Kiedy decydujesz się komuś pomóc, trzeba uważać. Dobra akcja gwałtownie traci wartość. Raz pomogłeś, a ludzie od razu myślą, iż to dla ciebie bułka z masłem, iż masz coś na zapas. Zarówno pieniądze, czas, siły, jak i zasoby zaczynają być postrzegane jako coś, co powinieneś im regularnie dostarczać.
W tej sytuacji czai się pułapka: pomoc może zamienić się w ciężar. Najpierw dziękują, klękają nisko przed tobą. Potem grzecznie proszą, a później zaczynają żądać. Kiedy już nie możesz albo nie chcesz dalej się angażować, traktują cię, jakbyś ich zawiódł, jakbyś nie oddał pensji albo nie spłacił długu. W ich oczach jesteś już dobroczynnikiem, więc według nich masz dalej dostarczać. Twoja uprzejmość w ich głowach stała się planowanym przychodem. Liczyli na ciebie! Podpisałeś się na rolę ratownika, a teraz odmawiasz? To rzekomo twoja wina.
Jest jeszcze jedna gorzka prawda: czasem twoja pomoc wywołuje nie wdzięczność, a zazdrość. Jak on może dawać musi mieć nadmiar. Dlaczego on ma więcej, a ja tylko okruszki? I twoje wsparcie przestaje być postrzegane jako dar, a staje się upokorzeniem. Kiedy w końcu mówisz: Przepraszam, już nie mogę, zamiast współczucia słyszysz oburzenie i zarzuty.
Podobna sytuacja zdarzyła się mi nie raz. Najpierw szczere podziękowania, potem prośby, potem żądania, a na końcu gniew i deprecjacja wszystkiego, co robiłeś. Pomoc błyskawicznie zmienia pomocnika w dłużnika. Wystarczy chwilowo się zatrzymać, a nagle stajesz się winny.
Dlatego zanim wyciągniesz rękę, pomyśl: po drugim czy trzecim prośbie warto się zastanowić, czy twoja dobroć nie zamieni się w życiową służbę. Często liczą na ciebie nie wdzięczność, a niekończące się zobowiązania. Finał takiej historii zawsze taki sam: dawny ratownik staje się zdrajcą. A dobro, które jest szczere i bezinteresowne, nie ma obowiązku. Albo jest doceniane, albo natychmiast traci wartość. Wtedy to nie ty jesteś winny.
Bonus
Moja znajoma, Natalia Kowalska, miała przyjaciółkę z dzieciństwa, Jagodę Nowak, z którą zawsze trzymały się razem. Kiedy Jagoda straciła pracę, Natalia od razu podsunęła pomoc dała trochę pieniędzy w złotych, przedstawiła ją znajomym, a choćby przyjęła ją na kilka miesięcy pod swój dach w Warszawie.
Na początku Jagoda dziękowała praktycznie codziennie. Potem przyzwyczaiła się. A potem zaczęła traktować tę pomoc jak coś oczywistego. Jesteś jedyną, na którą zawsze mogę liczyć, prawda? powtarzała, kiedy prosiła o kolejną przysługę.
Natalia wciąż pomagała, aż pewnego dnia powiedziała: Przepraszam, już nie mogę. Sama mam teraz ciężko. Jagoda natychmiast zmieniła ton. Liczyłam na ciebie! Obiecałaś! Czy prawdziwi przyjaciele tak postępują?
Wszystko, co Natalia robiła przez lata, zniknęło z pamięci Jagody. Został tylko obraz: nie pomogłaś, kiedy naprawdę potrzebowałam. Najbardziej bolało nie to, iż straciła się złotówka czy godziny, ale to, iż prawdziwej przyjaźni wcale nie było. Był tylko nawyk brania.
Wtedy Natalia zrozumiała najważniejsze: pomoc jest cenna wtedy, gdy spotyka się z wdzięcznością. Gdy zamiast wdzięczności przychodzi żądanie, to już nie wsparcie, a wykorzystanie.
Od tamtej pory pomaga tylko tym, którzy sami potrafią wyciągnąć rękę w drugą stronę. Wie, iż dobro musi być wzajemne, bo w przeciwnym razie zamienia się w kajdany.