„Kogo Ty do domu prowadzisz, synu…”

twojacena.pl 4 dni temu

„Kogo ty do domu wprowadzasz, synu…”

Joanna Kowalska cały dzień spędziła w kuchni. Przygotowała ulubione sałatki, nadziała gołąbki, upiekła kurczaka z chrupiącą skórką. Dzisiaj był wyjątkowy dzień – jej syn Bartosz miał po raz pierwszy przyprowadzić swoją narzeczoną.

Dom lśnił czystością, obrus był starannie wyprasowany, a ciasto stygło na parapecie. Joanna raz po raz poprawiała włosy, zerkała w lustro i z niepokojem czekała – tak bardzo chciała spodobać się przyszłej synowej.

Rozległ się dźwięk otwieranego zamka. Joanna wyprostowała plecy: „To oni!” – pomyślała i już miała wyjść do przedpokoju, gdy nagle usłyszała stłumione głosy.

– Bartek, ty na poważnie? To twoje mieszkanie?… To jakiś muzeum – prychnęła z pogardą Katarzyna.

– Cicho, Kasia… Mama usłyszy. Po co tak…

– Niech słyszy! Może wreszcie zrozumie, iż ten grat powinien dawno trafić na śmietnik! – ze złością kopnęła starą komodę w przedpokoju.

– Co ty sobie pozwalasz?! – Joanna weszła do przedpokoju, jej twarz zbladła, oczy błyszczały. – Jesteś w moim domu, nie na targowisku.

Zapadła niezręczna cisza.

Katarzyna choćby nie przeprosiła. Przy kolacji kręciła nosem, ledwo tknęła jedzenie, ciągle sugerowała, iż wystrój jest „komunistyczny”, i ogólnie – nie zamierzają tu mieszkać, dopóki nie zrobią generalnego remontu.

Joannie zrobiło się słabo. Wstała w milczeniu, wyszła na balkon, przycisnęła dłoń do piersi. Po raz pierwszy od trzydziestu lat żałowała, iż wychowała syna sama. Mąż odszedł, gdy Bartek miał niecały rok. Dźwigała wszystko sama – pracę, wychowanie, dom.

A teraz ten dom stał się solą w oku obcej kobiety.

Gdy Katarzyna oznajmiła, iż jest w ciąży, Joanna milczała. Wiedziała już, iż ten związek nie przyniesie nic dobrego. Zbyt różne wartości. Ale dla dziecka, dla Bartka… Zaproponowała: „Mieszkajcie tu. Mieszkanie jest duże. Możecie wyremontować pokój po swojemu”.

– Jeden pokój to za mało! – warknęła Kasia. – Chcemy sprzedać tę ruderę i kupić dwa mieszkania.

– Nie pozwolę roztrwonić tego, co moi rodzice budowali całe życie! – Joanna nie wytrzymała.

Następnego dnia Bartosz przyszedł z dokumentami. Prosił o wydzielenie jego części. Joanna, nie patrząc, podpisała.

– Sprzedawaj. Rób, jak uważasz. Ale wiedz, iż z tym domem tracisz nie ściany, ale kawałek rodziny.

Po tygodniu Joanny nie było. Cicho, nocą, we śnie. Bartosz znalazł jej zdjęcia na parapecie. Na jednym – trzymała go, niemowlaka, przy babcinym fortepianie.

Stał w pustym pokoju, gdzie teraz słyszało się tylko echo.

A meble… Meble Kasia zdążyła już sprzedać.

Po trzech latach Bartosz mieszkał w „swojej” kawalerce. Sam. Katarzyna z dzieckiem – osobno. A odrestaurowany, stary stół z zielonym suknem stał w kącie. Obok – zdjęcie mamy. I każdego wieczoru w myślach prosił ją o wybaczenie…

Idź do oryginalnego materiału