Kiedy dodzwoniłam się do żony ojca, nie spodziewałam się niczego. Jednak ta kobieta powiedziała, żebym nie wymyślała wydawania pieniędzy na hotel, tylko się spakowała i przyjechała do niej. Obiecała pomóc

przytulnosc.pl 2 dni temu

W naszej rodzinie jest nas troje – Anna jest najstarsza, ja jestem średnia, a Andrzej jest najmłodszy. Różnica wieku między nami jest niewielka. Ja mam teraz 31 lat, Anna ma 34, a Andrzej skończył 27 lat. Wychowywała nas mama, bo tata rozwiódł się z nią i ożenił z inną kobietą.

Ojciec chciał brać udział w naszym życiu, ale mama od niego niczego nie chciała. Z zasady odmawiała jakiejkolwiek pomocy, choćby gdy była nam bardzo potrzebna. Mama nie chciała, żebyśmy się z ojcem kontaktowali, więc prawie go nie widywaliśmy.

Będąc dorosłymi, wyjechaliśmy na studia do różnych miast. Po studiach wróciłam do domu. Na początku mieszkałam z mamą i wtedy już zauważyłam, iż coś jest nie tak. Widać było, iż źle się czuje. Po roku zmarła.

Poinformowałam o tym ojca i przyjechał, żeby ją pożegnać. Ale to bardzo nie spodobało się mojej siostrze, zaczęła mnie pytać, po co przyszedł i jeszcze nie sam.

Wyjaśniłam, iż to była moja decyzja. W końcu rodzice długo byli razem. A to, iż tata przyszedł nie sam, to już jego decyzja. Jemu też jest teraz ciężko, a te osoby to jego rodzina.

Pod niechętne spojrzenia brata i siostry tata podszedł do nas, żeby złożyć kondolencje i powiedzieć, iż zawsze możemy na niego liczyć. Brat się odwrócił, siostra prychnęła, a ja podziękowałam. To nie czas i miejsce na wyjaśnienia. Wszyscy czują się źle.

A po roku zmarł tata. Przez ten rok często się kontaktowaliśmy, choćby bywałam u nich w gościnie. Brat i siostra nie przyjechali na jego pogrzeb. Żona taty powiedziała mi wtedy, iż zawsze mogę liczyć na jej pomoc i wsparcie. Skinęłam głową, ale nie uwierzyłam, uznając to za grzecznościowe słowa.

Minął czas, postanowiłam wziąć mieszkanie na kredyt. Wtedy miałam dobrą pracę i dobrze zarabiałam. Pierwszą wpłatę zrobiłam bez problemu, ale kiedy zaczęły się miesięczne raty, moja firma upadła i straciłam pracę. Pilnie potrzebowałam od kogoś pożyczyć pieniądze.

Zadzwoniłam do siostry, opisałam sytuację. Współczuła mi, ale od razu powiedziała, iż nie może mi pomóc. Sama ma kredyt hipoteczny, a do tego małe dziecko. Dlatego nie ma pieniędzy, nie może mnie przyjąć, ale ma nadzieję, iż jakoś sobie poradzę. Od brata usłyszałam mniej więcej to samo, iż może mi pomóc tylko dobrym słowem.

Nie miałam przyjaciół, którzy mogliby mnie wspomóc, przynajmniej nikogo nie przyszło mi do głowy. Pomyślałam, iż gorzej być nie może, więc zaczęłam dzwonić do wszystkich z mojej książki telefonicznej.

Kiedy dodzwoniłam się do żony ojca, nie spodziewałam się niczego, najwyżej współczucia. Ale nie. Ta kobieta powiedziała, żebym nie wymyślała wydawania pieniędzy na hotel, tylko się spakowała i przyjechała do niej. Obiecała pomóc. I wiecie co? Pomogła. Ona i jej dzieci.

Brat i siostra przez tydzień ani razu nie zadzwonili, żeby zapytać, jak się mam. Ja też do nich nie dzwonię. Jakoś nie mam ochoty. Krewni, tak zwani. To żona taty i jej dzieci (nie jej i taty, tylko jej) pomagają mi, interesują się moim stanem, chociaż de facto nie są mi nikim. Ale czuję od nich więcej troski niż od najbliższych krewnych.

Idź do oryginalnego materiału