Kolacja skończyła się rozwodem
– Zupełnie ci palma odbiła? – Halina cisnęła serwetą o stół. Kieliszek z winem zadygotał i o mało nie spadł. – Zaprosić ją tutaj, do naszego domu!
– Hala, uspokój się – Leszek poprawił nerwowo krawat. – Nic się przecież nie stało. Zwykłe spotkanie służbowe.
– Służbowe? – głos Haliny sięgnął oktawy wyżej. – O dziesiątej wieczorem? Przy butelce szampana i świecach?
– Omawialiśmy nowy projekt…
– Jaki projekt, Leszku? Jaki projekt z tą… z tą Grażyną?
Leszek spuścił wzrok. Na stole wciąż stały talerze po kolacji – tak starannie przygotowywał bigos, chciał sprawić żonie przyjemność. A teraz wszystko wzięło w łeb przez jeden nierozważny telefon.
Halina wstała i zaczęła nerwowo przemierzać kuchnię. Czterdzieści trzy lata, a wyglądała młodziej. Szczupła, zadbana, zawsze o siebie dbała. Leszek często mówił znajomym, iż żonę ma jak z obrazka.
– Słuchaj mnie uważnie – przystanęła naprzeciw męża, ręce w boki. – Nie jestem idiotką, chociaż tyle o mnie myślisz. Ta lala dzwoni do ciebie codziennie, spóźniasz się z pracy, wracasz przesiąknięty jej perfumami.
– Hala, przesadzasz…
– Przesadzam? – wyciągnęła z kieszeni komórkę. – A to co? Piętnaście nieodebranych połączeń od niej tylko dziś!
Leszek zbladł. Zapomniał, iż Halina widzi wszystkie powiadomienia z jego telefonu przez wspólne konto rodzinne.
– Dzwoniła w sprawie pracy…
– W sprawie pracy! – Halina gorzko się zaśmiała. – W sobotę, w niedzielę, o północy! Co to za praca taka nagląca?
Leszek milczał, kręcąc w dłoni widelec. Nic nie powiedział. Dwadzieścia dwa lata małżeństwa, nigdy nie widział żony w takim stanie. choćby gdy dręczyły ich problemy z gotówką, gdy chorowała jej matka, Halina trzymała fason. Teraz była na krawędzi załamania.
– Leszku – jej głos stał się cichszy, ale czuć w nim było ból – przecież widzę, co się dzieje. Zakochałeś się w niej.
– Nie – pokręcił głową, ale zabrzmiało to nieprzekonująco choćby dla niego.
– Nie okłamuj mnie! Nie okłamuj siebie! Znam cię dwadzieścia dwa lata, myślisz, iż nie widzę? Promieniujesz, jak cię woła. Oczy ci się jarzą, gdy się wybierasz do biura. Jak wracasz do domu…
Halina nie dokończyła, ale Leszek zrozumiał. Gdy wracał do domu, stawał się ponury, drażliwy. Dom wydawał mu się nudny w porównaniu z biurem, gdzie pracowała Grażyna.
– Hala, porozmawiajmy spokojnie – poprosił.
– O czym? – usiadła na krześle naprzeciw. – O tym, jak się zmieniłeś? O tym, iż przestałeś mnie dostrzegać? Że już od miesiąca nie gadamy naprawdę?
Leszek popatrzył uważnie na żonę. Kiedy ostatnio pytał o jej sprawy? Kiedy się interesował, jak jej minął dzień? Wszystkie myśli zaprzątała Grażyna.
– Młoda jest? – cicho spytała Halina.
– Co to ma do rzeczy?
– Ile jej lat, Leszku?
– Dwadzieścia osiem.
Halina skinęła głową, jakby potwierdziły się jej najgorsze obawy.
– Rozumiem. A ja mam czterdzieści trzy. Zestarzałam ci się.
– Pleciesz głupoty.
– Głupoty? – podeszła do lustra w przedpokoju. – Spójrz na mnie, Leszku. Te zmarszczki koło oczu, ta siwizna, którą co miesiąc zakrywam. A ona młoda, ładna, bez dzieci, bez kłopotów.
– Sami nie mamy dzieci – przypomniał Leszek.
– Nie – przyznała Halina. – I to moja wina. Nie dałam ci ich dać.
– Hala, nie…
– Muszę! Wreszcie trzeba powiedzieć otwarcie! Czuję się winna już piętnaście lat. Każdy widok dziecka sprawia, iż myślę: czy Leszek mnie za to obwinia? Czy odejdzie do kobiety, która mu da potomka?
Leszek podniósł się, by objąć żonę, ale ona odsunęła się.
– Nie dotykaj mnie. Mów prawdę: kochasz ją?
Zapadła cisza. Leszek wbił wzrok w podłogę, Halina czekała na odpowiedź. Na ścianie tykały stare zegary, kupione w trzecim roku małżeństwa za sto pięćdziesiąt złotych na targu staroci.
– Sam nie wiem – wyrzucił w końcu.
– Nie wiesz, czy boisz się przyznać?
– Hala, to skomplikowane…
– Dla mnie nie – usiadła przy stole, składając dłonie. – Albo mnie kochasz, albo ją. Żadnej trzeciej opcji.
Leszek opadł na krzesło obok. W głowie miał zamęt. Z jednej strony żona, z którą przeżył najlepsze lata. Która go wspierała, wierzyła w niego, gdy zakładał firmę. Z drugiej Grażyna, pojawiła się pół roku temu i wywróciła jego świat do góry nogami.
– A co czujesz, gdy ona jest blisko? – ciągnęła Halina przesłuchanie. – Co się z tobą dzieje?
– Ja… czuję się młody – przyznał. – Jakbym znów miał dwadzieścia pięć lat.
– A ze mną?
– Z tobą czuję
Tomasz odpalił silnik, patrząc na znane okna mieszkania, które od dziś już nie było jego domem, i nagle dotarło do niego z całą mocą, iż właśnie zostawił szczęście na progu, czekając na niepewne jutro z Mają.