To był zasłużony urlop. I sporo wyczekiwany. Ale opłacało się. Malta mnie nie zawiodła, a wręcz przeciwnie. Wyspa mała, skalista, ale ma swój urok. Łatwo ją oswoić, ogarnąć. Mi kojarzy się z Anglią, ale taką upalną. Jest tu mnóstwo angielskich pubów np. Diana Pub, albo takich gdzie można zagrać w snookera, albo gdzie jada się "english breakfast" i fish & chips. Trochę dziwi mnie to, iż Anglicy, wyjeżdżając ze swojego kraju, przez cały czas chcą jeść tylko swoje angielskie potrawy. Ja wolałam poznawać kuchnię maltańską. Być może wynika to ze tego, iż Anglicy na Malcie czują się prawie jak u siebie. Stacjonowali tu do lat 60. Spotkać można pełno angielskich emerytów, ale równie dużo jest Polaków, Niemców, Francuzów, Włochów, a też Czechów, Ukraińców itd. itp.
Pierwsza porcja wspomnień poniżej.:)
Dzień pierwszy Buggiba- rozglądamy się. Kąpiemy w basenie, w morzu (jest mega słone), nurkujemy, opalamy się, spacerujemy i podziwiamy zachód słońca. Mogłabym tak codziennie :)