Helena Kowalska zawsze wiedziała, iż nie stanie się zrzędliwą teściową. Była dobrą i troskliwą kobietą, wychowała syna z myślą, iż kiedyś założy własną rodzinę. Jej syn Tomek nie był jej nic winien.
Gdy więc Tomek przyprowadził do domu narzeczoną, miłą i ujmującą dziewczynę o imieniu Kinga, Helena przyjęła ją z otwartymi ramionami. Kinga wyraźnie starała się przypodobać przyszłej teściowej. Chwaliła jej gotowanie, zachwycała się mieszkaniem, rzucała komplementy. Helena była pewna, iż nie będzie między nimi żadnych konfliktów.
Kinga i Tomek postanowili zamieszkać razem. Syn wspomniał coś o wspólnym życiu z matką, ale Helenie ten pomysł niezbyt się spodobał.
— Nie wyrzucę was, oczywiście — powiedziała. — Ale, synku, to nie jest dobry pomysł. Młodzi i rodzice powinni mieszkać osobno. Każdy ma swój rytm dnia, każdy czasem potrzebuje spokoju. No i dwie gospodynie w kuchni — to nigdy się dobrze nie kończy.
Tomek posłuchał matki, ale wynajęcie mieszkania okazało się dla niego sporym obciążeniem finansowym. Wtedy Helena zaproponowała, iż pomoże, dopóki młodzi nie staną na nogi.
— Mogę płacić jedną trzecią czynszu na początek, a potem już sami.
Tomek chętnie się zgodził. A Helena była gotowa wydawać te pieniądze, bo to była cena za spokój i dobre stosunki.
Doskonale pamiętała, jak przez pierwsze trzy lata małżeństwa mieszkała z rodzicami męża. Było to jak zły sen. Choć teściowa nie była złą kobietą, tak czy inaczej dochodziło między nimi do sporów, nieporozumień, uraz. Gotowanie też było problemem, bo lubiły inne potrawy. Helena jadła to, co przygotowała teściowa, tylko po to, by jej nie urazić. A i tamtej nie było łatwo.
Tomek i Kinga wynajęli mieszkanie całkiem blisko matki. Helena cieszyła się z tego. Nie chciała mieszkać razem, ale widywać syna — jak najbardziej.
Kinga pracowała jako przedszkolanka i zarabiała niewiele. Tomek też nie pałał ambicjami — wystarczała mu praca w fabryce.
Gdy tylko się wprowadzili, Helena zaproponowała pomoc w urządzaniu.
— Och, dziękuję! — zawołała Kinga. — Mieszkanie jest takie brudne, nie wiem, od czego zacząć.
Więc kobieta zebrała ścierki, środki czystości i pospieszyła z pomocą synowi i przyszłej synowej.
Helena tylko wzdychała, patrząc, jak Kinga sprząta. Widać było, iż robi to rzadko i iż ta praca ją męczy.
Można powiedzieć, iż Helena zrobiła wszystko sama. Kinga oczywiście zasypała ją podziękowaniami i mówiła, iż musi się uczyć od przyszłej teściowej. Ale Helena była tak zmęczona, iż ledwie słuchała.
Następnego dnia Tomek zadzwonił i zaproponował spotkanie w weekend.
— Przyjdziemy do ciebie, dobrze? — zapytał.
— Oczywiście, bardzo się cieszę — odpowiedziała Helena.
Oczywiście, musiała przygotować obiad. Ale miło jej było spędzić z nimi czas, posłuchać, jak im się układa wspólne życie.
Jednak gdy Tomek i Kinga przyszli, nastrój Heleny nieco się popsuł. Spędziła pół dnia w kuchni, przygotowała danie główne, sałatkę, choćby przekąski. A oni przyszli z pustymi rękami.
Nie żeby czegoś potrzebowała. Ale to było po prostu nietaktowne. Mogli chociaż kupić ciastka na herbatę.
Lecz syn i jego dziewczyna widocznie nie widzieli w tym nic złego. Helena pocieszała się myślą, iż pewnie mieli inne sprawy na głowie. I iż teraz oszczędzają, bo się urządzają.
— Mamo, możemy zabrać resztki jedzenia? Żebyśmy nie musieli gotować — zapytał Tomek po obiedzie.
Helena westchnęła. Sama chętnie nie gotowałaby przez kilka dni, ale dla syna była gotowa na wszystko.
— Oczywiście, zabierajcie — powiedziała.
Coś w tym wszystkim było nieprzyjemne, ale kobieta starała się nie myśleć o tym za dużo. Młodzi chcą żyć dla siebie, zamiast stać przy garach. No cóż, ona może ugotować.
Helena pracowała zdalnie. Do biura jeździła rzadko, co było dla niej bardzo wygodne.
Gdy tydzień później zadzwonił Tomek, spodziewała się wszystkiego, tylko nie tego.
— Mamo, mogę wpaść do ciebie na obiad? Oszczędzam, nie chcę iść do stołówki.
Helena aż się zagapiła. Nie planowała nic gotować, ale jak mogła odmówić własnemu dziecku?
— Dobrze, wpadaj — powiedziała, zrywając się do kuchni.
Myślała, iż to jednorazowa sytuacja, ale Tomek zaczął wpadać regularnie. To oczywiście nie do końca jej odpowiadało. Nie dość, iż teraz produkty znikały w ekspresowym tempie, to jeszcze ciągle odrywała się od pracy.
Ale milczała. Jak matka może odmówić synowi obiadu? Pewnego dnia niechcący zapytała, dlaczego Tomek nie bierze jedzenia ze sobą.
— Kinga specjalnie nie gotuje. A może w weekend wpadniemy na kolację? U ciebie jest takie pyszne jedzenie!
— Niestety, będę u koleżanki — skłamała, rumieniąc się.
— Szkoda.
Trzeba było coś z tym zrobić. Ale nie potrafiła powiedzieć wprost, iż to jej nie odpowiada. Nie chciała wyjść na skąpą w oczach syna i jego narzeczonej.
A przecież wszystko odbijało się na jej portfelu. Wciąż płaciła część czynszu.
Postanowiła po prostu milczeć. W weekend ugotuje więcej, żeby tylko podgrzać. Może delikatnie zasugerować synowi, żeby przynajmniej kupił jakieś produkty… ale znów, nie mogła.
Tak minęły trzy tygodnie. Tomek przychodził na obiady, a potem zaczęła przychodzić i Kinga. Helena prawie przywykła do roli kucharki.
Ale potem syn z narzeczoną całkiem się rozbestwili.
Tomek zadzwonił i oznajmił, iż Kinga ma niedługo urodziny.
— Zapraszamy cię też — powiedział wesoło.
— Dziękuję. Ale po co ja wam? Pewnie przyjdą przyjaciele.
— No co ty, chcemy cię widzieć, jesteś dla nas ważna!
Helena rozczuliła się. Za takie słowa wiele mogła wybaczyć. Ale nie na wszystko.
— Słuchaj — ciągnął Tomek — możesz przyjść rano? Pomóc King— Wiesz co, synku, nie przyjdę — odpowiedziała twardo Helena, w końcu stawiając granicę.