Kobieta zaintrygowana mężczyzną – czy to miłość?

polregion.pl 1 godzina temu

Pewna kobieta kochała się w mężczyźnie. Czuła to głęboko, ciągnęło ją do niego nieodparcie. Wydawało jej się, iż to miłość.

I bardzo się martwiła. On nie odpowiadał jej uczuciem, choć starała się zwrócić na siebie uwagę: mówiła zalotnym głosem, rzucała kuszące spojrzenia, szukała pretekstów do rozmowy, rozpięła choćby guzik przy bluzce… Robiła wszystko, co trzeba. Bez efektu.

Co gorsza, ten mężczyzna zaczął okazywać zainteresowanie innej kobiecie z pracy — zwykłej, przeciętnej pani w średnim wieku, starszej od niego. Rozmawiali godzinami, przynosił jej kawę z automatu, odprowadzał ciepłym wzrokiem… A potem zaczął ją choćby odwozić do domu swoim samochodem. A ta pani choćby nie miała prawa jazdy!

Jak to możliwe? Przecież ta zakochana kobieta była przecież młodsza i ładniejsza. A on choćby nie spojrzał w jej stronę.

Sprawa była prosta. Ta zakochna pani nic o nim nie wiedziała i nie chciała wiedzieć. Owszem, wiedziała, iż jest wolny, iż zarabia dobrze, iż nosi drogie garnitury i jeździ markowym autem. I tyle. Reszta jej nie obchodziła.

Interesował ją sam mężczyzna — przystojny, magnetyczny, aż chciała rzucić mu się w ramiona! Związać się z nim. Wyjść za niego.

O czym oni w ogóle mogą tyle gadać z tą nieatrakcyjną kobietą? Piszą do siebie, dzwonią, siedzą w samochodzie i godzinami rozmawiają zamiast jechać. To nie jest miłość! To tylko gadanie.

A jednak — miłość to właśnie rozmowa. To zrozumienie drugiego człowieka. Rozmowa, w której po pół słowie wiesz, co myśli ten, kto jest ci bliski. Śmiejesz się z żartu, zanim go dokończy — bo już wiesz! Mówicie jednym językiem i nigdy wam się nie znudzi. Bo ten człowiek jest dla ciebie interesujący. Cały. Zawsze. Od pierwszego krzyku po ostatnie tchnienie.

Czy już jadł? Jak tam jego ojciec, pomogło leczenie? Boli go jeszcze plecy? Pamiętasz ten stary film o Sindbadzie Żeglarzu, gdzie plastelinowy potwór gonił dzielnego marynarza? Załóż ciepłą kurtkę, dziś będzie zimno. A grałeś w dwa ognie na koloniach?

Jest takie zdanie u Maughama — pamiętasz? Patrz, liście żółkną jak stare listy i fotografie. A u mnie zakwitła fiołka. Latami nic, a teraz — o, popatrz! A ty w szkole miałeś dyżur przy kwiatkach, pamiętam. I zakwitł ci kaktus, tak się cieszyłeś.

Daj, sprawdzę, czy masz gorączkę. Jesteś rozgrzany… Załóż czapkę, wieje.

I przytulę cię. Bo to dla ciebie żyję i oddycham. Jesteś mój. A ja — twoja.

Dla obcych to tylko strumień słów. Paplanie. Dziecinne brednie. Nie. To język miłości, zrozumiały tylko dla tych, którzy kochają naprawdę. Głębokie zainteresowanie drugim człowiekiem, jego życiem, jego światem.

Ta zakochana kobieta interesowała się tylko sobą. I swoim uczuciem, które nazywała „miłością”. To był apetyt. Pragnienie posiadania pożądanej rzeczy. Chęć zaspokojenia głodu. Bycia jego.

Ale nie stanie się twoim to, czego nie rozumiesz. Muzyka, której nie pojmujesz, nigdy nie będzie twoja. Wiersze, których nie czujesz, pozostaną obce. I drugi człowiek nie będzie twój, jeżeli go nie rozumiesz. I nie chcesz zrozumieć. Jesteś pochłonięty własnym pragnieniem. Chcesz tylko posiąść…

I żadne sztuczki nie wzbudzą miłości. Tylko wzajemny apetyt — u kogoś tak samo egoistycznego. A potem ludzie się rozchodzą. Bo co adekwatnie ich łączy? To zupełnie obcy człowiek.

Możesz kochać łabędzia. Podziwiać go, opiekować się nim, karmić, chronić przed zimnem i drapieżnikami. Albo możesz go upiec na rożnie, jak Henryk VIII. Zrobić pasztet. Zjeść. I poczuć sytość… oraz rozczarowanie. Gdzie teraz jest łabędź?

Tak jest z miłością. Niektórzy nie rozumieją ani drugiego człowieka, ani jej istoty. Wciąż rozpinają guziki, mówią kusząco, rzucają spojrzenia. Czasem uda im się złapać łabędzia. Ale nie ma w tym ani sensu, ani szczęścia. Tylko chwilowe nasycenie.

I trudno im wytłumaczyć, czym jest miłość. Nie zrozumieją…

Idź do oryginalnego materiału