Kiedy mama Jarosława chciała przyjechać w odwiedziny do syna i synowej, Lesia za każdym razem nagle wymyślała ważne sprawy – byle tylko nie widzieć teściowej u siebie w domu. Aż w końcu Lesia zdobyła się na odwagę i napisała jej, iż razem z Jarosławem zdecydowali, iż lepiej, żeby więcej do nich nie przyjeżdżała

przytulnosc.pl 4 dni temu

Mam koleżankę, która ma syna – wspaniałego chłopaka, Jarosława. Dobrze się uczył, skończył studia, ciężko pracował, a teraz – bogaty, ma firmę, dom pod miastem, mieszkanie w centrum – po prostu cudowny syn.

Ale jak zwykle – jest jedno „ale”. Ożenił się z Lesią. Kompletnie do niego niepasująca. Nieładna, ze wsi, z trudnej rodziny, zawistna. I to nie są słowa teściowej, która oddała jedynaka „jakiejś obcej”, tylko fakty. Najpierw ta sprytna Lesia pozbyła się wszystkich przyjaciół męża. „Po co oni tu? Tylko go wykorzystują, pieniądze wyciągają, kąpią się w basenie – żadnej korzyści z nich, tylko na jego koszt jeżdżą”.

Potem po kolei odsunęła jego rodzinę. A rodzina Jarosława – liczna i zżyta. Wspólne spotkania, życzenia na święta, częste telefony – solidna rodzina. Lesia najpierw przewracała oczami na każdy telefon od krewnych, potem wymyślała wymówki, gdy zapraszano ich w odwiedziny, a gdy ktoś miał przyjechać do nich – nagle chorowała. W końcu tylko mama Jarosława zaczęła wpadać raz na jakiś czas – bo bardzo tęskniła za wnuczką i oczywiście za synem.

Lesia za każdym razem syczała pod nosem: „My tak dziecka nie wychowujemy, mówiłam pani już pięćset razy, ale najwyraźniej pani nie rozumie”, „Niech pani nie przywozi tych tanich prezentów, my nosimy tylko markowe rzeczy, a potem nie wiadomo co z tym zrobić”.

Jarosław stał obok i potakiwał: „No mamo, błagam cię…”.

Wczoraj spotkałyśmy się z koleżanką i jeszcze jedną znajomą. Przyjaciółka płakała, ręce jej się trzęsły, pokazała nam wiadomość od Lesi. Ta napisała wprost, bez żadnego skrępowania, iż zdecydowali z Jarosławem, iż lepiej, żeby więcej nie przyjeżdżała, i jeszcze sporo przykrych rzeczy.

Nie mogła się z tego otrząsnąć. Mówiła, iż Jarosław zadzwonił: „Mamo, ty denerwujesz Lesię, ona po twoim wyjeździe dochodzi do siebie trzy dni”.

Ale tu nie o to chodzi. Siedzimy z nią, żal nam Jarosława – jak to tak, biedny chłopak, nie trafił z żoną. A wtedy ta trzecia znajoma mówi: „A co tu winna synowa? Sama takiego syna wychowałaś – bez serca”.

O rany, aż się na nią rzuciłyśmy! Że nic nie rozumie, iż on nic nie może poradzić, iż robi to wszystko dla rodziny, dla świętego spokoju! Że byłaśbyś w szoku, jaką on był cudowną dziewczynką – przepraszam, chłopcem! W szóstej klasie laurkę na Dzień Kobiet mamie sam zrobił – z serduszkiem i kwiatuszkiem! I gdyby nie ta Lesia…

A ona tylko wzruszyła ramionami i powiedziała: „Jeśli ktoś nie jest podły, to żadna Lesia nie zrobi z niego podłego człowieka”. I sobie poszła.

I nagle… jakby mi ktoś zdjął z oczu plastikową folię. Całe życie żyłam w przekonaniu, iż jeżeli facet jest w porządku, to po prostu trafił na złą kobietę. A tu proszę – okazuje się, iż człowiek jest podły, bo taki jest, a nie dlatego, iż ktoś go takim zrobił.

Idź do oryginalnego materiału