Kiedy z mężem mieliśmy po 45 lat, nasza najstarsza córka wychodziła za mąż. Urządziliśmy jej piękne wesele – z elegancką salą, muzyką na żywo, a w prezencie ślubnym Marek kupił młodym mieszkanie. A potem, w poniedziałek po weselu, powiedział mi, iż ma inną kobietę i chce odejść. Udało się wtedy to zatrzymać. Zwołałam rodzinne spotkanie – córki, teściową – i jakoś udało się go przekonać, żeby został

przytulnosc.pl 1 dzień temu

Ale teraz, gdy mamy po 60, Marek naprawdę odszedł. Bez słowa, po cichu spakował walizkę i zniknął. Poszedł do młodszej.

Mój mąż przez lata był dyrektorem dużej firmy – wszyscy w naszym miasteczku go znali i szanowali. Nie było sprawy, której Marek nie potrafiłby załatwić. Ja nie pracowałam od czasu, gdy pojawiły się dzieci. To była jego propozycja – miałam zająć się domem i rodziną, i zgodziłam się.

Na początku wszystko kręciło się wokół dzieci, a potem, gdy dorosły i rozjechały się, całe moje życie zaczęło kręcić się wokół Marka. On do pracy – ja na rynek, do sklepu, gotowałam mu obiady, dbałam, żeby wszystko było idealne. choćby kiedy dzieci już się wyprowadziły, ja przez cały czas nie miałam czasu w siebie. Poświęciłam się jemu całkowicie.

Nigdy niczego mi nie brakowało – miałam kierowcę, samochód, kartę do konta, wszystko. Ale dziś wiem, gdzie popełniłam błąd – przestałam o siebie dbać. Sąsiadka kiedyś powiedziała z przekąsem: “Iwona, majątek masz, a ciągle chodzisz w tej samej rozciągniętej koszulce i z koczkiem na głowie.” Nie zwracałam na to uwagi. Dla mnie ważne było, żeby Marek wyglądał elegancko – przecież pracował z ludźmi – a ja? Ja siedziałam w domu, kto miał mnie widzieć?

Kiedy Weronika, nasza córka, wychodziła za mąż, znowu zrobiliśmy piękne przyjęcie, znowu prezent – mieszkanie. I znowu – w poniedziałek po weselu – Marek przyznał się, iż ma kogoś innego. Tym razem też udało się go zatrzymać – córki, jego matka, wszyscy błagali. Został.

Ale przez następne 15 lat żyliśmy jak obcy. Nie wiem, czy miał inne kobiety – ale nocował w domu, ja przez cały czas gotowałam, prałam, dbałam o wszystko. Aż pewnego dnia… po prostu wyszedł. Bez wyjaśnień.

Nie potrzebne mu już były moje zupy, uprasowane koszule, idealnie złożone spodnie. Odszedł. I tym razem naprawdę.

W wieku 45 lat udało mi się go zatrzymać, ale w 60 – już nie. Mój świat runął. Dzieci radzą mi teraz, żebym go nie próbowała zatrzymać, żebym wreszcie zajęła się sobą. Zostawił mi dom – to prawda. Ale jak mam żyć dla siebie, skoro całe życie żyłam dla niego?

Wiem, iż powinnam coś zmienić. Ale patrzę w lustro i nie poznaję tej kobiety. Stara, zmęczona, zagubiona. A przecież kiedyś byłam szczęśliwa.

W głębi duszy przez cały czas czekam. Może wróci. Może jeszcze otworzy drzwi swoim kluczem. Może zadzwoni.

Ale córka mówi: “Mamo, on nie wróci. Nie miej złudzeń.” A ja wciąż czekam… choć już sama nie wiem, po co.

Idź do oryginalnego materiału