Kiedy odzyskałam życie osobiste, córka nazwała mnie szaloną i zabroniła widywać się z wnuczką

newsempire24.com 23 godzin temu

Dawno temu, gdy w końcu odważyłam się zacząć żyć dla siebie, córka nazwała mnie wariatką i zabroniła spotkań z wnuczką.

Całe życie poświęciłam córce, a potem wnuczce. Ale chyba zapomniały, iż i ja mam prawo do szczęścia, które nie jest tylko dla nich. Wyszłam za mąż młodo, w wieku dwudziestu jeden lat. Mój mąż, Jan, był cichym, pracowitym człowiekiem, który harował od świtu do nocy. Pewnego dnia zaproponowano mu wyjazd w delegację na dwa tygodnie — niby dobra okazja, przewóz towaru do innego województwa.

Nigdy nie wrócił. Do dziś nie wiem, co stało się wtedy na drodze. Pewnego dnia tylko zadzwonili i powiedzieli, iż Jana już nie ma. Zostałam sama z dwuletnią córeczką, zupełnie osamotniona. Rodzice męża dawno nie żyli, a moi mieszkali w innym mieście. Nie wiedziałam, jak przetrwać, jak utrzymać dziecko.

Przynajmniej po Janie zostało nam małe mieszkanko. Gdyby nie to — nie wiem, jakbyśmy sobie poradziły. Byłam nauczycielką, więc początkowo próbowałam udzielać korepetycji w domu, ale jak uczyć, gdy wokół biega i płacze małe dziecko?

Nie mogłam iść do normalnej pracy przez małą Ewę. Jak zostawić dwulatkę samą na cały dzień? Mama przyjechała pewnego razu, zobaczyła moją rozpacz — i zabrała Ewę do siebie. Prawie dwa lata mieszkała z dziadkami, a ja pracowałam bez wytchnienia. W szkole, dodatkowe zajęcia, prywatne lekcje.

Na weekendy jeździłam do córki. Każde pożegnanie rozdzierało mi serce. Potem była kolejka do przedszkola — bałam się, iż znów będę musiała siedzieć na zwolnieniach, ale na szczęście Ewa była zdrowa i rzadko chorowała. Z czasem zostałyśmy tylko we dwie. Potem szkoła, potem studia.

Pracowałam na kilka etatów, żeby miała najlepsze buty, spódnicę, bluzkę. Praktycznie nigdy nie miałam jednej pracy — zawsze dwie, czasem trzy. Ale gdy Ewa skończyła studia i dostała pracę, w końcu odetchnęłam. I jednocześnie poczułam lęk — bo teraz już nikomu nie byłam potrzebna.

Nie musiałam już łapać się każdej dodatkowej roboty. Organizm zaczynał odmawiać posłuszeństwa, a wśród przyjaciół został mi tylko kot. Córka czasem wpadała na weekend, ale spędzać cały dzień z samotną matką — to chyba nie było w jej planach. Czułam się porzucona. Wszystko zmieniło się, gdy urodziła się moja wnuczka Zosia.

Na kilka miesięcy przed jej narodzinami przeprowadziłam się do Ewy i jej męża — Wojtka. Zakupy, sprzątanie, wyprawka do szpitala — wszystko spadło na mnie. A potem, gdy Ewa wróciła do pracy, całkowicie przejęłam opiekę nad malutką. Ale nie narzekałam — wręcz przeciwnie, znów czułam się potrzebna.

W tym roku Zosia poszła do szkoły. Po lekcjach zabierałam ją do siebie, karmiłam, odrabiałam z nią zadania, chodziłyśmy do parku lub na zajęcia dodatkowe. Tam, w parku, poznałam Jerzego. On też spacerował z wnuczką. Rozmawialiśmy. Jerzy wcześnie owdowiał, tak jak ja, i teraz pomagał córce z dzieckiem.

Gdy go poznałam, nie miałam żadnych nadziei. Nigdy w życiu, po śmierci męża, nie byłam na randce, nie jadłam kolacji we dwoje. Najpierw — małe dziecko, potem — praca. Po narodzinach Zosi z dumą mówiłam, iż jestem babcią. A czy babcie mają adoratorów? Okazało się, iż mają. Jerzy przypomniał mi, iż przez cały czas jestem kobietą.

Pierwsza wiadomość od niego z propozycją spotkania we dwoje była dla mnie szokiem. Z nim zaczęło się moje nowe życie. Chodziliśmy do kina, teatru, jeździliśmy na festiwale, wystawy. Znów poczułam smak życia.

Ale niestety, moja córka nie była zadowolona. Wszystko zaczęło się od zwykłego telefonu w sobotni poranek:

— Mamo, przyjedziemy z Zosią, posiedzisz z nią w weekend?

— Przepraszam, kochanie, ale mam już plany. Nie ma nas w mieście. Następnym razem powiedz wcześniej — na pewno zostanę.

Ewa burknęła coś niewyraźnie i się rozłączyła. W poniedziałek wróciłam z Jerzym do domu. Byłam radosna, pełna energii. choćby Zosia zauważyła, iż mam błyszczące oczy. Wszystko było spokojne aż do piątku, gdy znów zadzwoniła:

— Znajomi nas zaprosili, mogę zostawić Zosię?

— Umawiałyśmy się — uprzedzaj wcześniej. Już mam wszystko zaplanowane.

— Znowu włóczysz się z Jarkiem?! On ci zupełnie rozum odebrał! — wrzasnęła.

— Ewa, co ty pleciesz? — próbowałam ją uspokoić.

— Zapomniałaś już o Zosi! Mówiłaś, iż nie potrzebujesz swojego szczęścia. A teraz co? Wszystko się zmieniło?

— Tak, zmieniło! Znów żyję. Chciałabym, żebyś mnie zrozumiała — jak kobieta kobietę.

— A Zosia ma to jak zrozumieć? Wymieniłaś ją na jakiegoś faceta?!

— O czym ty mówisz?! przez cały czas spędzam z nią większość czasu. Po prostu przeproś za te słowa — i zapomnimy.

— Ja mam przepraszać?! Chyba oszalałaś. Nie zostawię już z tobą Zosi. Najpierw ogarnij się — potem pogadamy, — rzuciła Ewa i rozłączyła się.

Po tym rozpłakałam się. Do bólu, do drżenia. Tak się starałam, całe życie dla nich żyłam. A gdy przyszła moja kolej — wymazały mnie. Tak po prostu. Za to, iż w końcu pozwoliłam sobie być szczęśliwa.

Mam nadzieję, iż Ewa się uspokoi. Zadzwoni. Zrozumie. Bo nie wyobrażam sobie życia bez niej i bez Zosi.

Idź do oryginalnego materiału