Kiedy rodzinny spadek babci przywołuje wspomnienia o ojcu

polregion.pl 2 godzin temu

Kiedy spadek po babci obudził pamięć ojca

Mój ojciec nagle o mnie przypomniał gdy dowiedział się o spadku po babci.

Moje życie nigdy nie było usłane różami, ale największym ciosem nie było dorastanie bez rodziców. Było nim pojawienie się tego, którego kiedyś nazywałam Tato po piętnastu latach milczenia. Nie przyszedł z kwiatami ani przeprosinami. Przyszedł z żądaniem: Podziel się spadkiem.

Rodzice rozwiedli się, gdy miałam cztery lata. Mama gwałtownie straciła się w alkoholu, sąd odebrał jej prawa rodzicielskie, a tata, niezdolny do bycia prawdziwym ojcem, oddał mnie pod opiekę swojej matki do małej wioski pod Lublinem. On sam mieszkał w mieście i odwiedzał rzadko raz na pół roku, czasem rzadziej.

Chodziłam do wiejskiej szkoły, uczyłam się uprawiać ziemię, szyć na starej maszynie, łowić ryby, robić wiązanki z lawendy i gotować konfitury. Życie z babcią było proste, ale prawdziwe. W trzeciej klasie tata pojawił się z nieznaną mi kobietą. Wysłali mnie na dwór. Gdy wróciłam, była tylko babcia, siedząca w fotelu z pustym spojrzeniem.

Gdzie jest tata? zapytałam.

Już nie wróci, Kasia szepnęła.

I nie wrócił. Założył nową rodzinę, zapominając o córce. Babcia i ja żyłyśmy same. Nie płakałam miałam ją. Mądrą, spokojną, surową i czułą. Była dla mnie wszystkim: matką, ojcem, przyjaciółką.

Gdy skończyłam gimnazjum, ciocia Jadzia, wiejska krawcowa, powiedziała:

Masz złote ręce. Idź do szkoły zawodowej, nie marnuj talentu w polu.

Posłuchałam jej. Wyjechałam do Krakowa. Uczyłam się, pracowałam, przetrwałam. Tata mieszkał trzy przystanki autobusem od mojej akademikowej brygady ale przez cztery lata nigdy się o mnie nie zapytał. Ja też nie.

Po szkole znalazłam pracownię, wyszłam za Tomka. Mieliśmy małe mieszkanie, ale w każdy piątek jechaliśmy na wieś do babci. Uwielbiała Tomka. Promieniała, gdy dowiedziała się o mojej ciąży. Ale nigdy nie poznała prawnuka

Gdy babcia odeszła, świat stał się pusty. Potem przyszedł notariusz: dom, ziemia, oszczędności wszystko było moje. Płakałam nad tym listem. Nie przez pieniądze, ale przez pamięć.

Tata nie przyszedł na pogrzeb. Ani telefonu, ani słowa. O śmierci matki dowiedział się pół roku później. I o testamencie. Wtedy, po raz pierwszy od piętnastu lat, zapukał do moich drzwi.

Nie od razu poznałam tego postarzałego mężczyznę. Nie owijał w bawełnę:

Spadek po babci trzeba podzielić. Połowa należy się mnie.

Roześmiałam mu się w twarz. Gorzko, głośno:

Tobie? Połowa? Zostawiłeś nas, mnie i ją. A teraz sobie przypominasz? Zapach złotówek?

Warknął, ale Tomek stanął przy mnie:

Wynoś się. Dobrowolnie, albo pomogę.

Tata poszedł do sądu. Ale choćby prawo było po mojej stronie. Przegrał, zapłacił koszty, znów zniknął.

Z Tomkiem otworzyliśmy pracownię krawiecką. Szyliśmy robocze kombinezony dla robotników, lekarzy, strażaków. Zamówienia napływały. Żyliśmy, budowaliśmy nasze życie.

Nigdy więcej nie widziałam ojca. I nie chcę. Babcia była moją prawdziwą rodziną. Trzymałam się, bo ona wierzyła, iż zasługuję na więcej. I żyję tak, by była ze mnie dumna. Tam, gdzieś ponad chmurami

Idź do oryginalnego materiału