Kochamy cię, synu, ale nie przyjeżdżaj już do nas.
Starsza para, Jan i Maria, zamieszkuje od lat drewniany domek pod Krakowem, tak stary, jak oni sami. Nie zamierzają się przeprowadzać. Wieczorami wspominają swoje lata, liczne szczęśliwe chwile. Dzieci już dorosły, mają własne rodziny. Córka Zofia mieszka w pobliskiej wsi, więc często odwiedza rodziców, a wnuki przynoszą euforia i gwar. Syn Aleksander wyjechał pięć lat temu i od tamtej pory nie zagląda, pogrążony w pracy i obowiązkach, zwykle spędza urlop za granicą. Ostatnio zadzwonił i oznajmił, iż przyjedzie.
Wieść rozgrzewa Jana i Marię. Jan wsiada w rower i jedzie po zakupy do sklepu przy rynku, a Maria rozmyśla, co przygotować, żeby sprawić synowi przyjemność. Odliczają dni do przyjazdu Aleksandra. Mężczyzna niedawno po raz drugi wziął ślub; jego pierwsza żona lubiła wędrówki, więc rozstali się. Nie mają dzieci i budują nowe życie.
Aleksander przyjeżdża wieczorem samochodem, zje kolację i od razu kładzie się spać. Jan i Maria siadają cicho obok, żeby choć spojrzeć na swojego syna rozmowy nie ma, długa podróż go zmęczyła.
Jan mówi radośnie:
Synu, będziesz spał do woli, a jutro pomożesz mi ściąć drewno, pozbędziemy się obornika ze stodoły, podwiemy choinkę i udekorujemy dom, bo od kilku lat nie mieliśmy jeszcze świątecznego drzewka.
Maria dodaje:
Musimy jeszcze naprawić podłogę w spiżarni, inaczej zaraz załamiemy się pod ciężarem.
Jan kładzie się spać, ale Maria nie potrafi zostawić syna poprawia kołdrę, układa poduszkę. Rankiem Jan wstaje wcześnie, rozgrzewa piec, żeby było ciepło, gdy Aleksander się obudzi. Maria zaczyna piec ciasto. Aleksander wstaje w południe i przyznaje, iż dawno nie spał tak głęboko. Po śniadaniu włącza telewizor i wygodnie rozsiada się przed filmem.
Maria pyta:
Synu, pomożesz tacie przy ścięciu drewna?
Aleksander odpowiada:
Mamo, jestem tu tylko na kilka dni, nie dam rady, niech tata sam rozgrzeje saunę.
Starsi rodzice razem noszą wiadro wody z studni do sauny, nie mówią nic.
Po obiedzie Jan woła:
Musimy pozbyć się obornika ze stodoły. Jesteś młody i silny, chodź i zrób to!
Aleksander odpowiada:
Co ty, tato? Czy naprawdę myślisz, iż po pracy w Krakowie nie będę zmęczony? Przyszedłem się zrelaksować, a tu od razu praca.
Po sesji w saunie Aleksander otwiera butelkę wódki i narzeka na życie. Cały dzień rodzice są wyczerpani, a on ciągle opowiada: raz o dużym mieszkaniu z drogimi meblami, raz o rasowym psie, iż wszystkie kobiety są niezdarne, a praca już go nie cieszy.
Rodzice nie wytrzymują i idą spać. Aleksander czuje się urażony, mówi, iż pójdzie do siostry, bo z nimi jest nudno. Maria zaczyna lamentować, zabiera mu kluczyki i prosi, by nie wsiadał za kierownicę. Aleksander prawie rozbija drzwi, wchodzi do pokoju, podkręca telewizor na maksa i krzyczy, iż nie może zasnąć.
W końcu Jan podchodzi do syna, widzi, iż już chrapie, wyłącza telewizor i kładzie się spać w ciszy.
Rankiem Aleksander spaceruje po lesie, zmarznięty, wraca do domu, rozgrzewa się przy herbacie i siedzi na kanapie. Nie pamięta wczorajszego dnia. Maria odczuwa ból głowy przez cały dzień.
Jan i Maria pakują do torby lokalne przysmaki: kiszoną kapustę, domowe pierogi, słoik konfitury. Aleksander nie odmawia.
Tyle włożyliście! Moja żona będzie zachwycona, nigdy nie próbowała takiej kompoty. Zabiorę to ze sobą, choć zapomniałem prezenty noworoczne nie szkodzi, następnym razem już je przyniosę.
Maria ociera łzę i mówi:
Nie przyjeżdżaj już tak często, synu! Kochamy cię, martwimy się, ale możesz oglądać lepszy telewizor w swoim domu.
Aleksander rozumie, iż zranił rodziców, nie wie, co powiedzieć. Machnął ręką, wsiadł do auta i odjechał w kierunku Krakowa, gdzie czeka już codzienny zgiełk.














