Kiedy los daje drugą szansę

twojacena.pl 23 godzin temu

Kiedy los daje drugą szansę

— Dlaczego tak wcześnie?… — wymamrotał Krzysztof, zapinając koszulę na lewą stronę. Ale Kinga nie słuchała. Stała już w korytarzu, zaciskając palce do bólu, i patrzyła na czerwone buty stojące przy wejściu. Nie byle jakie — to były buty Oli, jej dawnej przyjaciółki. Poznała je bezbłędnie. Zbyt wiele razy widziała je na zdjęciach, przy kieliszku wina. Tylko iż w swoim mieszkaniu się ich nie spodziewała.

Wszystko zaczęło się rano, gdy Kinga poczuła się źle w pracy. Nagłe mdłości, mroczki przed oczami. Najpierw myślała, iż to przez brak snu albo stres. Ale koleżanka z biurka, Beata, nachyliła się i szepnęła:
— Może jesteś w ciąży?

— Nie, skąd… — odparła Kinga, ale w środku wszystko się ścisnęło. Wiedziała — coś jest nie tak. Po dwudziestu minutach stała już w toalecie firmy, trzymając w ręku test z dwiema wyraźnymi kreskami.

Nie pamiętała, jak dotarła do gabinetu przełożonej. Nie pamiętała, jak wychodziła z biura. Pamiętała tylko jedno — leciała do domu, żeby powiedzieć o tym Krzysztofowi. Chciała zobaczyć jego reakcję, przytulić się, rozpłakać ze szczęścia. Ale…

Włożyła klucz do zamka, weszła, zapaliła światło. Pierwsze, co zobaczyła — te buty. Po kilku sekundach usłyszała szepty z sypialni. Najpierw pomyślała, iż się pomyliła. Że to jakaś absurdalna pomyłka. Ale gdy otworzyła drzwi, zobaczyła swojego męża — półnagiego, z Olą, która kurczowo trzymała prześcieradło na piersi.

— Kinga?… Co ty…? — bełkotał, a Oli spuściła wzrok, nie mówiąc ani słowa.

Potem wszystko jakby we mgle. Krzyki. Łzy. Rzucane po pokoju przedmioty. W końcu nastała cisza. Odejście. Pustka. Kinga została sama w zrujnowanym mieszkaniu, siedziała na podłodze, obejmując dłońmi brzuch, w którym już biło się maleńkie życie.

Po kilku dniach podjęła decyzję. Nie chciała, aby cokolwiek łączyło ją z Krzysztofem. Nie chciała być samotną matką. Rodzice mieszkali daleko, przyjaciółka — jedna mniej. Pensja nie starczyłaby choćby na pieluchy, nie mówiąc już o niani. Kinga poszła do prywatnej kliniki.

Siedziała pod gabinetem lekarza i wpatrywała się w ścianę. Było jej strasznie. Nie chciała tego dziecka… a jednocześnie — chciała jak nigdy.

— Proszę wejść! — rozległ się głos zza drzwi.

Wstała i weszła. Ale gdy tylko zobaczyła lekarza — serce jej się ścisnęło.

— Wojtek?! To ty?!

To był jej kolega z klasy, pierwsza miłość. Chłopak, którego nigdy nie zapomniała. Jego pocałunek w policzek na zakończeniu szkoły — do dziś był jej najczulszym wspomnieniem.

— Kinga?! Naprawdę to ty?! — Wojtek wstał, przytulił ją ciepło, jak starego przyjaciela.

Rozmawiali jakieś dziesięć minut, jakby nie minęło dwadzieścia lat. Gdy emocje nieco opadły, Wojtek zapytał:

— Ale jesteś tu na wizycie. Co się stało?

Kinga, trochę zakłopotana, opowiedziała całą prawdę — o zdradzie, o ciąży, o decyzji.

— I naprawdę chcesz usunąć dziecko? — cicho spytał Wojtek.

— Tak… boję się. Nie dam rady sama…

Idź do oryginalnego materiału