**Dom dla Nadziei**
Antek zawsze podziwiał starszego brata i od najmłodszych lat brał z niego przykład. Przy stole jadł tylko to, co jadł Kuba, choćby jeżeli mu nie smakowało. jeżeli brat wybiegał na dwór bez czapki, Antek też zrzucał swoją. Mama nakazywała starszemu synowi natychmiast ją założyć, bo Antek się przeziębi.
Różnica między braćmi wynosiła sześć lat, ale dla Antka była to cała przepaść. Dlaczego mama nie urodziła go choć dwa-trzy lata wcześniej? Kuba wychodził z kolegami, a młodszego brata nie zabierał.
— Nie jestem twoją niańką. Chłopaki będą się ze mnie śmiali — mówił z wyższością.
Antek zaczynał płakać.
— Przestań! Albo nie będę już z tobą rysować.
I Antek natychmiast milknął, jakby ktoś go wyłączył.
Kuba miał talent do rysowania. Antek z zachwytem śledził szybkie ruchy ołówka po kartce, próbował naśladować, ale wychodziły mu tylko bazgroły. Wtedy Kuba siadał obok i cierpliwie tłumaczył, jak trzymać ołówek, z jaką siłą go przyciskać. W tych chwilach Antek był najszczęśliwszy na świecie.
Oczywiście, kłócili się, a choćby bili. Antek dostawał od starszego brata, a w desperacji mścił się: chował ołówki, domalowywał wąsy do portretów w szkicowniku. Kuba klepał go po głowie i wyzywał od maluchów, czego Antek nie znosił.
Pewnego dnia Kuba wziął go jednak do parku, gdzie spotykali się chłopcy z okolicy. Chowali się za krzakami i palili papierosy.
— jeżeli powiesz rodzicom, połamię ci nogi — ostrzegł Kuba, spluwając przez zęby.
Antek nie wątpił, iż to zrobi. choćby gdy Kuba go skrzywdził, nigdy nie skarżył się rodzicom.
W szkole wiedzieli, iż Antek jest bratem Kuby, więc go nie zaczepiali. Kuba nie był chuliganem, ale się go bali. Trenował zapasy i potrafił bić się do krwi. Mało kto mógł z nim wygrać.
Antek namówił mamę, żeby zapisała go na te same zajęcia, co brata. Ale tak jak z rysowaniem, nic mu nie wychodziło. Nie lubił się bić. niedługo rzucił treningi, w końcu przyznając się do porażki wobec starszego brata. Przestał się starać, by być jak on, i skupił się na nauce. I tu okazał się lepszy.
Kuba świetnie walczył, ale uczył się średnio. Po szkole poszedł na budownictwo w Politechnice Warszawskiej. W jego rysunkach coraz częściej pojawiał się ten sam kobiecy wizerunek. Nic specjalnego, według Antka.
Teraz Kuba miał swoje studenckie życie, w którym nie było miejsca dla licealisty Antka. Wracał późno, zamyślony i milczący.
Pewnego dnia Antek znalazł w notesie brata kartkę z wierszem. Od razu wiedział, komu jest poświęcony — dziewczynie z rysunków.
— Mógłbyś znaleźć sobie ładniejszą — zauważył w rozmowie. — Szkicuj takie jak Ola Kowalska. Jest najładniejsza w klasie! Nie, w całej szkole! Takiej powinieneś pisać wiersze. — I zacytował fragment.
Nie zdążył zrozumieć, co się stało. Ocknął się na podłodze. Czuł, jakby ktoś przyłożył mu rozżarzone żelazo do policzka.
— Co to? Znowu się biłeś? — Mama przy kolacji wpatrywała się w młodszego syna.
Kuba tylko prychnął i zajadał spaghetti, jakby nic się nie stało.
— Poślizgnąłem się i uderzyłem w kałużę — mruknął Antek przez zęby. Mówienie bolało.
Mama spojrzała surowo na starszego syna. Ten tylko wzruszył ramionami. Wyjęła z zamrażarki mięso, owinęła w ścierkę i podała Antkowi.
— Przyłóż do policzka.
Na piątym roku Kuba oświadczył, iż zamierza się ożenić i w weekend przyprowadzi narzeczoną.
— Cha, narzeczony! — zaśmiał się Antek.
— Masz coś przeciwko? — Kuba spojrzał groźnie.
Antek zrozumiał, iż lepiej nie drwić, bo znów dostanie w szczękę. Po pierwszym razie długo dochodził do siebie.
— Nie, po prostu się cieszę. Nie będziecie z nami mieszkać, prawda? Więc pokój będzie mój. Super! W końcu nie będę słyszał twojego chrapania. Mam nadzieję, iż nie zmienisz zdania.
Kuba się rozluźnił, klepnął brata po ramieniu.
— Nie zmienię. Masz szczęście, braciszku.
Nadia okazała się miłą, urodziwą dziewczyną o jasnobrązowych oczach, zadartym nosku i kręconych, ciemnoblond włosach. Czuć od niej było wiosnę.
Trzymała Kubę mocno za rękę i śmiało odpowiadała na pytania rodziców. Widać było, iż jest w nim zakochana po uszy. Antek zazdrościł. Dla niego Kuba był najlepszym bratem. A ta Nadia…
Przy stole zerkał na nią ukradkiem. I coraz bardziej mu się podobała.
— Nie patrz tak na dziewczynę brata — upomniała go mama, gdy Kuba odprowadzał Nadzię.
— Jakbym nie miał lepszych. Znajdę sobie kogoś ładniejszego — odparował Antek.
Po ślubie Kuba wyprowadził się do Nadi i jej matki. Do domu wpadał rzadko. Stał się nagle dorosły. Po studiach dostał pracę w największej firmie budowlanej w mieście. Po roku urodził im się syn. W małym mieszkaniu zrobiło się ciasno, więc Kuba zaczął budować dom. Sam projektował, sam stawiał. Koledzy pomagali. Ojciec pochwalał starszego syna, wspierał finansowo.
Antek w tym czasie skończył liceum i po raz pierwszy nie poszedł w ślady brata — dostał się na prawo. Drwił, iż budowlanka to zajęcie dla nieudaczników, a mądrzy ludzie powinni pracować głową, nie rękami.
Pewnego dnia mama wysłała go do brata z ubrankami dla rosnącego siostrzeńca. Nadia zaokrągliła się, stała się jeszcze bardziej kobieca i piękna. Antek się zaczerwienił, bełkocząc coś, gdy podawał jej torbę.
— Wpadnij — uśmiechnęła się, wciągając go do przedpokoju. — Kuba wyjechał służbowo, a w łazience urwał się sznurek. Naprawisz? Wróci dopiero za trzy dni, a nie mam gdzie suszyć bielizny.
Antek naprawił sznurek. Potem Nadia podała mu synka i zaczęła nakrywać do stołu. Chłopiec długo wpatrywał się w Antka, a potem przytulił. Serce Antka zmiękło. Tak przyjemnie było trzymać dziecko, patrzeć, jak Nadia krząta się dla niego.
Po raz pierwszy spojrzał na nią innymi oczami — oczami brata. I przepadPo latach, gdy ich córka biegała już po domu, a Nadia śmiała się serdecznie przy rodzinnym stole, Antek zrozumiał, iż czas leczy rany, a miłość znajduje swoją drogę choćby wśród niedomówień i bólu przeszłości.