**10 maja 2023**
Dzisiaj wieczorem Kuba rzucił na odchodne:
– Mamo, idziemy z Olą do kina! Bądź w kontakcie, dobrze? – Pocałował mnie w policzek i zniknął za drzwiami łazienki.
Słyszałam, jak pod prysznicem nucił jakąś wesołą piosenkę. Usiadłam w fotelu przy oknie i, jak często bywało, wpatrywałam się w niego. Był szczęśliwy. Wolny. Lekki.
Takim, jakim ja nigdy nie byłam.
Przed oczami przemknęły wspomnienia – osiemnastoletnia, zakochana jak dziewczynka, wychodziłam za mąż za Piotra. Wtedy myślałam, iż miłość to na zawsze. Że wystarczy trzymać się za ręce, a reszta ułoży się sama.
– Mamo, gdzie moja niebieska koszula? – głos Kuby wyrwał mnie z zamyślenia.
– W szafie, po lewej, jak zawsze – uśmiechnęłam się, choć w piersi ścisnęło mnie ciepło.
Podeszłam do lustra. Piękna, postawna, ale oczy… Oczy zdradzały zmęczenie. Nie od codzienności, nie. Od życia.
Tamten dzień – jak bat. Zwykłe ranne zakupy w osiedlowym sklepie. Ja po chleb. On – z reklamówką, w której słoiczek dla niemowląt i pieluchy.
– To… nie to, co myślisz – mamrotał Piotr.
Ale Magda wszystko zrozumiała. U jego nowej rodziny – Aldony. Dla niego już nie byłam nikim. Były krzyki, łzy, upokorzenie. Potem cisza. Pustka. I nowe życie.
Bez niego. Ale z synem.
Teściowa wtedy została przy mnie. choćby mnie broniła. Wychowałam Kubę sama. I tylko czasem pozwalałam sobie przypomnieć, jak łatwo oddałam swoje szczęście. A raczej – pozwoliłam je sobie zabrać.
Kuba wyszedł z łazienki wypięty, w tej niebieskiej koszuli. Dorosły. Samodzielny. Mądry. Takim, jakim sama chciałam być w swoich osiemnastu latach.
– Na razie, mamo! – pomachał ręką.
– Miłego wieczoru, słoneczko – skinęłam głową, wracając do fotela.
Wtedy przyszło powiadomienie. Cichy dźwięk, a na ekranie: *„Tomek wysłał ci zaproszenie do znajomych”*. Serce zabiło mocniej. Tomek? Ten sam Tomek z podstawówki? Ten, który przynosił mi bukiety stokrotek?
Zadzwoniłam do Eli.
– Elu, nie uwierzysz… Tomek! Z podstawówki! Dodał mnie!
– Ten Tomek, który zawsze się w tobie kochał?! No i co, akceptujesz! Podobno teraz jakiś istotny biznesmen. I podobno po rozwodzie…
Tak zaczęła się nasza historia. Wiadomości. Rozmowy do drugiej w nocy. Śmieszne memy, ciepłe słowa, komplementy. Jakbym znów miała osiemnaście lat. Jakbym znów oddychała pełną piersią.
Po dwóch tygodniu przyznałam się synowi:
– Kubo, chciałabym cię poznać z kimś…
Uśmiechnął się.
– Z Tomkiem? Mamo, świecisz się jak choinka w święta. Cieszę się dla ciebie.
Nie powstrzymałam łez. Z ulgi. Z wdzięczności.
Ale to nie potrwało długo. Tomek zaczął się oddalać. Wiadomości stały się krótkie. A potem przyszedł mail:
*„Kasia, przepraszam. Jest ktoś inny. Po prostu… kiedyś wybrałaś Piotra. Teraz wiesz, jak to jest – zostać odrzuconą”*.
Czytałam i nie wierzyłam własnym oczom. Czterdziestoletni mężczyzna mści się za szkolne zauroczenie? Naprawdę?
Ela wpadła jak huragan.
– Pisz do niego! Teraz! Razem coś wymyślimy!
I napisałyśmy. Ze łzami. Ze śmiechem.
*„Drogi Tomku! Dziękuję! Byłeś jak łyk świeżego powietrza. Znów poczułam się młoda i piękna. Powodzenia tobie i twojej… przyszłości. Kasia”*.
Odpowiedź była przewidywalna – obraźliwa. Ale już mnie to nie obchodziło.
Tydzień później w markecie spotkałam kobietę – wyzywającą blondynkę z mocnym makijażem i wściekłym spojrzeniem.
– To ty?! Zrujnowałaś mi życie z Tomkiem!
Zamarłam. A potem, w jednej chwili, zrobiło mi się… śmiesznie.
– Ach, ta od podkradania facetów? – powtórzyłam z ironicznym westchnieniem. – Oj, kochanie, pomyliłaś adres. Prawdziwą specjalistką jest Aldona. Zawodowo zabiera mężczyzn – najpierw mojego, teraz twojego…
– Aldona?!
– Tak. Zielona 12. Nie pomylisz – ma czerwone audi. Ja wiem.
Wyszłam z marketu, ledwo powstrzymując śmiech. Ciekawe, czy Aldona domyśli się, kto jej podrzucił tę „niespodziankę”?
Wieczorem słońce chyliło się ku zachodowi. Siedziałam na balkonie, twarzą w stronę światła. Nagle zrozumiałam: po raz pierwszy od lat jest mi dobrze. Nie przez mężczyznę. Nie przez flirt. Po prostu – dobrze.
Telefon zadzwonił. Wiadomość od Kuby:
*„Mamo, z Olą chcemy zamieszkać razem. Bez pośpiechu. Bez zadęcia”*.
Uśmiechnęłam się. Oto ono. Szczęście. Patrzeć, jak twoje dziecko buduje swoje życie świadomie. Mądrze. Bez ran, bez bólu.
A ja? Będę po prostu żyć. Dla siebie. Dla ciszy. Dla spokoju.
A jeżeli los kiedyś rzuci mi miłość pod nogi – będę gotowa.
Ale teraz – należę tylko do siebie. I tego nikt mi już nie odbierze.