Kiedy miłość staje się wyzwaniem: historia o mądrości i wyrozumiałości matki

polregion.pl 1 tydzień temu

Jadwiga Kowalska zawsze wiedziała, iż nie stanie się taką złośliwą teściową. W końcu była dobroduszną i wrażliwą kobietą, która wychowała syna z myślą, iż pewnego dnia założy własną rodzinę. A jej syn Tomek nie zawdzięczał jej niczego okropnego.

Gdy więc Tomek przyprowadził do domu swoją narzeczoną, miłą i sympatyczną dziewczynę o imieniu Grażyna, Jadwiga przyjęła ją z otwartymi ramionami.

Grażyna wyraźnie starała się zaskarbić względy przyszłej teściowej. Chwaliła jej gotowanie, zachwycała się mieszkaniem, rzucała komplementy. Jadwiga była pewna, iż nie będzie między nimi żadnych nieporozumień.

Tomek i Grażyna postanowili zamieszkać razem. Syn wspomniał coś o wspólnym mieszkaniu z mamą, ale Jadwidze ten pomysł nie przypadł do gustu.

— Oczywiście was nie wygonę. Ale, synku, to kiepski pomysł. Młodzi i rodzice powinni żyć osobno. Każdy ma swój rytm dnia, każdy czasem potrzebuje ciszy. No i dwie kobiety w kuchni — to zawsze źle się kończy.

Tomek posłuchał matki, ale wynajęcie mieszkania okazało się dla niego sprym wyzwaniem. Wtedy Jadwiga zaproponowała pomoc, dopóki młodzi nie staną na nogi.

— Mogę płacić jedną trzecią czynszu na początku, a później sobie poradzicie.

Tomek z euforią się zgodził. Jadwiga była gotowa oddawać te pieniądze — to była cena za spokój i dobre relacje.

Pamiętała doskonale, jak pierwsze trzy lata małżeństwa spędziła z teściową. To był koszmar. Choć teściowa nie była złą kobietą, i tak dochodziło między nimi do sprzeczek, niedomówień, uraz. Najgorzej było z jedzeniem — Jadwiga nie znosiła potraw, które gotowała teściowa, ale jadła je, by nie urazić gospodyni.

Tomek i Grażyna wynajęli mieszkanie tuż obok. Jadwiga była zadowolona — nie chciała mieszkać razem, ale widywać się z synem — owszem.

Grażyna pracowała jako przedszkolanka i zarabiała grosze. Tomek też nie miał wielkich ambicji, wystarczała mu posada w fabryce.

Gdy tylko się wprowadzili, Jadwiga zaproponowała pomoc w urządzaniu.

— Och, dziękuję! — zawyła Grażyna. — Mieszkanie takie brudne, nie wiem, od czego zacząć.

Jadwiga zebrała ścierki, detergenty i pobiegła na ratunek.

Westchnęła tylko, patrząc, jak Grażyna sprząta. Widać było, iż robi to rzadko i iż ta praca ją przerasta.

Tak naprawdę Jadwiga posprzątała sama. Grażyna sypała podziękowaniami, mówiła, iż musi się uczyć od przyszłej teściowej. Ale Jadwiga była tak zmęczona, iż ledwie słuchała.

Następnego dnia Tomek zadzwonił i zaproponował spotkanie w weekend.

— Przyjdziemy do ciebie, dobrze?

— Oczywiście, będę się cieszyć.

Naturalnie, musiała ugotować obiad. Ale miło było spędzić razem czas, posłuchać, jak młodzi radzą sobie w nowym życiu.

Jednak gdy Tomek i Grażyna przyszli w gości, humor Jadwigi nieco opadł. Stała pół dnia przy kuchence, przygotowała gorące danie, sałatkę, choćby przystawki. A oni przyszli z pustymi rękami.

Nie żeby czegoś oczekiwała. Ale to trochę nieprzyzwoite. Mogli chociaż ciastka na herbatę kupić.

Syn i jego dziewczyna jednak nie widzieli w tym nic złego. Jadwiga pocieszała się, iż pewnie mieli na głowie ważniejsze sprawy. No i z pieniędzmi u nich krucho, dopiero się urządzają.

— Mamo, możemy zabrać resztki jedzenia? Żeby nie musieć gotować? — spytał Tomek po kolacji.

Jadwiga westchnęła. Sama chętnie zostałaby kilka dni bez gotowania, ale dla syna niczego nie żałowała.

— Jasne, zabierajcie.

Coś w tym było nieprzyjemnego, ale starała się nie nad tym myśleć. Młodzi chcą żyć dla siebie, a nie stać przy garach. No cóż, ona może ugotować.

Jadwiga pracowała zdalnie. Do biura jeździła rzadko, co było wygodne.

Gdy Tomek zadzwonił tydzień później, spodziewała się wszystkiego, tylko nie tego.

— Mamo, mogę wpadać na obiady? Oszczędzam, nie chce mi się chodzić do stołówki.

Jadwiga oniemiała. Nie planowała nic gotować, ale jak odmówić własnemu dziecku?

— Dobrze, wpadaj. — Rzuciła się do kuchni.

Myślała, iż to jednorazowy kaprys, ale Tomek zaczął przychodzić regularnie. Jadwigę to nie zachwycało. Produktów ubywało w zastraszającym tempie, a ona ciągle musiała odrywać się od pracy.

Ale milczała. Jak matka może odmówić synowi obiadu? Pewnego dnia jednak niechcąco zapytała, czemu nie bierze jedzenia ze sobą.

— Grażyna nie gotuje za często. A może w weekend wpadniemy na kolację? U ciebie tak pysznie gotują!

— Nie mogę, idę do koleżanki — skłamała, rumieniąc się.

— Szkoda.

Trzeba było coś z tym zrobić. Ale nie potrafiła powiedzieć wprost, iż to jej nie odpowiada. Nie chciała wyjść na skąpą w oczach syna i jego narzeczonej.

A przecież odczuwała to w portfelu. Wciąż płaciła część ich czynszu.

Postanowiła cierpieć w milczeniu. W weekendy gotowała więcej, żeby wystarczyło tylko podgrzać. Mogłaby delikatnie zasugerować, by Tomek czasem coś kupił, ale znowu — nie potrafiła.

Tak minęły trzy tygodnie. Tomek przychodził na obiady, a potem zaczęła wpadać Grażyna. Jadwiga powoli przywykała do roli kucharki.

Ale niedługo syn z narzeczoną przeszli samych siębAż pewnego dnia Jadwiga postawiła na stole pusty talerz i powiedziała: „Jeśli chcecie jeść, nauczcie się gotować sami, bo od dziś moja kuchnia jest zamknięta”.

Idź do oryginalnego materiału