Kasia spacerowała obok witryn sklepowych, rozkoszując się wirtualnymi smakami. W myślach kalkulowała, na co wystarczy pieniędzy w jej cienkiej portmonetce. Wynikało z tego, iż trzeba oszczędzać.

newskey24.com 1 dzień temu

Grażyna Nowak krąży przed witrynami w centrum Warszawy i wyobraża sobie jedzenie, które mogłaby kupić, patrząc jedynie oczami. W myślach liczy, ile pieniędzy starczy jej w cienkiej portmonetce. Wychodzi na to, iż musi oszczędzać. Z trzech dorywczych prac zostaje jej tylko jedna, a po pogrzebie mamy nie zostaje jej nic.

Teraz jest praktycznie sama. Nigdy nie wyszła za mąż, wciąż studiowała marzyła o kierunku księgowość. W rzeczywistości Grażyna nie lubiła cyfr, ale tata nalegał, iż bez pieniędzy nie przeżyje, a zawód księgowego zapewni jej stabilność.

Lubię troszczyć się o innych, sprawić, żeby poczuli się lepiej, podbudować ich mówiła nieśmiało ojcu.
Lekarzem chcesz zostać? Czy to ma sens? Do lekarzy zawsze podchodzą z szacunkiem rzucił ojciec.
Nie, chcę być siostrą miłosierdzia, tatku odpowiedziała.
Pielęgniarką? Co to za pomysł? zmarszczył brwi ojciec.
No prawie. Chcę po prostu pomagać ludziom próbowała wyjaśnić Grażyna.

Ojciec wykrzyknął: To jakaś szopka! Opiekunka? Sanitatorka? Co ty wyprawiasz? Powinnaś wybrać prestiżowy zawód! Napoleon był wielki, więc i ty musisz być pierwsza! krążył po pokoju, podnosząc rękę, jakby wykrzykiwał mądrość przodków.

Grażyna w końcu przyznaje się, iż nocą śni jej się liczby, krążą wokół niej jak ćmy. Budzi się spocona. Chciałaby powiedzieć ojcu, iż nie każdy musi być Napoleonem; ona woli po prostu żyć i pomagać.

Gdy chorowała babcia, to Grażyna najchętniej siedziała przy niej. Ciotka kręciła nosem i odwracała się, mówiąc, iż pachnie dziwnie. Grażyna nie rozumiała, jak coś może pachnieć źle, kiedy babcia zawsze pachniała świeżym chlebem, ziołami i miodem. Wiedziała, iż musi częściej rozmawiać, przechodzić po jej łóżku i zmieniać pościel.

Grażyna czytała babci bajki, przetrząsała jej czoło i prosiła dorosłych, by pozwolili jej pomóc w praniu i sprzątaniu. Kiedy babcia umiera, wszyscy płaczą, ciotka leży w półśmierci, jęcząc: Niech ją zabiorą szybciej, bo boję się duchów!. Grażyna cichutko wślizguje się do pokoju, przytula się do ręki babci, której wargi lekko się uśmiechają, i płacze.

Córko! Co się stała? Odejdź stąd! wbiega ojciec.
Nie, tato, płaczę, bo tęsknię za babcią i boję się, iż nas nie będzie. Ona już nie cierpi, a jest w pięknym miejscu szepcze Grażyna.
Co mówisz? Gdzie pięknie? Co się stało? nie rozumie ojciec.

Grażyna chciała opowiedzieć, iż przy zamkniętych oczach zobaczyła, jak babcia idzie po drodze pełnej bajkowych kwiatów, w złotym świetle, a przed nią stoi biały dom z kolumnami. Usłyszała słowa: Wrócę do domu, nie płacz, kochanie!. Milczy, bo obawia się zranić ojca.

Stara się kontynuować studia, ale rezygnuje. Brakuje jej powietrza, ma wrażenie, iż żyje cudzym życiem, a ojciec odchodzi za kochanką. Matka nie może przestać płakać, choruje ze smutku. Grażyna błaga ojca, by wrócił, przynajmniej dopóki matka wyzdrowieje. Ojciec, czerwony i bladły, mówi, iż życie jedyne i trzeba z niego wyciskać wszystko, po czym odchodzi.

Grażyna i matka zostają same. Młoda dziewczyno, nie masz męża, a tak się męczysz. Byłaś mała, opiekowałaś się babcią, teraz matką. Co z tym? Chcesz wąchać brud? atakuje ją ciotka Galia na ulicy. Grażyna milczy, ale w końcu odpowiada:

Nie mów tak, ciociu Galu. Mama kocha tatę i nie może bez niego. On jest jej wodą. Nie ma co się pić, jeżeli woda brak. Nie potrzebuję męża, chcę po prostu dbać o mamę, bo ona jest moim aniołem. Nie obrażaj ojca, niech Bóg czuwa nad nim. On jest moim ojcem i nie pozwolę, by mówiono o nim źle.

Ciotka przestaje gadać i odchodzi. Matka umiera w ramionach Grażyny, a zza okna słychać chichot, w powietrzu unosi się zapach bzu. Na nocnej szafce leży chustka mamy.

Dni stają się szare i lepkie. Grażyna często spogląda w niebo, widząc tam albo skrzydła aniołów, albo fantazyjne hafty kwiatów, tak jak te, które robiła mama. Cisza w domu dusi. Grażyna czuje się jak motyl w kokonie, nie zwraca uwagi na wiadomości, chce pracować w szpitalu, bo po trzech dorywczych pracach została jej tylko jedna. Jednak sił jej brak, chodzi z trudem, a bez mamy jest jej naprawdę ciężko.

Grażyno! Stój, powiem ci, co się dzieje podchodzi sąsiadka Helena Pietras, przychodząc z plotkami. Wszystko będzie dobrze, nie słuchaj złych wiadomości. Załóż kurczaki na wiosnę w ogrodzie albo jedź nad morze, tam muszle piękne, a przyłożona do ucha usłyszysz szum fal. Grażyna idzie dalej.

Na schodach spotyka młodą dziewczynę w białej kurtce, w modnych butach, otoczoną zapachem jakiegoś perfumu. Dziewczyna patrzy z dezaprobatą i mówi: Na co patrzysz? Myślisz, iż jesteś lepsza?. Grażyna przeprasza i tłumaczy, iż jest tylko nieśmiała. Wtedy zza jej pleców słyszy się: Ojciec choruje, potrzebuje zastrzyku, a ja nie wiem, co zrobić.

Grażyna podąża za kobietą, w sklepie kupuje jedynie potrzebne rzeczy. Widzi kobietę z wózkiem i pięcioletnim chłopcem, który prosi o sok i lody. Lutek, kupimy później, mamy już tylko trochę makaronu słyszy w tle. Kobieta krzyczy, iż zgubiła portfel i nie ma pieniędzy. Wchodzący w to mężczyzna w długim płaszczu i drogich kolczykach krytykuje ją jako oszustkę. Grażyna podchodzi i mówi: Weźcie, niech jedzą, mam jeszcze trochę grosza. Daje ostatnie pieniądze i odchodzi w starym płaszczu, nie patrząc za siebie.

Wtedy słyszy: Lutek, Bóg wszystko ogarnął, dziękujemy dobrej pani. Grażyna nie ma nic, by kupić jedzenia, w domu zostały tylko ziemniaki i dwie zwiędłe marchewki. Nie dostanie pensji od razu, bo dopiero jutro zacznie pracę.

Patrzy w szafirowe niebo, czując w powietrzu aromat perfum sąsiadki. niedługo strumienie popłyną, tak jak kiedyś z ojcem puszczali łódeczki. On teraz mieszka daleko i rzadko dzwoni, ale żyje.

W skrzynce pocztowej leży list. Nadawca: Matylda Nikiwerowa. Grażyna drży, bo to imię babci. Adres wioska w Małopolsce, skąd pochodziła. Pani Grażyno! Proszę wziąć przesyłkę, nie blokujcie kolejki! krzyczy listonosz. Grażyna otwiera paczkę: haftowany ręcznik, woreczek z suszonymi malinami, suszone grzyby, herbata, cukierki w złotych opakowaniach, plus pluszowy świnek i starą radziecką pocztówkę.

Droga Grażynko! Piszemy od Matyldy Nikiwerowej, twojej babci. Długo się nie widzieliśmy, ale pamiętam, jak bawiłyśmy się nad jeziorem. Obiecałyśmy sobie, iż po latach wyślemy się listem. Teraz spełniam obietnicę, wysyłam ikonę Matki Bożej niech cię chroni. Twoja babcia była złotym człowiekiem i modliła się, byś spotkała godnego mężczyznę. Nie bądź sama! czyta list.

Grażyna trzyma ikonę, łka i szepcze: Przepraszam, iż nic nie osiągnęłam, iż jestem sama, ale kocham was. Nagle pukanie w drzwi. Otwiera i w progu stoi Vika, młoda sąsiadka w białej kurtce. Dzień dobry, nazywam się Wiktoria, mój tata znowu się wkurza, lekarze przychodzą, a my nie wiemy, co zrobić. Potrzebuje zastrzyku, a ty wiesz, iż potrafisz pomóc mówi niepewnie.

Grażyna radzi, iż lepiej wezwą lekarza. Wiktoria wyjaśnia, iż ojciec jest chory, potrzebuje wstrzyknięcia, ona nie ma doświadczenia, ale płaci, co ma. Grażyna idzie z nią, wchodzi do eleganckiego mieszkania, w którym leży mężczyzna w ok. pięćdziesiąt pięć lat, z surowym spojrzeniem. Wiktoria tłumaczy sytuację, ojciec odwraca się.

Grażyna podchodzi, mówi, iż nic nie trwa wiecznie, iż pozostało siła w nim i w Wiktorii. Ojciec mówi, iż chciałby zjeść grzybową zupę, zapach jaka ma przypomina mu matkę. Grażyna wybiega z mieszkania, wraca do domu z workiem suszonych grzybów i malin, zabiera ikonę.

Wszyscy jedzą aromatyczną zupę grzybową i piją malinową herbatę. Grażyna wychodzi z domu ojca Wiktora, którego nazywają Wiktor. Po pewnym czasie biorą ślub. Mąż ma pieniędzy, ale ona wciąż pracuje jako pielęgniarka, bo to jej powołanie. Kiedy widzi cierpiące oczy pacjentów, szepcze: Bóg wszystko ogarnie, trzeba wierzyć.

Idź do oryginalnego materiału