Wanda Nowak wiedziała, iż nigdy nie stanie się złą teściową. Była przecież dobrą i wrażliwą osobą, a syna wychowała w przekonaniu, iż kiedyś założy własną rodzinę. Jej syn Marek nie był jej nic winny.
Dlatego gdy Marek przyprowadził do domu narzeczoną, miłą i sympatyczną dziewczynę o imieniu Kasia, Wanda przyjęła ją z otwartymi ramionami.
Kasia wyraźnie starała się przypodobać przyszłej teściowej. Chwaliła jej gotowanie, mówiła, iż mieszkanie jest piękne, rzucała komplementy. Wanda była pewna, iż nie będzie między nimi żadnych sporów.
Kasia i Marek postanowili zamieszkać razem. Syn wspomniał coś o wspólnym życiu z matką, ale Wanda nie była tym zachwycona.
— Oczywiście, was nie wyrzucę. Ale, synku, to kiepski pomysł. Młodzi i rodzice powinni żyć osobno. Każdy ma swój rytm dnia, każdy czasem chce ciszy. Dwie gospodynie w kuchni to zawsze zły znak.
Marek posłuchał matki, ale wynajęcie mieszkania było dla niego sporym obciążeniem. Wtedy Wanda zaproponowała pomoc, dopóki para nie stanie na nogi.
— Mogę płacić jedną trzecią czynszu na początek, potem już sami.
Marek z euforią się zgodził. A Wanda była gotowa oddawać te pieniądze — to była cena za spokój i dobre relacje.
Pamiętała doskonale, jak pierwsze trzy lata małżeństwa mieszkała z rodzicami męża. To był jak zły sen. Choć teściowa była całkiem miłą kobietą, i tak dochodziło między nimi do kłótni, nieporozumień, uraz. Z jedzeniem też był problem — lubiły zupełnie inne potrawy. Często musiała jeść coś, co jej nie smakowało, by nie urazić gospodyni. Teściowa też miała z tym trudności.
Marek i Kasia wynajęli mieszkanie tuż obok Wandy. Cieszyła się z tego. Mieszkać razem nie chciała, ale widywać syna — jak najbardziej.
Kasia pracowała jako przedszkolanka i zarabiała niewiele. Marek też nie palił się do rozwoju — satysfakcjonowała go praca w fabryce.
Gdy tylko młodzi się wprowadzili, Wanda zaoferowała pomoc w urządzeniu się.
— Och, dziękuję! — zawołała Kasia. — Mieszkanie takie brudne, nie wiem, od czego zacząć.
Więc Wanda chwyciła ścierki i środki czystości, by pomóc synowi i przyszłej synowej.
Wanda tylko westchnęła, obserwując, jak Kasia sprząta. Widać było, iż nie robi tego często i iż ta praca ją męczy.
Można powiedzieć, iż Wanda zrobiła wszystko sama. Kasia oczywiście zasypała ją podziękowaniami, mówiąc, iż musi się uczyć od przyszłej teściowej. Ale Wanda była tak zmęczona, iż ledwie słuchała.
Następnego dnia Marek zadzwonił do matki i zaproponował spotkanie w weekend.
— Przyjdziemy do ciebie, dobrze? — spytał.
— Oczywiście, będę się cieszyć — odparła Wanda.
Oczywiście, musiała ugotować obiad. Ale przesiadywanie razem sprawiało jej przyjemność, chciała też posłuchać, jak młodzi radzą sobie w nowym życiu.
Jednak kiedy Marek i Kasia przyszli, jej nastrój nieco opadł. Spędziła pół dnia przy kuchni, przyrządziła danie główne, sałatkę, choćby przystawki. A oni przyszli z pustymi rękami.
Nie iż czegoś potrzebowała. Ale to było po prostu nietaktowne. Mogli chociaż ciastka na herbatę kupić.
Ale syn i jego dziewczyna najwyraźniej nie widzieli w tym nic złego. Wanda pocieszyła się myślą, iż mają teraz inne sprawy na głowie. I iż z pieniędzmi nie jest najlepiej, bo się urządzają.
— Mamo, możemy zabrać resztki? Żebyśmy nie musieli gotować — spytał Marek po obiedzie.
Wanda westchnęła. Sama chętnie nie gotowałaby przez kilka dni, ale dla syna nie było rzeczy niemożliwych.
— Jasne, zabierajcie — powiedziała.
Coś w tym było nieprzyjemnego, ale starała się nie skupiać. Młodzi chcą żyć dla siebie, zamiast stać przy garach. A co jej pozostaje? Ona może ugotować.
Wanda pracowała zdalnie. Do biura jeździła rzadko, co było dla niej wygodne.
Kiedy tydzień później Marek zadzwonił, spodziewała się wszystkiego, tylko nie tego.
— Mamo, mogę wpadać na obiad? Oszczędzam teraz, nie chcę chodzić do stołówki.
Wanda choćby się zagubiła. Nie planowała nic gotować, ale jak miała odmówić własnemu dziecku?
— Dobrze, wpadaj — powiedziała, rzucając się do kuchni.
Myślała, iż to jednorazowa sytuacja, ale Marek zaczął przychodzić regularnie. To oczywiście nie było dla Wandy komfortowe. Nie dość, iż produkty znikały w ekspresowym tempie, to jeszcze ciągle była odrywana od pracy.
Ale milczała. Jak matka może odmówić synowi obiadu? Kiedyś jednak niechcący spytała, dlaczego Marek nie bierze jedzenia ze sobą.
— Kasia specjalnie nie gotuje. A może wpadniemy w weekend na kolację? U ciebie jedzenie jest takie pyszne!
— Będę zajęta, idę do przyjaciółki — skłamała, czując wstyd.
— Szkoda.
Coś trzeba było z tym zrobić. Ale nie potrafiła powiedzieć wprost, iż ją to męczy. Nie chciała wyjść na skąpą w oczach syna i jego narzeczonej.
A przecież to wszystko odbijało się na portfelu. Wciąż płaciła część ich czynszu.
Wanda postanowiła po prostu milczeć. W weekend ugotuje więcej, żeby wystarczyło tylko odgrzać. Może powinna delikatnie zasugerować synowi, żeby kupował jakieś produkty, ale znów — nie potrafiła.
Tak minęły trzy tygodnie. Marek przychodził na obiady, a niedługo zaczęła wpadać i Kasia. Wanda niemal przyzwyczaiła się do roli kucharki.
Ale potem syn i jego narzeczona całkiem się rozbestwili.
Marek zadzwonił do matki i oznajmił, iż Kasia niedługo ma urodziny.
— Zapraszamy cię też! — powiedział wesoło.
— Oj, dziękuję. Ale po co ja wam? Będziecie mieli pewnie znajomych.
— No i co? Chcemy cię widzieć, jesteś dla nas ważna!
Wanda się rozczuliła. Za takie słowa mogła przymknąć oko na wiele. Ale, jak się okazało, nie na wszystko.
— Słuchaj — ciągnął Marek — a możesz przyjść rano? Pomoczesz Kasi w sprzątaniu i gotowaniu.
Szybko sprowadził matkę z obłoków na ziemię.
— Sama nie da rady? — spytała sucho Wanda.
— No co ty — roześmiał się Marek. — Ona tak nie umie gotować. Możesz choćby w domu przygotować i przynieść. TWanda powiedziała w końcu: „Nie, synku, macie swoje życie, a ja swoje — czas, żebyście nauczyli się sami sobie radzić”.