Kiedy miłość unosi na skrzydłach szczęścia: nowy rozdział życia po szkole.

polregion.pl 1 dzień temu

Jagoda leciała do ukochanego męża, unoszona na skrzydłach szczęścia. W końcu ich syn skończył liceum i dostał się na studia. Teraz ona i Wojtek mogli wreszcie być razem.

Gdy tylko Tomek wyjechał na uczelnię, tego samego dnia kupiła bilet na pociąg i ruszyła do męża. Byli małżeństwem zaledwie od dwóch lat, ale znali się od wieków – tak przynajmniej jej się wydawało.

Nie było łatwo. Ich związek zaczynał się mozolnie, pełen zwątpienia, ale teraz los obiecywał im wspólną przyszłość. Jagoda była tego pewna.

Poznali się osiem lat temu. Ona ledwie podniosła się po rozwodzie z pierwszym mężem, długo nie wpuszczała nikogo do serca. Aż do dnia, gdy spotkała Wojtka. choćby z nim wahała się, zanim pozwoliła mu się zbliżyć. Musiał się napracować, by przekonać ją, iż nie jest jak tamten – Marek.

Pół roku chodzili na randki, aż w końcu zamieszkali razem. Wojciech wprowadził się do niej, bo w swoim malutkim mieszkaniu we Wrocławiu byłoby im ciasno. Jagoda miała dziesięcioletniego syna. Chłopak był grzeczny, ale z ojczymem też nie od razu się zgrał.

Po trzech latach Wojtek zaczął myśleć o ślubie, ale Jagoda nie paliła się do małżeństwa. Uważała, iż te pieczątki w urzędzie już dawno się przeżyły. Nie chroniły przed zdradą – ani jego, ani jej. Było im dobrze, po co cokolwiek zmieniać?

Wojtek początkowo się zgodził, ale z czasem zrozumiał, iż to za mało. Chciał, by Jagoda była jego żoną w każdym calu. W końcu postawił ultimatum: albo ślub, albo koniec.

Jej nie spodobał się ten nacisk. Lepiej rozejść się, niż ulegać. I tak się stało – rozstali się na pół roku.

W tym czasie Wojtek przeniósł się do Poznania, gdzie stary przyjaciel zaoferował mu dobrze płatną pracę. Rzadko wracał, najwyżej raz na dwa miesiące, by odwiedzić rodziców. I podczas jednej z tych wizyt znów spotkał Jagodę.

Szła przez park, promienna, jakby życie ułożyło się jej idealnie. Była taka radosna, aż ich spojrzenia się skrzyżowały. W jej oczach zobaczył to samo, co czuł – wciąż go kochała. Nie potrafiła tego ukryć.

Znowu zaczęli się spotykać, ale tym razem na odległość. Czasem ona przyjeżdżała do niego, czasem on do niej. Każde spotkanie było zaplanowane, ale zawsze przynosiło tę samą gorączkę i czułość.

Widywali się raz, czasem dwa razy w miesiącu. Wojtek wielokrotnie proponował, by się do niego przeprowadziła. Kupił już dwupokojowe mieszkanie, choć spłacał kredyt.

Jagoda pragnęła tego całym sercem, ale nie mogła tak po prostu rzucić wszystkiego. Syn był nastolatkiem, potrzebował uwagi. Do tego matka zachorowała, wymagała opieki. Dwa lata Jagoda walczyła, by postawić ją na nogi, aż w końcu lekarze powiedzieli:

– Jeszcze pani pożyje! – uśmiechnęli się, wypisując ją do domu.

Helena przestała trzymać córkę, ale Tomek wszedł w wiek buntu. Nie chciał zmieniać szkoły, błagał, by została, aż skończy naukę. Musiała ustąpić.

Latem, przed rozpoczęciem przez syna drugiej klasy, Jagoda i Wojtek w końcu wzięli ślub. Widząc, jak bardzo go to ucieszyło, żałowała, iż nie zgodziła się wcześniej. Ale po co płakać nad rozlanym mlekiem?

Teraz nie byli tylko parą – ich związek można było nazwać małżeństwem na odległość, gdyby nie setki kilometrów między nimi.

I oto Tomek wreszcie zaczynał studia. Jagoda była z niego dumna, ale też wiedziała, iż teraz może wreszcie zadbać o siebie. Nie powiedziała Wojtkowi, iż niedługo do niego dołączy – chciała zrobić mu niespodziankę.

A może i tak się domyślał? Tylko nie znał daty.

Spakowała walizkę, wsiadła do pociągu i wyruszyła. Chciała, by ten dzień zapamiętał na zawsze. Już widziała, jak wkłada koronkową bieliznę, sypie płatki róż na nową pościel, gotuje kolację i czeka na ukochanego.

Marzyła o tym w drodze, przejęta. Była pewna, iż Wojtek oszaleje z radości. Ale to ona dostała największe zaskoczenie.

Otworzyła jego mieszkanie swoim kluczem i zamarła. Patrzyły na nią niebieskie oczy – rudowłosa dziewczyna, śliczna i bardzo młoda.

– Kto ty jesteś? – warknęła.

– Ja… Ola, przepraszam. Zaraz znikam!
– Jak to „znikam”? Kim ty jesteś?
– Niech się pani nie denerwuje… Jestem dziewczyną Wojtka.

Serce Jagody runęło. Świat przestał się kręcić.
– Od jak dawna?
– Półtora roku. Zawsze gdy pani przyjeżdża, wynoszę się do koleżanki. On bardzo pana kocha, to tylko tak… dla towarzystwa.

Jagoda nie wierzyła własnym uszom. Półtora roku kłamstw. Zero śladów, zero podejrzeń.

Gdy Wojtek wrócił, zobaczył łzy i gniew.

– Jagódko, to nic nie znaczy! – błagał.
– Półtora roku! I ty nazywasz to miłością?
– Co ty jej nagadałaś?! – warknął na Olę.
– Nie wiedziałam, iż pani przyjedzie!
– Ja też nie! – krzyknął, a potem do żony: – Kochanie, ona zaraz idzie, porozmawiamy…

Jagoda chwyciła walizkę.
– Nie ma o czym. Zostajesz z nią.

W pociągu płakała, nie mogąc uwierzyć, iż on mógł ją tak zdradzić. Ta dziewczyna była ledwie starsza od Tomka!

Wróciła do swojego mieszkania w Warszawie. Miesiącami nie mogła się pozbierać. Nienawidziła siebie, iż wciąż go kocha.

Aż pewnego dnia zapukała Ola – z kocim transporterem. W środku była Mizia, ukochana kotka Wojtka.
– Proszę ją zabrać. On… nie żyje. – wydukała.
– Co?!
– Po pani wyjeździe załamał się. Tydzień temu powiedział, iż nie wróci. Myślałam, iż żartuje… A potem wypadek.

Jagoda nie uwierzyła, dopóki nie zobaczyła dokumentów. choćby jej nie powiadomiono. Ola urządziła pogrzeb, teraz oddawała kotkę.

Gdy Jagoda wzięła Mizię na ręce, świat znów stanął w miejscu. Aż ktoś nią potrząsnął:
– Proszę wysiąść, jesteśmy na miejscu!

Ocknęła się w pociągu. Twarz mokra od łez. ToJagoda otworzyła drzwi mieszkania Wojtka, serce tłukło jej się jak oszalałe, ale tym razem na kanapie siedziała tylko Mizia, która mrucząc, przywitała ją łagodnym „miau”, a z kuchni dobiegał zapach jego ulubionej zupy pomidorowej – tak jak zawsze, gdy na nią czekał.

Idź do oryginalnego materiału