Killerzy ciszy

instytutsprawobywatelskich.pl 2 miesięcy temu

Nastała wiosna, a z nią … koniec ciszy. Po kilku dniach sąsiedzkiej aktywności zaczynam tęsknić za długimi ciemnymi wieczorami zaczynającymi się o godzinie 16, gdzie głównym źródłem hałasu był wiatr dudniący w dachówkach. Zimą cieszę się, iż nie mieszkam w centrum, gdzie od rana do wieczora z głośników ryczą kolędy. Przedmieścia zimą są ciche.

Wiosną natomiast ludzie, którzy dotąd siedzieli w domach, nagle wylegają. Zaczynają sprzątać. Piły w ogródkach wyją jak stado szerszeni. Kosiarki startują od świtu – bo wiadomo, mokra trawa lepiej się poddaje. Jeden sąsiad kończy, drugi zaczyna. I tak w kółko. Jak sztafeta dźwięku. Czasami mam wrażenie, iż nagła cisza wybudza po kolei z letargu kosiarzy. Skończył pan spod jedynki, odpala pan spod dwójki, a kolejny sąsiad już stoi w blokach startowych.

Zamykając szczelnie okno zastanawiam się, czy cechą naszego gatunku nie jest przypadkiem głęboko zakorzeniona niechęć do ciszy.

Hałas generuje transport, przemysł, budowy, to wiadomo. Dopuszczalne normy hałasu? W dzień to 55 dB na terenach zamieszkałych, w nocy 45. Ale wystarczy, iż masz za oknem ruchliwą ulicę i pyk – 80 decybeli wwierca ci się w mózg. Jak w fabryce. Albo w klubie techno.

Narzeka się na hałas, walczy, wygłusza ściany, wycisza pojazdy. Świetnie. Ale jak wytłumaczyć zjawiska mniej przemysłowe, a bardziej społeczne? Weźmy taką osobę, która w lesie – lesie, podkreślam – słucha muzyki. Głośno. I nie na słuchawkach, o nie! Na głośniku wielkości bochenka chleba. Czemu? Bo natura w wersji audio to za mało. Musi być jeszcze bas.

A ci, którzy próbują tylko słuchać śpiewu ptaków? Frajerzy bez playlisty.

Plaża? Już dawno nie miejsce relaksu. To raczej miniaturowy festiwal muzyczny. Megafony przy wejściach nadają jak lokalne rozgłośnie, z każdej knajpy inny beat – tu latino, tam techno, dalej „Przez twe oczy zielone” w wersji remix. Oczywiście ktoś przyniósł też własny głośnik, bo przecież po co słuchać tej muzyki, która już leci, skoro można dodać jeszcze jedną warstwę dźwięku? Jak lasagne – warstwa na warstwie, do bólu głowy.

Jak już się tak rozkręciłam w narzekaniu, to jeszcze ci powiem, drogi Czytelniku, iż odkąd pamiętam, trudno mi było zrozumieć fenomen imprez rodzinno-towarzyskich typu wesela z ogłuszającą muzyką. Zwykle konsumpcja i tany realizowane są w tym samym pomieszczeniu, przez co jedząc kotleta i próbując porozmawiać z dawno niewidzianym kuzynem czy znajomym, uczymy się czytać z ruchu warg lub na pytanie „co słychać?” wyciągamy kciuka do góry i też na migi dajemy znać, iż chętnie byśmy pogadali, ale nic nie słychać, bo zespół uznał, iż tylko z głośnikiem rozkręconym na full będziemy mogli pojechać „windą do nieba”.

Z wesela uciekamy znów w góry. Mam takie jedno miejsce, gdzie bywałam zwykle kilka razy w roku. Na szczycie góry jest piękna połonina, którą idzie się długo w ciszy wśród wysokich traw i krzaków jagód. Schodzi się do potoku i można tam siedzieć godzinami i słuchać wiatru i chlupotu wody. Czasami ciszę przerywało beczenie owiec i basowe szczeknięcie psa pasterskiego. Tak było. Ale już nie jest i nie będzie. Bo miejsce to uznano za zbyt piękne, by nie musiało na siebie zarabiać. Zbudowano tam więc…tor gokartowy! To dla dzieci, a dorośli mają wypożyczalnie quadów, którymi można pruć przed siebie łąkami, czując jak wiatr szarpie złotym łańcuchem na klacie kierowcy i przydługimi rzęsami pasażerki. Żegnaj, Cicha Dolino!

Kończę ten tekst z cichą (o ironio!) nadzieją, iż cisza stanie się kiedyś modna, pożądana, chroniona nie tylko dość słabo egzekwowanymi paragrafami, ale też umową społeczną.

Że cisza nocna będzie respektowana, a choćby rozciągnięta na ciszę dzienną. Że hałasowanie będzie uznawane za szkodliwe i równie niestosowne, jak palenie w szpitalu.

Są już podejmowane próby np. cichych przedziałów w pociągach. Ale to za mało, cały pociąg powinien być strefą ciszy, z jednym wagonem hałasu, gdzie połowa pasażerów odpali głośniki z muzyką, a druga połowa będzie wrzeszczeć do telefonów mówiąc, iż nic nie słychać, bo jacyś idioci hałasują. Proponuję, żeby był to ostatni wagon, nie za mocno połączony z resztą pociągu.

A póki co: hello silence, my old friend, czy niedługo będzie cię można znaleźć tylko w drogich wyciszających słuchawkach?

Idź do oryginalnego materiału