Musisz je trzymać przy życiu, tłumaczę Mi, bo wreszcie zrozumiałam jak to jest z tym pisaniem i koniecznie, koniecznie muszę się tym podzielić. – Pisanie jest jak dziecko, musisz je karmić i doglądać, nie możesz samego zostawić na dłużej, bo się zgubi, skonfunduje, pomylą się wszystkie wątki. Albo jak zakwas, musisz codziennie mu sypnąć mąką, bo inaczej skiśnie, skwaśnieje, zrobi się niestrawny. Czuję się jakbym odkryła przepis na życie, a co najmniej na przetrwanie ważnej pisaniny.
W przerwie przy obiedzie podczytuję Żulczyka i nagle bach! Żulczyk się ze mną zgadza;) Tylko robi to po Żulczykowemu, czyli od strony degrengolady: Tekst nie dojrzewa. Tekst gnije. Jego sens paruje, ucieka w powietrze. Po miesiącu leżenia pokrywa go gruba kołdra pleśni. Gdy siada się do niego z powrotem, zaczyna się od czasochłonnych prac ratunkowych.
Piszę ku pamięci własnej.