Kiedy decydujesz się komuś pomóc, zachowaj ostrożność. Dobre intencje gwałtownie tracą wartość. Jeden raz podajesz rękę, a już wszyscy myślą, iż masz coś w zanadrzu. Czas, pieniądze, siła i zasoby wszystko staje się dla nich oczywiste.
W tym tkwi pułapka: pomoc może zamienić się w ciężar. Na początku dziękują, kłaniają się nisko. Potem proszą grzecznie, a później zaczynają żądać. Gdy już nie możesz lub nie masz możliwości, traktują cię jakbyś ich zawiódł, zdradził, był winny. Jakbyś nie wypłacił wynagrodzenia albo nie oddał pożyczki.
W ich oczach jesteś dobroczyńcą, więc mają prawo, byś dalej dostarczał. Twoja dobroć w ich oczach wchodzi w kolumnę planowane przychody. Liczyli na ciebie! Zgodziłeś się być ratownikiem, a teraz odmawiasz? To już wina twoja.
Jest jeszcze gorzka prawda: niekiedy twoja pomoc wywołuje zazdrość. jeżeli on może dawać, to musi mieć nadmiar. Dlaczego on dostaje więcej, a ja tylko okruchy? I twoje wsparcie przestaje być darem, a staje się upokorzeniem.
Kiedy mówisz: Przepraszam, nie dam już radę, zamiast współczucia słyszysz obrazy i zarzuty. Taka sytuacja powtarzała się wielokrotnie najpierw szczera wdzięczność, potem prośby, potem żądania, a na końcu gniew i dewaluacja wszystkiego, co zrobiłeś.
Pomoc gwałtownie zamienia pomocnika w dłużnika. Wystarczy jedno zatrzymanie się, a zostaniesz uznany za winnego. Dlatego zanim wyciągniesz rękę, przemyśl po drugim lub trzecim żądaniu. Czy twoja dobroć nie zamieni się w życiową służbę? Często liczą na ciebie nie wdzięczność, a niekończący się obowiązek. Końcowy scenariusz jest zawsze ten sam: dawny ratownik staje się zdrajcą. A dobro, które jest szczere i bezinteresowne, nie ma zobowiązań. Albo jest doceniane, albo natychmiast traci wartość. Wtedy nie jesteś winny.
Dodatek
Moja znajoma Grażyna miała przyjaciółkę z dzieciństwa, z którą zawsze trzymały się razem. Gdy przyjaciółka straciła pracę, Grażyna od razu pomogła podała pieniądze, przedstawiła znajomych, a choćby przyjęła ją na kilka miesięcy pod swój dach w Krakowie.
Na początku przyjaciółka dziękowała prawie codziennie. Potem przyzwyczaiła się. A później zaczęła traktować tę pomoc jako coś oczywistego.
Jesteś jedyną, na którą zawsze mogę liczyć, prawda? powtarzała za każdym razem, gdy prosiła o kolejny gest.
Grażyna przez cały czas pomagała, aż pewnego dnia powiedziała:
Przepraszam, naprawdę nie dam już więcej. Sama mam teraz ciężko.
Wtedy przyjaciółka natychmiast się zmieniła.
Liczyłam na ciebie! Obiecałaś! Czy prawdziwi przyjaciele tak postępują?
Wszystko, co Grażyna robiła latami, zniknęło z jej pamięci. Pozostał tylko obraz: nie pomogła, kiedy poprosiłem.
Bolesne było nie to, iż straciła pieniądze czy czas, ale to, iż prawdziwej przyjaźni nie było wcale. Był tylko zwyczaj brania.
Wtedy Grażyna zrozumiała najważniejsze: pomoc ma wartość, gdy spotyka się z wdzięcznością. Gdy zamiast wdzięczności przychodzi żądanie, to już nie wsparcie, a wykorzystanie.
Od tamtej pory pomaga tylko tym, którzy sami potrafią wyciągnąć rękę innym. Wie, iż dobro musi być wzajemne, bo inaczej zamienia się w kajdany.