Pewnego dnia szczęście zapukało do drzwi
Danuta została sama. Zupełnie sama. Rok temu odeszła jej mama – jedyna podpora, dusza, cała rodzina. A niedawno zabrakło też Gryzika – rudego, starszego kota, wiernego towarzysza przez piętnaście lat. Ostatniej żywej istoty, która rozjaśniała jej szare dni. Po tym wszystkim życie Danusi jakby zamarło: dom – praca – sklep – znowu dom. Dzień za dniem. W całkowitej samotności.
Tego wieczoru wracała z pracy później niż zwykle – zatrzymało ją niespodziewane zebranie. Miała ciężko na sercu, myśli plątały się bez ładu. Szła chodnikiem, otulając się płaszczem, i myślała: „Po co to wszystko? Czego mogę się spodziewać, gdy moje serce jest takie puste?” Weszła do klatki schodowej, podeszła do swoich drzwi – i nagle stanęła jak wryta, wstrzymując oddech.
Na wycieraczce pod drzwiami siedział malutki szary kotek. Był zadbany, pręgowany, patrzył na nią wielkimi, zdziwionymi oczami. Gdy tylko ją zobaczył, podniósł się, trochę niepewnie, i cicho zapiszczał. Danuta drżącymi rękami podniosła go z podłogi, przytuliła do piersi.
— Skąd się tu wziąłeś, maluszku? Kto cię tu zostawił? — szepnęła, ledwo powstrzymując łzy.
W domu został jeszcze worek kociej karmy – z czasów, gdy był jeszcze Gryzik. I miska, i kocyk, a choćby ulubiona zabawka – wstążka na patyku. Kotek jadł łapczywie, a potem zwinął się w kłębek na fotelu i zaczął mruczeć. Danuta patrzyła na niego, jakby bała się, iż to cud może zniknąć.
Ale nagle pod palcami wyczuła cienką obrożę z dzwoneczkiem. Nie dzwonił – pewnie się zepsuł. Nie było na niej napisu. Czyli ktoś tego malca szuka. Westchnęła. Serce ścisnęło się z bólu: ledwo poczuła radość, a już musiała ją oddać.
Rozwiesiła kartki z ogłoszeniami po całej okolicy. A gdy wychodziła z klatki, niemal zderzyła się z mężczyzną – właśnie przyczepiał kartkę: „Zaginął kotek”. Dopiero co wprowadził się do sąsiedniego bloku. Nazywał się Marek. Przez przypadek zostawił uchylone okno, a kotek wyskoczył.
— Chodź pan, jest u mnie — powiedziała Danuta.
Kotek radośnie podskakiwał w ramionach Marka, rozpoznając swojego człowieka.
— Nie wiem, jak pani podziękować — powiedział wzruszony. — jeżeli pani zechce, niech pani do nas zajrzy. Puszek będzie się cieszył.
Dwa dni później znów się spotkali. Danuta wpadła z wizytą. Przy herbacie rozmawiali o życiu, dzielili się historiami. Marek przyznał, iż niedawno się rozwiódł, nie mieli z żoną dzieci, a teraz kot jest dla niego wszystkim. Danuta opowiedziała o mamie, o Gryziku. Rozmawiali długo, spokojnie, z zaufaniem, jakby znali się od lat.
Puszek rozłożył się wygodnie na jej kolanach. Marek patrzył na nią z ciepłem w oczach. A ona – po raz pierwszy od bardzo dawna – nie czuła się samotna, tylko potrzebna.
Tak zaczęła się ich znajomość. gwałtownie przerodziła się w coś więcej. Spacery, filmy, długie rozmowy… Życie znów nabrało sensu. I kto by pomyślał – wszystko zaczęło się od małego puszystego kłębka na wycieraczce.
Najważniejsze, to wierzyć, iż szczęście przyjdzie. I przychodzi. Cicho, niepostrzeżenie. A czasem – miaucząc i tuląc się do serca.