Kiedy odzyskałam swoje życie, córka nazwała mnie szaloną i zabroniła spotykać się z wnuczką

newsempire24.com 1 dzień temu

Kiedy wreszcie odzyskałam własne życie, córka nazwała mnie wariatką i zabroniła widywać się z wnuczką.

Całe swoje życie poświęciłam córce, a potem – wnuczce. Ale chyba moja rodzina zapomniała, iż ja też mam prawo do szczęścia, które nie krzyczy wyłącznie wokół nich. Wyszłam za mąż bardzo młodo – w wieku dwudziestu jeden lat. Mój mąż, Tomasz, był cichym, spokojnym człowiekiem, harowikiem aż do szpiku kości. Pewnego dnia zaproponowano mu wyjazd w delegację na kilka tygodni – niby dobra okazja na dodatkowy zarobek, przewóz towaru do innego regionu.

Nigdy nie wrócił. Do dziś nie wiem, co wydarzyło się w tamtej podróży. Po prostu pewnego dnia zadzwoniono do mnie i powiedziano, iż Tomasza już nie ma. Zostałam sama z dwuletnią córeczką na rękach, w całkowitej samotności. Rodzice męża dawno nie żyli, a moi mieszkali w innym mieście. Nie miałam pojęcia, jak przetrwać i jak utrzymać dziecko.

Na szczęście po Tomaszu zostało nam jego mieszkanie w bloku. Gdyby nie to – nie wiem, jak byśmy sobie poradziły. Z wykształcenia jestem nauczycielką, więc początkowo próbowałam udzielać korepetycji w domu, ale prowadzenie lekcji, gdy obok biega i marudzi małe dziecko, było niemal niemożliwe.

Nie mogłam znaleźć normalnej pracy przez małą Vera. Jak zostawić dwulatkę samą na cały dzień? Mama przyjechała pewnego dnia, zobaczyła moją rozpacz – i zabrała Verę do siebie. Prawie dwa lata mieszkała z babcią i dziadkiem, a ja harowałam bez odpoczynku. Pracowałam w szkole, brałam dodatkowe godziny, udzielałam prywatnych lekcji.

W weekendy jeździłam do córeczki. Każde pożegnanie rozrywało mi serce. Potem była kolejka dochildreninnego – bałam się, iż znowu będę musiała siedzieć w domu na zwolnieniach, ale, na szczęście, Wera była zdrowa i prawie nie chorowała. Z czasem zostałyśmy tylko we dwie. Potem szkoła, potem studia.

Pracowałam na pełnych obrotach, aby miała najlepsze buty, spódnicę, bluzkę. Praktycznie nigdy nie miała jednego etatu – wszędzie dwa, a czasem trzy. Ale gdy Vera ukończyła naukę i znalazła pracę, w końcu odetchnęłam. I jednocześnie przeżyłam szok – bo teraz już nikomu nie byłam potrzebna.

Nie musiałam już łapać się każdej dodatkowej roboty. Organizm zaczynał odmawiać posłuszeństwa, a z przyjaciół został mi tylko kot. Córka czasem wpadała na weekendy, ale zabawianie samotniej matki przez cały dzień – to raczej nie było w jej planach. Czułam się jak wyrzut. Wszystko zmieniło się wraz z narodzinami mojej wnuczki, Liliany.

Na kilka miesięcy przed jej przyjściem na świat przeprowadziłam się do córki i jej męża – Wojtka. Zakupy, sprzątanie, przygotowanie do porodu – wszystko spadło na mnie. A potem, gdy Marta wróciła do pracy, całkowicie przejęłam opiekę nad dziewczynką. Ale nie narzekałam – wręcz przeciwnie, znów czułam się potrzebna.

W tym roku Lila poszła do szkoły. Po lekcjach zabierałam ja do siebie, karmiłam, odrabiałam z nią zadania, chodziliśmy do parku lub na zajęcia dodatkowe. Tam, w parku, poznaliśmy Pawła. On też spacerował z wnuczką.Rozmowa się potoczyła. Paweł wcześnie owdowiał, podobnie jak ja, i teraz pomagał swojej córce w wychowaniu dziecka.

Gdy poznałam Pawła, nie miałam żadnych nadziei. Nigdy w życiu, od śmierci męża, nie byłam na randce ani kolacji. Najpierw – mały dzieciak, potem – praca. Po narodzinach wnuczki z dumą nazywałam się babcią. A czy babcie mają adoratorów? Okazuje się, iż tak. Paweł przypomniał mi, iż wciąż jestem kobietą.

Pierwsza wiadomość od niego z propozycją spotkania sam na sam, bez dzieci,

Idź do oryginalnego materiału