Kiedy teściowa i zięć stali się sprzymierzeńcami

polregion.pl 15 godzin temu

— Gdzie oni są? — Kasia nerwowo zajrzała do kuchni, potem do salonu. Pusto. W domu panowała cisza, tak niecodzienna i niepokojąca.

Od rana wszystko było nie do zniesienia. Matka — surowa, uparta, z ciężkim spojrzeniem i nieskończoną listą pretensji. Mąż — zamknięty w sobie, rozdrażniony, głuchy na wszelkie prośby. Mieszkanie z matką zgodzili się zaakceptować „tylko na tydzień”. Minął tydzień. Potem drugi. Teraz trzeci.

— Mamo! Rafał! — zawołała głośno. Żadnej odpowiedzi. Serce ścisnęło ją nieprzyjemnie.

Narzuciła kurtkę i pośpieszyła do garażu. Tam zwykle chował się jej mąż — odnawiał stare meble, uciekając od codzienności. Drzwi były uchylone, a stamtąd dobiegały głosy.

— jeżeli odpowiednio przygotujesz powierzchnię, lakier położy się równo — mówiła matka. Jej głos brzmiał miękko, niemal czule.

— Ja zwykle rozcieńczam pierwszą warstwę — odpowiedział Rafał. — Wtedy drewno lepiej chłonie.

Kasia zastygła w progu, jakby bała się zburzyć tę kruche porozumienie. Przed nią stało coś niewyobrażalnego: jej wiecznie kłócąca się matka i mąż siedzieli przy stole i wspólnie odnawiali starą ramę od lustra. Matka miała na kolanach fartuch poplamiony lakierem, Rafał trzymał w rękach pędzel i papier ścierny.

— No proszę — szepnęła Kasia i cicho usiadła w kącie, obserwując.

Kilka tygodni temu nalegała, by matka się wprowadziła. W sanatorium, gdzie mieszkała po śmierci ojca, zaczęli remont. Obiecali tymczasowe lokum, ale matka stanowczo oświadczyła: „Wolę do córki. Pomogę i nie będę ciężarem.”

Rafał nie był zachwycony. Nigdy nie ukrywał, iż relacje z teściową mu nie pasują. Zbyt różni. Ona — twarda, wymagająca, z nieugiętymi zasadami. On — spokojny, ale pamiętliwy.

Od pierwszego dnia zaczęły się drobne utarczki: o nóż nie w tym miejscu, o koszule źle wyprasowane, o za głośno zatrzaśnięte drzwi. Wieczorami Kasia słuchala ich cichych pretensji. Dwoje silnych, upartych, przyzwyczajonych do rządzenia — pod jednym dachem.

Bała się, iż małżeństwo tego nie wytrzyma.

A teraz — ci dwoje siedzieli przy jednym stole. Okazało się, iż matka całą młodość pracowała w fabryce mebli. A Rafał był samoukiem, który zawsze marzył, by spotkać kogoś z fachową wiedzą.

— Ma pani pewną rękę — powiedział. — Nie każdy rzemieślnik tak potrafi.

— A ty masz talent — odparła matka. — Masz wyczucie.

Potem razem parzyli herbatę, wyjęli z szafki słoik domowego powidła. Kasia w końcu nie wytrzymała:

— Czy ktoś podmienił moją matkę?

Matka prychnęła:

— Po prostu wcześniej nie było o czym rozmawiać. A teraz znaleźliśmy wspólną pasję. Myślałam, iż z ciebie nic nie będzie, a tu proszę — świetnie się meblami zajmujesz!

Rafał się zaśmiał:

— A ja myślałem, iż mnie pani nienawidzi.

— Nienawidzę głupoty. A ty, jak się okazało, wcale głupi nie jesteś.

Kasia patrzyła na nich w milczeniu. W końcu się uśmiechnęła.

Gdy nocą wrócili do domu, usłyszała, jak Rafał szepnął:

— Dzięki, iż mamy twoją mamę. Nie sądziłem, iż się dogadamy.

A rano matka oznajmiła:

— Zdecydowałam. Nie wracam do sanatorium. Zostaję tutaj. Pomogę wam otworzyć warsztat.

Kasia nie protestowała. Kiedy dwie osoby, które ledwo mogły na siebie patrzeć, zaczynają rozumieć, doceniać i wspierać — to nie klęska. To cud.

I może w tym domu znów zapanuje spokój. choćby ciepło.

Czasem wystarczy jeden wspólny cel, by zburzyć mury, które wydawały się nie do pokonania.

Idź do oryginalnego materiału