Gdy przyprowadziłam chorą matkę do domu, mąż powiedział: Sprzedaj jej mieszkanie i niech się wyprowadzi.
Poznałam Marcina zaraz po liceum. Wydawało się, iż los prosto w jego ramiona mnie popycha. To była pierwsza miłość oślepiająca, szalona, niemal jak z bajki. Nie zastanawialiśmy się długo i wzięliśmy ślub, urządzając huczne wesele w willi pod Warszawą. Trzy dni zabawy, muzyka do białego rana, setki gości. Mama promieniała ze szczęścia wreszcie jej jedyna córka znalazła swoje miejsce u boku ukochanego.
Na prezent ślubny dała mi mieszkanie. Spadek po babci. Tak, wymagało remontu, ale stało w nowym budynku, w dobrej dzielnicy. Najważniejsze, iż było naszym kątem moim i Marcina. Naszym początkiem.
Lecz mama na tym nie poprzestała. Oddała nam wszystkie swoje oszczędności, byśmy mogli na nowo urządzić wnętrze, kupić meble, zadbać o każdy szczegół. Jej wkład w naszą przyszłość był ogromny. Czuliśmy się najszczęśliwsi. Zdawało się, iż nasze małżeństwo stoi na mocnym fundamencie miłości i dobroci.
Wszystko runęło w jednej chwili.
Na naszym weselu ojciec poznał młodszą kobietę. Zakochał się jak nastolatek. Po kilku tygodniach porzucił rodzinę, zostawiając mamę samą. Potem załatwił formalności, wymazał ją z dokumentów, sprzedał mieszkanie, w którym spędzili dziesiątki lat. Mama została z niczym. Bez dachu nad głową, bez oparcia.
Wytrzymała. Uśmiechała się, stała przy mnie, choćby gdy ledwo trzymała się na nogach z bólu. Aż nadszedł straszny dzień wylew. Została częściowo sparaliżowana. Ledwo mówiła, ledwo się poruszała. I była zupełnie sama.
Wiedziałam od razu nie mam wyboru. Zabiorę mamę do siebie. W naszym mieszkaniu były dwa pokoje, 70 metrów, wystarczająco miejsca. Mama zawsze była cicha, skromna, nikomu nie zawadzałaby.
Przywiozłam ją ze szpitala. Pościeliłam świeżą pościel, postawiłam przy łóżku stolik, zaparzyłam herbatę. Chciałam, by poczuła, iż od dzisiaj wszystko będzie inaczej. Ciepło. Bezpiecznie. Z miłością.
Lecz stało się coś, czego nie przewidziałabym choćby w najgorszym śnie.
Marcin, zobaczywszy mamę w domu, powiedział zimno i ostro:
Słuchaj, Kinga. Twoja matka nie może tu zostać. Znajdź jej inne miejsce. Wynajmij jej mieszkanie niech za te pieniądze sobie coś wynajmie.
Zamarłam.
Co powiedziałeś?
Na to się nie pisałem. Nie potrzebuję kogoś, o kim trzeba dbać. To twoja matka twój problem.
Zapomniał, czyimi rękami to mieszkanie zostało wyremontowane. Zapomniał, iż oddała nam wszystko, co miała. I tam, w ciszy, która opadła na nas ciężko, zrozumiałam, iż prawdziwa miłość nie mierzy się słowami, ale milczeniem, które dzielisz z kimś, kto przy tobie zostaje.





