Kiedy przyjaciółka świętuje, wszystko staje się piękniejsze.

newskey24.com 1 tydzień temu

Kobieta przyszła do przyjaciółki w gościnę. Przyjaźniły się od studiów. Były urodziny. I wszystko było świetnie, pięknie, po prostu cudownie. Duże mieszkanie, cztery przestronne pokoje. W salonie nakryty stół: co tylko dusza zapragnie! Ser ocieka złocistymi łezkami, prawdziwy dobry ser z dziurkami. Wyśmienita kiełbasa, ziarnista, z białymi kawałeczkami tłuszczu. I pieczona ryba. I mięso z rożna – nową piekarnik wypróbowali! I pomidory małosolne, i chrupiąca kapusta z czosnkiem. I słodycze, i ciasta… Nie stół, a prawdziwy holenderski martwy natura.

I goście tacy mili. Rodzina i współpracownicy. Wszyscy szczerze gratulują, wznoszą toasty. Muzyka cicho gra w tle. Na półkach porcelanowe figurki, w oknach piękne firany, na podłodze miękki kwiecisty dywan, który tłumi odgłosy… Wszyscy jedli z apetytem.

Mąż przyjaciółki podarował żonie elegancki pierścionek z brylancikiem. W końcu okazja – pięćdziesięciolecie! Dzieci serdecznie winszowały mamusi. Wnuczek ucałował babcię… I dla wszystkich starczyło miejsca. I wszyscy byli zadowoleni i szczęśliwi.

A potem choćby tańczyli. Gospodarze specjalnie opróżnili jeden pokój, by zrobić miejsce do tańca. I lekko rozgrzani jedzeniem i trunkami goście tańczyli wolne utwory do pięknych piosenek z czasów swojej młodości. I Danutę też zaprosił do tańca bardzo przystojny mężczyzna, kolega męża jubilatki.

Danuta tańczyła. Zarumieniła się, włosy się rozpuściły – tańczyła przepięknie. Jak za dawnych lat. A mężczyzna się uśmiechał, mówił komplementy. Nic więcej. Ale było miło. Po prostu przyjemnie słuchać dobrych słów.

A potem Danuta spojrzała na zegarek i oprzytomniała. Trzeba wracać do domu. Nie iść – biec. Już późno. Teściowej trzeba podać lekarstwa, umyć ją, mąż sam nie da rady. I trzeba ugotować coś na jutro, Danuta ma zmianę od południa, ale rano czeka ją mnóstwo innych obowiązków. Potem wróci mąż, on też ma pełno roboty. Gdy w domu jest chory, nigdy nie brakuje zajęć. I one się nie kończą.

A pieniędzy brak. Mąż stracił pracę – wydawnictwo się zamknęło. Na razie znalazł dorywczą pracę za grosze. A trzeba spłacać kredyt, bo biznes syna przepadł. I trzeba jechać do szpitala do synowej, już dwa tygodnie leży tam z maluszkiem.

Teściowa zostanie z opiekunką. A wiecie, ile trzeba płacić opiekunce za godzinę? No właśnie. Potrzebne są pieniądze. I trzeba będzie w nocy posiedzieć przy komputerze, popracować, żeby potem opiekunka mogła zająć się chorą…

Te myśli nagle wtargnęły do jej świadomości. Danuta gwałtownie się ubrała – nikt jej nie zatrzymywał. Przyjęcie trwało. Przyjaciółka przytuliła ją na pożegnanie. Zawsze pomagała! Ale miała swoje życie, swoje święto. Swojego męża. Swoje dzieci. A Danuta musiała wracać do domu. Do swojego życia.

I Danuta poszła na przystanek pod chłodnym, trzeźwiącym deszczem. Na moment przyszła jej myśl: wrócić. Wrócić do ciepła, tam, gdzie stół został nakryty, gdzie gra muzyka, gdzie wszyscy są tacy mili i serdeczni.

Gdzie można rozmawiać nie o chorobach i pieniądzach, nie o nieszczęściach i kłopotach – można rozmawiać o filmach. Wspominać zabawne wydarzenia z młodości. Śmiać się z żartów. Albo tak po prostu tańczyć powolny taniec z miłym człowiekiem przy cichej, delikatnej melodii…

Ale Danuta jechała zimnym autobusem do domu. A potem weszła do swojego małego mieszkania – powitał ją zapach choroby. Choćbyś sprzątał i mył ile wlezie, ten zapach nie znika. Zapach nieszczęścia – trudno go opisać. Ale jest. I czuć też przypaloną kaszę – znowu nie dopilnował. Potem ciężko będzie odetrzeć garnek…

A zmęczony mąż już od progu zaczął opowiadać, co lekarz zalecił jego matce. I jemu. Trzeba się zapisać do innego specjalisty, wyniki nie najlepsze.

Mieszkanie wydało się Danucie ciemne, ciasne, przesiąknięte chorobą, biedą, pechem. A mąż stał przed nią postarzały, posiwiały – zupełny staruszek. I żarówka w żyrandolu przepaliła się. Światła było mało. A dookoła pudełka z lekami, paczki nowych prześcieradeł i pieluch, duża torba ze zużytymi – trzeba ją wynieść do śmietnika…

To był tak rażący kontrast z cudzym szczęśliwym domem, iż Danuta ledwo powstrzymała łzy. Gardło ścisnęło jej się z bólu.

Danuta przełknęła gorzki ucisk. Uśmiechnęła się. Przytuliła męża. Powiedziała: „Dzięki, iż puściłeś mnie do Hanki. Dobrze się zabawiłam, odpoczęłam. Nalej wanienki, zaraz wykąpemy mamę. Nakarmiłeś ją? Dałeś leki? A swoje wziąłeś?”…

I Danuta zabrała się do pracy. Takie jest życie. Trzeba je przeżyć. Trzeba się krzątać, walczyć, sprzątać, myć i szorować, pracować i zarabiać. To po prostu życie. I bliscy, bez których żyć się nie da. I trzeba poprawiać to, co się ma. Nie porównując zbyt często z życiem innych. Trzeba wypełniać obowiązek. I kochać. I ratować swoich, ot co.

Tak myślała Danuta. A mąż wymienił żarówkę – zrobiło się jaśniej. I mieszkanie jakby się powiększyło, stało się przestronniejsze. A biedna chora zasnęła – więc noc będzie spokojna. I można jeszcze trochę popracować. Siły jeszcze są. Dla swoich zawsze znajdzie się siła.

A gdy przyjaciółka napisała i zapytała, czy może podać numer Danuty temu sympatycznemu mężczyźnie, Danuta wysłała uśmiechniętą buźkę i stanowcze „Nie!”. I podziękowała za przyjęcie. Za ciepło. Za odpoczynek. Za przyjaźń i życzliwość. A przyjaciółka zrozumiała. Tylko tak zapytała.

Tak czasem pyta nas życie, kusząc pokusą zamiast znanego brzemienia. Ale i tak wracamy do swoich. Do swojego życia. I robimy, co do nas należy. choćby gdy jesteśmy bardzo zmęczeni. choćby gdy tak bardzo chcemy zostać tam, gdzie ciepło i wesoło. Ale wracamy do swoich. Miłość sprowadza nas z powrotem – i nie pozwala odejść, uciec.

Mimo pokus życia.

Idź do oryginalnego materiału