**Dzień, w którym życie się zaczyna: historia Ewy**
– Mamo, idę dziś z Olią do kina! Bądź w kontakcie, dobrze? – krzyknął Kuba i pocałował Ewę w policzek, zanim zniknął w łazience. Słyszała, jak nucił pod nosem, jak szumiała woda. Był szczęśliwy… Wolny. Tak, jak ona nigdy nie była. – Mamo, wychodzę! – zawołał Kuba, wyglądając z uśmiechem w ulubionej niebieskiej koszuli. – Powodzenia, kochanie! – Ewa pomachała mu i usiadła w fotelu. Telefon cicho zadzwonił – nowa wiadomość. Otworzyła ją roztargniona… i zamarła.
Przez wieczorną ciszę przebił się cichy szloch. Ewa leżała zwinięta w kłębek, obejmując kolana, i płakała bezgłośnie – łzy zostawiały mokre ślady na poduszce.
– Mamo, co się stało? – Kuba wrócił wcześniej i spojrzał na nią z niepokojem. gwałtownie otarła oczy, naciągnęła uśmiech:
– Wszystko w porządku, słoneczko. Po prostu jestem trochę zmęczona.
Usiadł obok, wpatrując się w jej twarz. Już dorosły. Wysoki, opanowany, z tym samym uroczym uśmiechem co w dzieciństwie. Tylko teraz coraz częściej był on kierowany nie do niej, ale do jego Oli…
Wspomnienia napłynęły nagle. Osiemnaście lat. Marek. Ślub. Miłość aż do zawrotu głowy. Naiwna wiara, iż uczucia pokonają wszystko. Ale… nie pokonały.
– Mamo! Gdzie moja niebieska koszula? – głos Kuby wyrwał ją z zamyślenia.
– W szafie, po lewej! – krzyknęła, uśmiechając się pod nosem.
Podeszła do lustra. Czterdzieści dwa lata. W oczach smutek, którego nikt od dawna nie dostrzegał. Jakby życie utknęło w przeszłości…
Pamiętała tamten dzień. Wtorek. Sklep osiedlowy. Chleb, mleko. I… Marek. Z torbą i… słoiczkiem jedzenia dla niemowląt. Pampersami. Uśmiech na twarzy. Ale oczy zdradziły prawdę.
– To… nie to, co myślisz – wybełkotał.
– A co mam myśleć?! Że leczysz się u tej… jak ją… Kasi?! Macie już dziecko?!
Potem była mgła. Krzyki. Rozwód. Samotność. Ale i wolność.
Nauczyła się żyć sama. Bez Marka. Bez awantur. Teściowa została po jej stronie, wspierała ją. Wychowywała syna, uczyła się uśmiechać… zapominać o zdradzie.
Czasem jednak przychodziły takie chwile. Jak dziś, gdy widziała, jak Kuba przytula Olę. Jak budują swój związek – świadomie, z szacunkiem. Bez głupich obietnic „na zawsze”.
Telefon znów zadzwonił. Prośba o dodanie do znajomych. Tomek… Ten sam Tomek z podstawówki?!
Szkolne podwórko. Ona – pierwsza piękność. On – z bukiecikiem stokrotek pod bramą. Potem pojawił się Marek. A Tomek pozostał w przeszłości.
– Ela, nie uwierzysz… Napisał Tomek z podstawówki!
– Ten, który był w tobie zakochany aż do matury? – zaśmiała się przyjaciółka. – Marek wtedy aż awanturę robił z zazdrości!
– Wysłał mi tylko zaproszenie.
– No to dodaj! Podobno teraz w dużej firmie pracuje, ożenił się, ale chyba się rozwodzi…
Następne tygodnie były jak bajka. Wiadomości. Flirt. Śmiali się, pisali do rana. Tomek był czuły, lekki, miał dobry dowcip… Tylko teraz było w nim coś więcej – pewność mężczyzny, który wiele przeszedł.
– Kubo – powiedziała pewnego wieczoru – chcę ci kogoś przedstawić…
– Tomka? – Kuba się uśmiechnął. – Mamo, wszystko widzę. Świecisz się. Cieszę się dla ciebie.
Załkała. Ale niedługo Tomek pisał rzadziej. Krócej. A potem…
„Ewo, przepraszam. Mam kogoś innego. Wybrałaś Marka – bolało. Teraz wiesz, jak to jest.”
Wpatrywała się w ekran. Zamarła. Dorosły mężczyzna… i jego zemsta po dwudziestu latach?
– No, dość tego płaczu! – wpadła Ela. – Teraz my mu odpiszemy.
Razem ułożyły wiadomość – z humorem, złością i ulgą:
„Drogi Tomku! Dziękuję ci ogromnie! Nie pamiętam, kiedy ostatnio tyle się śmiałam, flirtowałam, czułam się kobietą. Odmłodziłeś mnie, jakby dwadzieścia lat zniknęło. Mam nadzieję, iż twoja wybranka doceni twoją aktorską duszą. Całuję (platonicznie). Ewa.”
Odpowiedź nadeszła natychmiast – potok obraźliwych słów. Ale Ewa już się śmiała. Po raz pierwszy – naprawdę.
A tydzień później zatrzymała ją blondynka w supermarkecie:
– To pani?! Ta, co mi Tomka odebrała?! Rozbiła pani naszą miłość!
Ewa mrugnęła. Potem – ku własnemu zaskoczeniu – uśmiechnęła się:
– Och, myli się pani. Prawodiwą odbiera– Najlepsze w tej chwili jest to, iż już nikomu nie muszę udowadniać, iż jestem szczęśliwa.