Znużona kobieta po sześciu latach samotności.
Katarzyna była wykończona. Sześć lat minęło, odkąd mąż ją zostawił. W zeszłym roku córka wyszła za mąż i wyprowadziła się do innego miasta.
Czterdziestodwuletnia Katarzyna była w rozkwicie życia. Druga młodość. Słynęła jako doskonała gospodyni, a jej pomidorowe ogórki uchodziły za arcydzieło. Ale dla kogo miała je robić? Słoiki piętrzyły się już na balkonie, niepotrzebne.
Nie zamierzam więdnąć w samotności, będąc tak piękną! mówiła przyjaciółkom. One odpowiadały: Szukaj męża! Jest tyle samotnych mężczyzn!. Jedna z nich poleciła biuro matrymonialne Idealny Mąż. Katarzyna uznała to za śmieszne i żałosne, ale liczba czterdzieści dwa nie dawała jej spokoju. Zabytkowy zegar babki wybijał upływający czas metalicznym dźwiękiem.
I tak Katarzyna stanęła w drzwiach agencji. Przywitała ją miła kobieta w fioletowych okularach:
Mamy najlepszych. Sprawdźmy razem bazę. Proszę usiąść!
Owszem, wszyscy przystojni odparła Katarzyna z uśmiechem. Ale skąd mam wiedzieć, czy któryś jest dla mnie?
To proste wyjaśniła kobieta. Wypożyczamy go pani na tydzień. To wystarczy, by zdecydować.
Wypożyczamy?
Tak! Mężczyzna zamieszka z panią. Nie bawimy się w nieśmiałość. Gwarantujemy, żadnych wariatów.
Nagle Katarzyna poczuła ekscytację. Wspólnie wybrały pięciu kandydatów. Zapłaciła symboliczną kwotę i wróciła do domu w podnieceniu. Pierwszy miał przyjść jeszcze tego wieczoru.
Włożyła zieloną sukienkę kolor nadziei i diamentowe kolczyki, które rzadko wyjmowała ze starego puzderka.
Dzyń! rozległ się dzwonek.
Zerknęła przez wizjer. Zobaczyła róże i wydała cichy okrzyk radości. Otworzyła drzwi. Mężczyzna był elegancki, jak na zdjęciu.
Zasiedli do stołu. Katarzyna przygotowała ucztę. Różany bukiet stanął w centrum. Obserwując dyskretnie gościa, pomyślała: Ten wystarczy.
Zaczęli od sałatki. Kandydat skrzywił się: Za dużo soli. Zawstydzona, Katarzyna uśmiechnęła się nerwowo. Podała pieczoną kaczkę. Twarda mruknął. W pośpiechu zapomniała choćby o winie, które starannie wybrała. Nalała kieliszki: Za nasze spotkanie! Gość powąchał, skosztował: Mierne wino. Wstał: Pokaż pani mieszkanie
Katarzyna podała mu bukiet: Nie lubię róż. Do widzenia.
Tej nocy uroniła kilka łez. Ale przed nią były jeszcze cztery spotkania.
Następnego wieczoru przyszedł drugi kandydat. Cześć! rzucił, czuć go było wódką. Już świętujesz? spytała. Eh, luzik. Masz telewizor? Zaraz mecz, Legia Lech. Pogadamy przy tym. Obejrzysz u siebie odcięła się ostro.
Znowu płakała w samotności.
Dwa dni później pojawił się trzeci. Nieprzystojny, w wytartej marynarce, z zaniedbanymi paznokciami. Buty zabłocone. Katarzyna już myślała, jak go grzecznie wyrzucić, ale zaprosiła na obiad. Jadł łapczywie, chwalił każdą potrawę. Była zmieszana. Wyjęła swoje przetwory. Boże! wykrzyknął. Najlepsze, jakie jadłem!
Wtedy zegar babki wybił godzinę. Co za zgrzyt! skrzywił się. Wszedł do pokoju, wspiął się na stołek, obejrzał mechanizm: Naprawię to. Macie narzędzia?
Wkrótce zegar wydzwonił czysty, melodyjny dźwięk. Katarzyna była zachwycona. To znak, pomyślała. Trzeci szczęśliwa liczba. Miał tyle zalet! Brudne buty? Detal do poprawy.
Przygotowała się na wspólną noc. Położyła elegancką pościel w róże (naprawdę je lubiła). Gdy wyszła z łazienki, kandydat już spał, w ubraniu. Patrzyła na niego czule: Biedaku, zmęczyłeś się. Wślizgnęła się pod kołdrę.
Koszmar zaczął się natychmiast. Majsterkowicz chrapał. Donośnie, potężnie. Przytknęła poduszkę do uszu, przewróciła go nic nie pomogło. Rano był wypoczęty: No to jak? Dziś się wprowadzam?
Katarzyna pokręciła głową: Nie. Jesteś miły, ale nie!
Czwarty, brodacz, przypominał bohatera starych filmów. Pozwoliła mu choćby palić w kuchni. Słuchaj, Kasia rzekł, wypuszczając dym. Jestem wolny. Lubię wędkowanie, piwo z kumplami. I nie znoszę pytań «Gdzie byłeś?» Pasuje ci?
Patrzyła, jak strząsa popiół do doniczki z orchideą. A kobiety też gonisz? spytała. A czemu nie? Wolny jestem!
Po nim długo wietrzyła kuchnię. Głowa ją bolała, czuła się wyczerpana. Nie zmyła choćby naczyń.
Następnego ranka obudziła się przy śpiewie wróbli. Zrozumiała nagle, jak dobrze się czuje. Sobota. Nigdzie się nie spieszyła, nikt nie marudził, nie chrapał, nie brudził. Naczynia? Pozmywa, kiedy zechce. Spokój i wolność.
Zadzwonił telefon: Dzień dobry! To Idealny Mąż. Mamy kolejnego kandydata! Ten się na pewno sprawdzi!
Katarzyna krzyknęła do słuchawki: Wykreślcie mnie! Najlepszy mąż to żaden mąż!
I roześmiana rozsunęła zasłony.











