Kiedy miłość przestała przysłaniać rzeczywistość

przytulnosc.pl 5 dni temu

– Przecież to jakiś absurd, rozstać się przez brak zębów! Kto nam w ogóle uwierzy? – mówiła zapłakana Joanna, siedząc w kuchni u swojej przyjaciółki, Magdy.

Herbata na stole już dawno wystygła, a kawałek szarlotki na eleganckim kwadratowym talerzu leżał nieruszony. Magda kiwała głową z empatią, choć w głębi duszy zastanawiała się, jak powiedzieć Joannie, iż jej rozstanie z Markiem miało znacznie poważniejsze przyczyny niż tylko nieszczęsne zęby.

Kiedy kilka lat temu Joanna niespodziewanie poinformowała znajomych, iż wychodzi za Marka, nikt z jej kręgu towarzyskiego nie potraktował tego poważnie. Ona – uznana adwokatka z renomowanej kancelarii we Wrocławiu, on – elektryk z osiedlowej spółdzielni mieszkaniowej na Popowicach. Oboje mieli już za sobą nieudane pierwsze związki i nastoletnie dzieci. Znajomi Joanny długo zastanawiali się, co tych dwoje mogło ze sobą połączyć. Joanna jednak była szczęśliwa, a każda uwaga na temat Marka spotykała się z ostrą reakcją.

Pierwsza fala fascynacji i namiętności gwałtownie jednak minęła, a wtedy Joanna dokonała przykrego odkrycia: zaczęła się własnego męża wstydzić. Marek był dobrym człowiekiem – prostolinijnym i serdecznym – ale niewykształconym. Robił rażące błędy językowe, często przeklinał, miał trudności z formułowaniem swoich myśli. Kochał Joannę bez wątpienia i nieustannie chwalił się jej osiągnięciami, ale w oczach Joanny to nie rekompensowało jego braków.

Joanna zaczęła więc subtelnie poprawiać Marka: dyskretnie zwracała mu uwagę na błędy językowe, próbowała go uciszyć, gdy wśród znajomych zaczynał opowiadać rubaszne dowcipy. Marek jednak coraz bardziej się buntował i niejednokrotnie w towarzystwie dawał jasno do zrozumienia, co sądzi o jej ciągłych uwagach. Zaczęli być coraz rzadziej zapraszani na spotkania, a sama Joanna unikała wyjść z mężem, bojąc się kolejnego wstydu.

Tamtego wieczoru Joanna delikatnie powiedziała Markowi, iż Magda organizuje kameralną imprezę z okazji zakupu działki rekreacyjnej w Karpaczu. Miało być niewielkie grono znajomych, więc Joanna planowała tylko wpaść, wręczyć prezent i wrócić do domu.

– A co, zaprosili tylko ciebie? – zdziwił się Marek.

– Nie, no oczywiście, iż nas oboje – gwałtownie odpowiedziała Joanna. – Ale ty przecież leczysz zęby, nie będziemy ludzi straszyć – próbowała obrócić wszystko w żart.

Marek był w trakcie leczenia protetycznego i brak dwóch przednich zębów faktycznie rzucał się w oczy. Ale to wytłumaczenie tylko go rozwścieczyło. Kategorycznie oświadczył, iż albo idą razem, albo wcale.

Na przyjęciu Joanna od pierwszych minut była spięta. Marek wyraźnie odstawał od reszty towarzystwa. Żartował nie na miejscu, zaczepiał ludzi, podnosił niewygodne tematy. Kiedy po raz kolejny wybuchnął głośnym śmiechem, pokazując brakujące zęby, Joanna nie wytrzymała:

– Marek, proszę cię, przestań! Ludzie się ciebie przestraszą… – gwałtownie dodała, próbując załagodzić sytuację. – Jak skończysz leczenie, to będziesz mógł sobie gadać, ile chcesz.

Ale było już za późno. Marek, rozdrażniony alkoholem i urażony uwagą żony, zrobił scenę, wykrzykując przy wszystkich, co myśli o Joannie i jej „wymuskanych” przyjaciołach. Po chwili demonstracyjnie wyszedł. Joanna, paląc się ze wstydu, przeprosiła Magdę i gwałtownie ruszyła za nim.

Jednak Marka nie było w domu ani tego wieczoru, ani następnego dnia. Zjawił się dopiero po tygodniu, by zabrać swoje rzeczy i poinformować krótko, iż ich małżeństwo właśnie się skończyło.

Magda patrzyła teraz na Joannę, która wciąż ocierała łzy, i nie mogła zrozumieć jej rozpaczy. Zawsze uważała, iż związek Joanny i Marka nie miał szans. Po prostu byli zbyt różni – nie lepsi, nie gorsi, tylko zupełnie inni. W głębi serca cieszyła się nawet, iż ten dziwny związek dobiegł końca.

Nie chcąc jednak sprawić przykrości przyjaciółce, powiedziała tylko:

– Przestań płakać, Joasiu. Jeszcze zobaczysz, iż twój Marek wróci. A choćby jeżeli nie, to kto go tam będzie chciał bez zębów? – zażartowała ciepło, mając nadzieję, iż zabrzmiało to wiarygodnie.

Wiedziała jednak, iż tak naprawdę stało się najlepiej, jak mogło. Bo czy dwoje ludzi z tak odmiennych światów jest w stanie stworzyć trwałą i szczęśliwą relację? Czy można kochać kogoś, kogo jednocześnie się wstydzimy? A może jednak lepiej od samego początku szukać osoby, z którą łączy nas nie tylko uczucie, ale także podobne wychowanie, kultura i wartości?

A Wy, drodzy Czytelnicy, jak myślicie – czy różnice społeczne, intelektualne i kulturowe skazują związek na porażkę? Czy można naprawdę kochać osobę, której się wstydzimy? A może od początku powinniśmy wybierać partnerów z własnego środowiska?

Idź do oryginalnego materiału