Kolacja w Polskim Stylu

polregion.pl 14 godzin temu

Marek Nowak, po pięciu latach od rozwodu, decyduje się na poważny związek. Ma własne mieszkanie w Warszawie, stałą pracę w korporacji i uważa się za miłego, empatycznego człowieka. Z pozoru wszystko gra: jest przystojny, ma stabilny dochód płaci około 20000 zł miesięcznie, a jego dorosły syn, Kuba, regularnie spędza weekendy z ojcem. Relacje z byłą żoną, Julią, są pokojowe, a on sam cieszy się szacunkiem kolegów, którzy opisują go jako pracowitego i bez skaz.

Mimo to, kiedy rozmowy przechodzą od przyjemnych spotkań w kinie czy teatrze do tematu poważnego zobowiązania, Marek zaczyna się wycofywać. Nie chce pokazywać, iż temat go niepokoi, i unika głębszych pytań. Jego koleżanki z pracy, widząc to, komentują: To nie ma sensu, chłopakowi nie zależy na stałości. Kolega, młody analityk Janek, wtrąca: Po co mu dodatkowe kłopoty? Lepiej samemu się wyrobić wyjść na piwo, pojechać na ryby, nie przywiązywać się.

Janek ma częściowo rację. Marek przez pierwsze trzy lata po rozpadzie małżeństwa żył samotnie, wciągnięty w nocne kluby i przelotne znajomości. Po roku tego stylu zaczyna się męczyć. Kilka nieprzyjemnych zdarzeń kradzież w sklepie, bójka przy wejściu do bloku sprawiają, iż zaczyna poszukiwać stabilniejszych relacji, ale nie chce dłużej trwać dłużej niż kilka miesięcy z jedną osobą.

Pewnego dnia, podczas przerwy na lunch, Marek przypomina sobie Julię. Zaczyna się złościć, iż po rozwodzie ona nagle zaczęła dbać o siebie, wyjść za mąż i żyć sukcesywnie. Myśli, iż obaj próbowali zmienić się dla siebie, ale w efekcie nic nie wyszło. Mimo iż mają mieszkanie, pieniądze i dobrego syna, Marek czuje, iż nic nie ma sensu, jeżeli nie potrafi znaleźć prawdziwego ciepła.

W wieku czterdziestu lat Marek wygląda atrakcyjnie: siwe skronie dodają mu charakteru, a uśmiech ukrywa smutek. Wie, iż żadna z kobiet, które go otaczają, nie podnieca jego serca. Znajomym brakuje mu prawdziwej bliskości, a nieznajome kobiety wydają się go przerażać mogą mieć zazdrosnych mężów, dzieci albo coś gorszego.

Wtedy przychodzi nieoczekiwana okazja. Jego kolega ze stołu, Piotr, opowiada, iż jego siostra, Grażyna, właśnie przeprowadziła się z Krakowa do Warszawy. Jest z Warszawy, ma styl, jedzie w eleganckim samochodzie i chce zamieszkać w spokojnym miejscu. Szuka dobrego faceta, a ja myślę, iż mógłbyś jej pomóc, mówi Piotr.

Marek na żarty wspomina, iż szuka żony, i Piotr odpowiada: Rozumiem, to nie takie proste. Może twoja siostra i moja siostra mają coś wspólnego. Po krótkiej rozmowie Piotr obiecuje podać numer Grażyny i zorganizować spotkanie w kawiarni przy ulicy Mokotowskiej, w restauracji Szpinak. Grażyna jest nieco niepewna: najpierw nie odbiera telefonu, potem odmawia, tłumacząc się pracą. Przekłada spotkanie kilka razy, a w końcu zgadza się na jutro wieczorem.

Marek przychodzi do Szpinaka piętnaście minut wcześniej, zdejmuje płaszcz, zamawia kawę i obserwuje wejścia. Restauracja jest ekskluzywna, przytulna, w środę wypełniona parą. Po pół godziny zamawia sałatkę Cezar, dwie porcje, aby mieć co w razie przyjścia gościa. Prosi kelnera o dwa kieliszki białego wina i czeka.

Po czterdzieści minutach Marek dzwoni pod numer Grażyny, ale ona odrzuca. Spojrzała w stronę drzwi, a w oknie przeszła nieznajoma dziewczyna, którą Marek przywitał gestem ręki, ale gwałtownie zniknęła. Myśli: Dobrze, iż nie przyjdzie, bo mogłoby się nie udać.

Zamawia więc sam kiełbasę z grilla, otwiera aplikację z ulubioną playlistą i relaksuje się przy winie. Nagle pod krzesłem zjawia się dziewczyna, której mokre włosy i płaszcz kapie od deszczu. Zaskoczony, Marek podnosi płaszcz i podaje jej ręcznik. Dziewczyna, nieśmiała, zdejmuje kurtkę, a Marek, chcąc przełamać napięcie, pyta: Grażyno, zamówmy coś? Ja już miałem kiełbasę, a ty?.

Stoję już tu od jakiejś chwili, patrzyłam z okna. Czy mogę dostać frytki? odpowiada z uśmiechem. Marek kieruje się do obsługi, by poprosić o frytki i tłumaczy: Na miejscu nie ma, ale mamy pieczone mięso z ziemniakami i grzybami. Oferuje jej powiesić płaszcz w szatni.

Grażyna siada do stołu i z apetytem pożera sałatkę Cezar, mocno popijając winem, jakby to był kompot. Po chwili Marek zauważa, iż talerz jest pusty. Myśli: Właśnie trafiłem na interesującego człowieka głodna, ale jednocześnie pełna energii.

Patrzy na Grażynę dokładniej: ma ponad trzydzieści lat, nie nosi przesadnego makijażu, w naturalny sposób podkreśla urodę, włosy są proste i niefarbowane. Sylwetka jest proporcjonalna, a w prostym swetrze widać subtelne krągłości. Siedzi cicho, przyglądając się kelnerowi, a gdy podaje jej frytki, łapie je łyżką, po czym z zadowoleniem wzdycha.

To niesamowite, jak smakuje jedzenie, kiedy naprawdę się głoduje, mówi z entuzjazmem. Ludzie pracują po sześć dni w tygodniu, by móc choć raz w życiu dobrze zjeść w restauracji. Marek słucha, nie odpowiada, ale czuje dumę, iż dziewczyna uważa go za bogatego.

Grażyna kontynuuje: Widzisz, myślałam, iż bogactwo to samochody i drogie mieszkania, ale prawdziwe szczęście to po prostu możliwość zjeść coś smacznego. Marek podnosi się, przyjmuje poważny wyraz twarzy i odpowiada: Może nie jestem najbogatszy, ale lubię przyjemności, które nie kosztują fortuny.

Po skończonym posiłku Grażyna wstaje, podchodzi do Marka, dotyka lekko pierś i mówi: Dziękuję, naprawdę mnie to rozgrzało. Marek, nie mogąc uwierzyć w to, krzyczy: Grażyno, spotkamy się jutro? Zadzwonię. Ona odpowiada, iż zgubiła telefon, więc nie może się odezwać. Dlaczego nie mogę się z tobą skontaktować? Bo nie mam telefonu? pyta Marek, a ona wzrusza ramionami. Chciałam ci powiedzieć, iż naprawdę mi się podobało.

Grażyna przyznaje, iż przyjechała do miasta przypadkiem, zainspirowana obietnicą lepszych zarobków i lepszym życiem. Zostawiła pracę w małej przychodni, nie mając żadnych planów, licząc na szybkie znalezienie mieszkania i stabilny dochód. Po powrocie do rodzinnego miasta jej matka upominała się, iż już dawno powinna wziąć ślub lub wyjechać do brata. Brat nie chciał przejmować się jej problemami, więc Grażyna musiała wrócić do domu, gdzie matka szukała dla niej nowego ojca.

Pierwszy rok w Warszawie upływa jej spokojnie pracuje w cukierni, kupuje nowy telefon, wynajmuje pokój w akademiku za 800 zł i ma własną łazienkę. Po kilku miesiącach dziewczyny, które zamieszkały z nią, wyprowadzają się, a Grażyna zostaje sama, z rosnącymi rachunkami za czynsz i media. Próbując się utrzymać, przyjmuje koleżanki do swojego pokoju, ale po tygodniu dochodzi do awarii wody, bójki i chaosu. Właściciel mieszkania wyrzuca je wszystkie i żąda zapłaty za naprawy.

Grażyna sprzedaje jedyny telefon, spłaca długi i zostaje bez grosza w małym pokoju w akademiku. Dwa tygodnie przed wypłatą ma jedynie suchy ryż i herbatę z dżemem. Głód powoduje, iż wędruje po mieście, podchodząc do restauracji Szpinak. Ogląda przez okno bogate dania, ale jej portfel jest pusty.

W pewnym momencie pod oknem pojawia się piękna kobieta w białych włosach, wysokich obcasach. Wychodzi z samochodu, patrzy na wewnętrzną scenę i wykrzykuje: Co za brzydula, kolejny nędzarz!. Zamknięte drzwi i głośny motor odjeżdżają, a Grażyna spogląda w okno, szukając choćby jednego nędzarza. Przy jednym stoliku siedzi mężczyzna, który macha ręką, jakby zapraszał do siebie.

Grażyna, zdeterminowana, podchodzi do mężczyzny, który oferuje jej darmowy posiłek. Okazuje się, iż to Marek. Rozbawiony, opowiada, iż uznał ją za szaloną, ale jej autentyczność go przyciągnęła. Razem idą pod deszczem, śmieją się i rozmawiają. Na pożegnanie Marek kupuje jej torbę z zakupami, niesie ją do akademika i odchodzi, nie podając numeru telefonu.

Grażyna czuje się przygnębiona, ale jednocześnie szczęśliwa, iż spotkała kogoś, kto ją docenił. W jej pokoju znajduje mały liścik w manualnie pisanym, męskim stylu: Czekam na ciebie jutro o 19:00 w tym samym miejscu. Marek.

Tak kończy się ich pierwsze spotkanie, a oboje patrzą w przyszłość, pełni nadziei, iż razem stworzą coś trwałego.

Idź do oryginalnego materiału