęła myśleć, iż to mieszkanie ma ukryte pokoje, bo ciągle ktoś wychodził i wchodził.
Podeszła do nich Zosia i oznajmiła, iż wychodzi. Widać było, iż jest mocno rozczarowana.
– Ja też powinnam iść – powiedziała Julka, spoglądając z żalem na swojego towarzysza. Nie chciała odchodzić.
– Odprowadzę was – zaoferował się chłopak – tylko się pożegnam.
Wyszły na ulicę.
– Frajer – rzuciła Zosia, mając na myśli Bartka.
Julka ledwie słyszała przyjaciółkę, bo myślami była przy nowym znajomym. Właśnie wyszedł z klatki i podszedł do nich.
– No to jak, dziewczyny, przedstawimy się? Jestem Krzysztof.
– Krzysztof Nowak? Kapitan drużyny piłkarskiej? Wiedziałam, iż gdzieś cię widziałam! – ucieszyła się Zosia.
– Lubisz piłkę? – zdziwił się Krzysztof.
– Spotykałam się z twoim fanem. Nie opuścił ani jednego meczu. – Zosia pisnęła z zachwytu. – Nie wierzę! Sam Krzysztof Nowak!
Zosia za wszelką cenę starała się skupić jego uwagę. Skoro nie wyszło z jednym, drugiego nie przepuści. Krzysztof to wyczuł.
– Zosia, gdzie mieszkacie?
– Ja pokażę – ożywiła się i przez całą drogę paplała bez przerwy.
Julka szła obok, milcząca.
– To mój dom, a następny Julki. Zobaczymy się jeszcze? – spytała Zosia.
– Pa – powiedziała Julka i skierowała się w stronę swojego bloku.
– Julka, zaczekaj! – Krzysztof ruszył za nią.
Zosia spojrzała za nim z wyraźną urazą. Liczyła, iż znajomość się rozwinie.
Wieczór przyniósł przyjemny chłód po upalnym dniu. Julka i Krzysztof stali pod klatką i rozmawiali. Obojgu nie chciało się rozstawać. Krzysztof opowiadał, iż pracuje w lokalnej gazecie, iż zawsze marzył o dziennikarstwie, o pracy w telewizji. Gazeta mała, ale od czegoś trzeba zacząć.
– Jeszcze o mnie usłyszycie – powiedział z nutą buty. – A ty będziesz nauczycielką? Bo dzieci kochasz, od zawsze marzyłaś?
– A co? – Julka poderwała się.
– Nie, nic. Tylko pytam – odpowiedział już łagodniej. – Daj numer.
– Nie masz? – Julka wyjęła telefon z kieszeni i podała muKrzysztof zadzwonił dwa dni później, gdy Julka już prawie straciła nadzieję, i zaprosił ją na spacer po parku, a gdy przytulił ją pod starym dębem, poczuła, iż może właśnie to jest ten spokój i miłość, której szukała, i iż przeszłość w końcu przestała ją boleć.