Kochana, jedyna

newsempire24.com 6 godzin temu

Drobny deszcz siekł po twarzy, wpadając do oczu. Kinga wracała do domu, marząc tylko o tym, żeby już być na miejscu. W głowie miałam mętlik, myśli rozpływały się jak rozgotowany makaron. Omijając kolejną kałużę, o mało nie poślizgnęła się na śliskim błocie przy krawężniku. „Dość tych fajerwerków. Już nie nastolatka. Czas przerzucić się na buty bez obcasów”.

W końcu stanęła przed swoim blokiem. Wpisała kod na klawiaturze i weszła do środka. W nos uderzyło suche, zakurzone ciepło od kaloryfera, który w środku wiosny grzał na pełnej petardzie. Żeby tak zimą… Winda powoli wwiozła ją na szóste piętro. „Czyżbym się rozchorowała? Zupełnie nie mam siły” – pomyślała, opierając się o ścianę kabiny.

W przedpokoju osunęła się bezładnie na podnóżek, przytuliła plecami do ściany i zamknęła ciężkie powieki. „Już. W domu!” – westchnęła i natychmiast zapadła w ciemność bez dźwięków i zapachów.

– Mamo, czemu siedzisz po ciemku? Źle się czujesz?
Na dźwięk głosu Krzysia drgnęła, ale nie otworzyła oczu.

– Nie, synku. Po prostu jestem zmęczona – wykrztusiła z trudem.

Czuła, iż syn stoi i patrzy. Kinga z wysiłkiem rozkleiła powieki, ale Krzysia nie było, za to w kuchni paliło się światło. Zrzuciła buty, poruszyła palcami u nóg, uwolnionymi z ciasnego więzienia, i wstała. Natychmiast zatoczyła się w stronę wieszaka.

– Mamo! – Krzyś podbiegł i złapał ją, zanim upadła.

– Coś mi się zakręciło w głowie.

Pomógł jej dotrzeć do kanapy w pokoju. Kinga usiadła, odchyliła się i wyciągnęła nogi. „Jakie to przyjemne!” Oczy same się zamknęły… W następnej chwili drgnęła, wyrwana z półsnu, i zobaczyła zatroskane spojrzenie syna.

– Mamo, na pewno wszystko w porządku?

Skinęła głową i poprosiła o herbatę. Krzyś niechętnie poszedł do kuchni.

A ona przypomniała sobie, jak w pracy ocknęła się na podłodze gabinetu. Nie pamiętała upadku. Wtedy też uznała, iż to zmęczenie. „Czuję się jak staruszka, a mam ledwie trzydzieści dziewięć lat. Może jednak choruję? Jutro pójdę do przychodni”. Westchnęła i ruszyła do kuchni.

– Jesteś blada. Boli cię głowa? – Krzyś postawił przed nią kubek z parującą herbatą.

Kinga uśmiechnęła się na siłę.

– Po prostu padam, taka pogoda, deszcz. – Wzięła mały łyk. – Jadłeś coś?

– Tak, mamo. Muszę jeszcze odrobić lekcje.

– Idź już, wszystko gra. – Kinga powoli dopijała herbatę.
Potem przebrała się w znoszony, mięciutki szlafrok i zajrzała do pokoju syna. Krzyś siedział pochylony nad książką. Serce zalała czułość. Najukochańszy, jedyny, prawie już dorosły.
Kinga zamknęła cicho drzwi.

– Panie doktorze, co ze mną? Może witaminy? – Następnego ranka Kinga siedziała w gabinecie lekarskim.
Wyspała się, ale wciąż czuła się wykończona.

– Zobaczymy. Proszę skierowanie na badania i rezonans. Z wynikami od razu do mnie. I nie zwlekajcie. W rodzinie były przypadki nowotworów, udarów?

– Tak. Tata miał raka, mama zmarła na udar. Czyli to może być… Mam syna w szkole. Poza mną nie ma nikogo. Nie mogę umrzeć! – Krzyk Kingi odbił się od ściany, wrócił i utknął w gardle.

– Nie wyprzedzajmy faktów. Predyspozycje bywają, ale jest pani jeszcze młoda… Czekam na wyniki. Na razie zwolnienie, spokojne badania, odpoczynek.

– Mamo, byłaś u lekarza? Co powiedział? – Gdy Krzyś wrócił ze szkoły, Kinga gotowała już zupę.

– Nic konkretnego, posłał na badania. Jutro mnie nie budź.

Patrzyła, jak syn je. „Taki duży już. A jeżeli to coś poważnego? Rak? Nie myśleć o tym”.

– Mamo, wszystko okej? Znowu się zamyśliłaś.

– Tylko trochę.

W nocy nie mogła zasnąć. Jak spać, gdy w głowie kłębią się koszmary? Przypomniała sobie dzieciństwo, rodziców, jak odchodzili jeden po drugim, gdy studiowała. Wtedy poznała Jacka. Był przy niej, wspierał. Jacek mieszkał w akademiku, przyjechał z innego miasta. Niemal od razu zamieszkali razem.

Gdy Kinga zaszła w ciążę, Jacek się ucieszył, od razu zaproponował ślub. Bez wesela. Jej rodziców już nie było, a matka Jacka mieszkała daleko. Pojechali do niej później w odwiedziny.

Oczywiście, bywały kłótnie. Nikt im nie pomagał, nie doradzał. Kinga starała się nie awanturować, gdy Jacek spóźniał się po pracy. Ale gdy Krzyś miał dwa lata, nagle oświadczył, iż kocha inną, iż odchodzi, iż tak nie da się żyć…

Jak płakała, błagała, chwytała go za koszulę. Wyrwał się, odepchnął ją i wyszedł. Kinga oddała syna do żłobka i wróciła do pracy. Było ciężko. Krzyś często chorował. Brała dodatkowe fuchy, ale pieniędzy i tak brakowało.

Tylko raz zadzwoniła do byłego męża, gdy Krzyś potrzebował drogich leków. Przekazał jej pięćset złotych i spytał, na co wydaje alimenty.

Gdy Krzyś podrósł i zapytał o ojca, Kinga powiedziała mu prawdę. Później wyznał, iż czatował na niego pod biurem. Ale tamten był zbyt zajęty rozmową z długonogą laską, by go zauważyć.

Krzyś bardzo przeżył, iż ojciec zamienił ich na inną kobietę. Potem spytał, czemu mama się nie maluje, nie ubiera modnie jak jego nowa żona? Jak wytłumaczyć, iż oszczędzała, by on miał wszystko? Że na siebie nie starczało. Bała się, iż usprawiedliwienie zabrzmi jak pretensja.

A Krzyś wkroczył w wiek buntu – opryskliwy, walczący o swoje. Znalazła w jego kieszeniach papierosy. Wtedy jeszcze raz zadzwoniła do ojca, by porozmawiał z synem. Jacek odpowiedział, iż właśnie urodziło mu się dziecko, iż nie ma czasu, a na dodatek brakuje mu pieniędzy.

Kinga próbowała sama rozmawiać, ale kończyło się krzykami i groźbami ucieczki. Ileż już zniosła – zdrad, zmartwień, trudówAle teraz, gdy Krzyś trzymał ją za rękę w szpitalnej sali, a w jego oczach malowała się taka czułość, jakiej nie widziała od lat, Kinga uświadomiła sobie, iż wszystkie te trudności były warte tego jednego, najważniejszego uczucia – bezwarunkowej miłości między nią a synem.

Idź do oryginalnego materiału