Kiedy się wyprowadzasz, Halinko?
Mama stała w drzwiach kuchni, opierając się o framugę. W rękach trzymała kubek herbaty, a w głosie brzmiała obojętność zmieszana z czymś na pograniczu lekceważenia.
Wyprowadzam? Mamo, ja tu mieszkam. Pracuję
Pracujesz? powtórzyła mama, a na jej twarzy przemknął krzywy uśmiech. No tak. To to twoje siedzenie w internecie. Piszesz te swoje wierszyki? Albo artykuły? Kto to w ogóle czyta?
Halina gwałtownie zamknęła laptopa. Serce ścisnęło się boleśnie. Nie pierwszy raz słyszała, iż jej praca jest nieprawdziwa, ale za każdym razem czuła się, jakby jej opluto twarz.
A przecież stara się. Freelance to nie bułka z masłem to godziny poprawek, terminy, teksty pisane do świtu, klienci, którzy chcą wszystkiego na wczoraj i płacą z opóźnieniem.
Mam stałe zlecenia westchnęła. I pieniądze też są. Płacę rachunki, ja
Nikt niczego od ciebie nie wymaga machnęła ręką mama. Taka sytuacja, Halinko. Jesteś dorosła, rozumiesz. Tomek z Olą chcą się wprowadzić. Mają dwoje dzieci. Dwoje, Halina! W ich kawalerce jest już ciasno, wiesz przecież.
A ja? Ja nie jestem rodziną? wybuchnęła, a głos jej zadrżał.
Jesteś sama, Halina. Sama sobie. A oni mają dzieci, rodzinę. Ty jesteś rozgarnięta, niezależna. Znajdziesz gdzieś mieszkanie. Może wreszcie pójdziesz do normalnej pracy?
Ludzie pracują od dziewiątej do piątej, nawiasem mówiąc, a nie siedzą po nocach z laptopem.
Halina milczała. W gardle poczuła gorycz. Bo tłumaczyć nie miało sensu. Mama nigdy nie zrozumiała, czym się zajmuje.
Nigdy nie zapytała: A co piszesz? Gdzie można przeczytać?
Tylko przytyki, pobłażliwe spojrzenia i teksty w stylu: Lepiej byś poszła do pracy na kasę.
Sama to słowo dźwięczało jej w uszach jak wyrok. Jak powód, by wymazać ją z mieszkania, z życia, z rodziny.
Gdy ojciec wrócił z pracy, rozmowa powróciła. Tylko teraz w pokoju był on, mama i ona jak na jakimś domowym sądzie.
Tomek z żoną dużo osiągnęli zaczął ojciec, siadając w fotelu. Oboje pracują, dwoje dzieci. A ty no tak, nie siedzisz z założonymi rękami. Ale czas wziąć się poważnie za życie.
Tato, ja tu mieszkam! Nie jestem darmozjadem! Zarabiam, może i w domu, może i w pidżamie, ale płacę za jedzenie, za rachunki, nie wiszę wam na karku!
Nie zrozumiałaś przerwał. Nie chodzi o pieniądze. Chodzi o potrzebę. Tomek ma dwoje dzieci, słyszysz? Młodsze ma półtora roku. To mieszkanie jest im potrzebne. Im jest ciężko.
A mnie jest łatwo?! wyrwało się z niej. Mam 28 lat, zero wsparcia, ani męża, ani dzieci. Tylko pracę, którą sami uważacie za niepoważną!
Wymienili spojrzenia. Jakby już się zmęczyli. Jakby wszystko, co mówiła, było kaprysem, a nie bólem.
Jesteś silną dziewczyną mama pokiwała głową ze smutkiem. Dasz radę. A Tomek z Olą oni choćby nie mają czasu pomyśleć
A ja mam czas? pomyślała, ale nie powiedziała tego na głos. Bo sił już nie starczyło.
I gdzie mam iść? ochrypłym głosem zapytała. Nie proszę od was ani grosza, ani pomocy. Tylko kącik. Tylko zrozumienia.
No wynajmiesz coś niepewnie mruknęła mama. Wszyscy młodzi teraz tak robią. A ty nie masz przecież oficjalnej pracy. Więc jesteś wolna.
Słyszycie w ogóle, co mówicie?!
Nie pamiętała, jak skończył się tamten wieczór. Pamiętała tylko, iż długo siedziała na parapecie, patrząc w ciemne podwórko.
Na złość padał deszcz, a krople spływały po szybie jak łzy tylko bez płaczu.
Następnego ranka obudził ją harmider w przedpokoju. Walizki. Głosy. Zamieszanie.
Halinko, postawimy tu na razie rzeczy Tomka rzuciła mama, choćby na nią nie patrząc. Oni się przeprowadzają, rozumiesz.
Rozumiała. Zrozumiała od początku. Tylko żyć z tym było okropnie.
Halino, no widzisz, wszystko już ustalone mówiła to tym samym tonem, jakby prosiła o podanie soli przy obiedzie. Lekko. Zwyczajnie. Bez emocji.
Czyli nie pytacie, nie proponujecie stawiacie mnie przed faktem?
A co tu pytać, Halino? Jesteś dorosła. Trzeba wziąć się w garść. To nie przedszkole.
Tymczasowo? Tak, jasne. Na jakieś dwadzieścia lat. Aż Tomek wnuków nie będzie miał.
Znowu z tą twoją ironią mama przewróciła oczami. Zawsze wszystko odbierasz na opak.
Przecież troszczymy się o ciebie. Nie jesteśmy twoimi wrogami. Ale rodzina to nie tylko ty.
Oczywiście, iż nie tylko ja gorzko się uśmiechnęła. Wszystko dla Tomka. Wszystko dla Tomka. A ja? Duch na kanapie. Wynocha z oczu, tak?
Przesadzasz ojciec znów stanął w drzwiach. Tomek to syn, jakby nie było. A ty jesteś silna. Zrozumiesz nas.
Nie chcę być silna. Chcę tylko być potrzebna
Następnego dnia Halina poszła oglądać pokój do wynajęcia.
Dwie dekady od domu rodzinnego, a świat zmienił się diametralnie: szary klatkowy blok, zardzewiałe drzwi, sąsiadka-emerytka, która warczała, iż koty wyją po nocach.
Mieszkanie przypominało muzeum staroci: tapety z odpryskującymi różami, dywan na ścianie, krzesło bez nogi.
Właścicielka kobieta z głosem jak po paczce papierosów i miną, jakby przyszli pożyczyć pieniądze.
Gdzie pani pracuje? spytała podejrzliwie.
Jestem freelancerką. Piszę artykuły. Online.
Online? To jak?
Na komputerze. W internecie. Mam stałych klientów.
A czyli w domu siedzicie. No dobra, ale proszę uważać Gości nie przyjmować. Pranie raz w tygodniu. Prąd teraz drogi.
Rozumiem skinęła












