Karl Popper: Czym Jest Dialektyka?

wybudzeni.com 2 dni temu

Karl Popper: Czym Jest Dialektyka?

Fragment z książki Karla Poppera pt. Conjectures And Refutations. The Growth Of Scientific Knowledge

„Nie ma niczego, co moglibyśmy sobie wyobrazić, choćby najbardziej absurdalnego czy niewiarygodnego, czego nie głosił by ten czy inny filozof.” – Rene Descartes (Kartezjusz)

1. WYJAŚNIENIE DIALEKTYKI

Powyższe motto można uogólnić. Odnosi się ono nie tylko do filozofów i filozofii, ale do całej dziedziny ludzkiego myślenia i działalności: do nauki, techniki, inżynierii oraz polityki. W istocie, skłonność do „wypróbowania wszystkiego choć raz”, o której mówi motto, można dostrzec w jeszcze szerszym wymiarze — w ogromnej różnorodności form i przejawów życia na naszej planecie.

Jeżeli więc chcemy wyjaśnić, dlaczego ludzka myśl ma tendencję do testowania każdego możliwego rozwiązania danego problemu, możemy odwołać się do bardzo ogólnej prawidłowości. Metoda, dzięki której poszukuje się rozwiązania, jest zwykle ta sama: jest to metoda prób i błędów. W istocie, jest to również metoda stosowana przez żywe organizmy w procesie adaptacji. Jest jasnym, iż skuteczność tej metody zależy w dużej mierze od liczby i różnorodności prób: im więcej prób podejmiemy, tym większe prawdopodobieństwo, iż jedna z nich okaże się udana.

Celem myślenia jest pozwolenie na to, by twoje myśli umarły zamiast ciebie – Jordan Peterson

Możemy opisać metodę stosowaną w rozwoju ludzkiej myśli, a zwłaszcza filozofii, jako szczególny wariant metody prób i błędów. Ludzie wydają się skłonni reagować na problem albo poprzez sformułowanie jakiejś teorii i trzymanie się jej tak długo, jak to możliwe (jeśli teoria jest błędna, mogą choćby raczej zginąć razem z nią, niż ją porzucić), albo poprzez zwalczanie takiej teorii, gdy tylko dostrzegą jej słabości.

[Dogmatyczna postawa polegająca na trzymaniu się teorii tak długo, jak to możliwe, ma znaczenie zasadnicze. Bez niej nigdy nie moglibyśmy dowiedzieć się, co naprawdę zawiera teoria — porzucilibyśmy ją, zanim mielibyśmy realną szansę sprawdzić jej siłę; w konsekwencji żadna teoria nie byłaby w stanie odegrać swojej roli wprowadzania porządku w świat, przygotowywania nas na przyszłe zdarzenia ani zwracania naszej uwagi na zjawiska, których w innym przypadku nigdy byśmy nie dostrzegli.]

Ta walka ideologii, która w oczywisty sposób da się wyjaśnić w kategoriach metody prób i błędów, wydaje się cechą charakterystyczną wszystkiego, co można nazwać rozwojem ludzkiej myśli. Przypadki, w których nie zachodzi taka walka, to głównie te, gdy pewna teoria lub system są dogmatycznie utrzymywane przez długi czas; jednak znajdziemy niewiele, jeżeli w ogóle jakiekolwiek przykłady rozwoju myśli, który przebiegałby powoli, równomiernie i ciągle, poprzez stopniowe ulepszanie, zamiast przez metodę prób i błędów i zmaganie ideologii.

Jeżeli metoda prób i błędów jest rozwijana coraz bardziej świadomie, zaczyna przybierać cechy charakterystyczne „metody naukowej”. Tę „metodę” można krótko opisać następująco. Stając wobec określonego problemu, naukowiec proponuje — tymczasowo — pewnego rodzaju rozwiązanie, czyli teorię.

[Nie jest to metoda w tym sensie, iż jeżeli się ją stosuje, to na pewno się powiedzie; ani też, iż jeżeli się nie powiodło, to znaczy, iż metoda nie została zastosowana; to znaczy — nie jest to żadna pewna droga do wyników: metoda w tym sensie nie istnieje.]

Teorię tę nauka przyjmuje jedynie prowizorycznie, o ile w ogóle ją przyjmuje; i najbardziej charakterystyczne dla metody naukowej jest to, iż naukowcy nie szczędzą wysiłku, by teorię tę krytykować i testować. Krytyka i testowanie idą tu w parze; teoria jest atakowana z wielu różnych stron, aby ujawnić punkty, które mogą być podatne na obalenie. A testowanie teorii polega na wystawianiu tych podatnych punktów na możliwie najostrzejszą próbę. To oczywiście również jest odmianą metody prób i błędów. Teorie są przedstawiane jako tymczasowe i wypróbowane. o ile wynik testu pokazuje, iż teoria jest błędna, zostaje odrzucona; metoda prób i błędów jest zasadniczo metodą eliminacji.

Nowy sposób wyjaśniania – David Deutsch

Jej powodzenie zależy głównie od trzech warunków: po pierwsze, iż zostanie zaproponowana wystarczająco duża (i pomysłowa) liczba teorii; po drugie, iż teorie te będą wystarczająco zróżnicowane; po trzecie, iż testy, którym zostaną poddane, będą wystarczająco surowe. W ten sposób, jeżeli mamy szczęście, możemy zapewnić przetrwanie „najlepiej dopasowanej” teorii poprzez eliminację tych mniej dopasowanych.

Jeśli opis rozwoju ludzkiej myśli w ogóle, a myśli naukowej w szczególności, zostanie uznany za mniej więcej poprawny, może pomóc nam zrozumieć, co mają na myśli ci, którzy twierdzą, iż rozwój myśli przebiega „dialektycznie”.

[Grecki wyraz „hē dialektikē (technē)” można przetłumaczyć jako „(sztukę) argumentacyjnego użycia języka”. Takie znaczenie terminu sięga Platona; ale choćby u Platona pojawia się on w różnych znaczeniach. Przynajmniej jedno z jego starożytnych znaczeń jest bardzo bliskie temu, co powyżej opisałem jako „metodę naukową”. Używano go bowiem do opisu metody konstruowania wyjaśniających teorii oraz krytycznej dyskusji tych teorii, która obejmuje pytanie, czy potrafią one wyjaśnić dane obserwacyjne lub używając starego słownictwa, czy potrafią „uratować pozory” (tzn. zachować zgodność z obserwowanymi zjawiskami).]

Dialektyka (w nowoczesnym sensie, tzn. zwłaszcza w sensie, w jakim używał tego terminu Hegel) jest teorią utrzymującą, iż coś — zwłaszcza myśl ludzka — rozwija się w sposób charakteryzowany przez tzw. triadę dialektyczną: teza, antyteza, synteza. Najpierw pojawia się pewna idea, teoria lub ruch, który może być nazwany „tezą”. Taka teza często wzbudza opozycję, ponieważ — jak większość rzeczy w świecie — ma ograniczoną wartość i słabe punkty. Idea lub ruch sprzeciwiający się jej nazywany jest „antytezą”, ponieważ jest skierowany przeciwko tezie. Walka między tezą a antytezą trwa, dopóki nie zostanie osiągnięte pewne rozwiązanie, które w pewnym sensie wykracza poza obie — zarówno tezę, jak i antytezę — poprzez uznanie wartości każdej z nich, próbując zachować ich zalety, a uniknąć ich ograniczeń. Rozwiązanie to, będące trzecim etapem, nazywa się syntezą.

Gdy synteza zostaje osiągnięta, może ona sama stać się nową tezą w kolejnej triadzie dialektycznej — stanie się tak, jeżeli okaże się jednostronna lub w inny sposób niezadowalająca. Wówczas ponownie pojawia się opozycja — nowa antyteza. Triada dialektyczna przechodzi więc na wyższy poziom, i może dojść do trzeciego poziomu, gdy osiągnięta zostanie kolejna synteza.

[W terminologii Hegla zarówno teza, jak i antyteza zostają poprzez syntezę: (1) zredukowane do elementów składowych (syntezy), a tym samym (2) zniesione (czyli unieważnione, zanegowane, odrzucone lub odłożone na bok) i jednocześnie (3) zachowane (czyli ocalone, zatrzymane lub przechowane) oraz (4) wyniesione (podniesione na wyższy poziom). Wyrażenia pisane kursywą są interpretacjami czterech głównych znaczeń jednego niemieckiego słowa „aufgehoben” (dosłownie: „podniesiony”), którego wieloznacznością Hegel często się posługuje.]

Tyle w kwestii tego, co nazywa się „dialektyczną triadą”. Trudno wątpić, iż dialektyczna triada dość trafnie opisuje pewne etapy w historii myśli, zwłaszcza rozwój idei i teorii oraz ruchów społecznych opartych na tych ideach lub teoriach. Taki dialektyczny rozwój można „wyjaśnić”, pokazując, iż przebiega on zgodnie z metodą prób i błędów, o której była wcześniej mowa. Trzeba jednak przyznać, iż nie jest to dokładnie to samo, co opisany wcześniej rozwój teorii metodą prób i błędów.

Nasza wcześniejsza charakterystyka metody prób i błędów odnosiła się jedynie do idei i jej krytyki albo, używając terminologii dialektyków, do walki między tezą a antytezą. Początkowo nie sugerowaliśmy żadnego dalszego rozwoju; nie zakładaliśmy, iż walka między tezą a antytezą doprowadzi do syntezy. Raczej wskazywaliśmy, iż konfrontacja między ideą a jej krytyką lub między tezą a antytezą, prowadzi do eliminacji tezy (lub być może antytezy), jeżeli okaże się ona niezadowalająca; a iż konkurencja teorii prowadzi do przyjęcia nowych teorii tylko wtedy, gdy istnieje ich wystarczająco dużo i są gotowe do sprawdzenia w praktyce.

Można więc powiedzieć, iż interpretacja oparta na metodzie prób i błędów jest nieco szersza niż interpretacja dialektyczna. Nie ogranicza się ona do sytuacji, w której na początku pojawia się tylko jedna teza, i dlatego może być łatwo zastosowana także do sytuacji, w których od samego początku pojawia się wiele różnych tez, niezależnych od siebie, a nie tylko takich, które jedne stoją w opozycji do drugich. Jednakże trzeba przyznać, iż bardzo często, a być może choćby zazwyczaj, rozwój danej dziedziny myśli ludzkiej zaczyna się tylko od jednej idei. jeżeli tak jest, wówczas schemat dialektyczny może być często stosowany, ponieważ taka teza będzie podatna na krytykę i w ten sposób, jak mówią dialektycy „wytworzy” swoją antytezę.

Podkreślenie dialektyka uwydatnia jeszcze jeden punkt, w którym dialektyka może się nieco różnić od ogólnej teorii prób i błędów. W ujęciu metody prób i błędów, jak opisano ją wcześniej, wystarczy powiedzieć, iż niezadowalająca teoria zostanie obalona lub wyeliminowana. Dialektyk natomiast twierdzi, iż to jeszcze nie wszystko. Podkreśla on, iż chociaż dana teoria może zostać odrzucona, to najprawdopodobniej zawiera ona pewien element warty zachowania, ponieważ w przeciwnym razie trudno byłoby wyjaśnić, dlaczego w ogóle została zaproponowana i potraktowana poważnie. Ten wartościowy element tezy zostanie najpewniej wydobyty jaśniej przez tych, którzy bronią jej przed atakami zwolenników antytezy. W związku z tym jedynym satysfakcjonującym rozwiązaniem konfliktu jest synteza, czyli teoria, która zachowuje najlepsze elementy zarówno tezy, jak i antytezy.

Trzeba przyznać, iż taka dialektyczna interpretacja historii myśli może być czasem całkiem satysfakcjonująca i iż może dodać pewnych wartościowych szczegółów do interpretacji opartej na metodzie prób i błędów.

Weźmy jako przykład rozwój fizyki. Możemy znaleźć bardzo wiele przypadków, które pasują do schematu dialektycznego, na przykład korpuskularną teorię światła, która, po tym jak została zastąpiona przez teorię falową, pozostaje „zachowana” w nowej teorii, która zastępuje obie. Mówiąc dokładniej: stare równania mogą zwykle zostać opisane, z punktu widzenia nowych, jako przybliżenia; to znaczy, okazują się być niemal poprawne, tak iż można je stosować wtedy, gdy nie wymagamy bardzo wysokiej dokładności, albo choćby w pewnych ograniczonych zakresach zastosowań jako równania w pełni poprawne.

To wszystko można powiedzieć na korzyść poglądu dialektycznego. Jednak musimy uważać, aby nie uznać zbyt wielu rzeczy.

Musimy być ostrożni, na przykład, wobec wielu metafor używanych przez dialektyków, które niestety często są traktowane zbyt poważnie. Przykładem jest dialektyczne powiedzenie, iż teza „wytwarza” swoją antytezę. W rzeczywistości to jedynie nasze krytyczne nastawienie wytwarza antytezę i tam, gdzie takiego nastawienia brakuje, co zdarza się dość często, żadna antyteza się nie pojawi. Podobnie musimy uważać, aby nie sądzić, iż to „walka” między tezą a antytezą „wytwarza” syntezę. Walka ta toczy się między umysłami; i to te umysły muszą być zdolne do tworzenia nowych idei. Istnieje wiele przykładów jałowych sporów w historii ludzkiej myśli, sporów, które nie doprowadziły do niczego. A nawet jeżeli synteza została osiągnięta, to zwykle opisanie jej jako „zachowania” lepszych elementów zarówno tezy, jak i antytezy, będzie opisem raczej prymitywnym. Opis taki wprowadza w błąd, choćby jeżeli jest częściowo prawdziwy, ponieważ oprócz starszych idei, które synteza „zachowuje”, zawiera ona zawsze jakiś nowy element, którego nie da się sprowadzić do wcześniejszych etapów rozwoju. Innymi słowy, synteza będzie zwykle czymś znacznie więcej niż konstrukcją z materiału dostarczonego przez tezę i antytezę.

Biorąc to wszystko pod uwagę, interpretacja dialektyczna, choćby tam, gdzie może być stosowana, rzadko kiedy pomaga dalej rozwijać myśl poprzez sugerowanie, iż synteza powinna zostać skonstruowana z idei zawartych w tezie i antytezie. Jest to punkt, który niektórzy dialektycy sami podkreślali; mimo to niemal zawsze zakładają, iż dialektyka może być używana jako technika, która pomoże im promować, albo przynajmniej przewidywać, przyszły rozwój myśli.

Jednak najbardziej istotne nieporozumienia i pomieszania wynikają ze swobodnego sposobu, w jaki dialektycy mówią o sprzecznościach.

Rozpoznawanie wzorców

Dialektycy zauważają, słusznie, iż sprzeczności mają ogromne znaczenie w historii myśli, dokładnie tak samo istotne jak krytyka. Krytyka zawsze polega na wskazaniu pewnej sprzeczności: albo sprzeczności wewnątrz krytykowanej teorii, albo sprzeczności między tą teorią a inną teorią, którą mamy pewne powody akceptować, albo sprzeczności między teorią a pewnymi faktami, a mówiąc precyzyjniej, między teorią a pewnymi twierdzeniami o faktach. Krytyka nigdy nie może zrobić nic innego, niż wskazać jedną z takich sprzeczności, albo po prostu zaprzeczyć teorii (tzn. krytyka może być po prostu sformułowaniem antytezy). Jednak krytyka jest, w bardzo ważnym sensie, główną siłą napędową każdego intelektualnego rozwoju. Bez sprzeczności, bez krytyki, nie byłoby racjonalnego powodu, by zmieniać nasze teorie: nie byłoby postępu intelektualnego.

Dialektycy, widząc więc słusznie, iż sprzeczności, szczególnie ta między tezą a antytezą, która „wytwarza” postęp w postaci syntezy, są niezwykle płodne i stanowią siłę napędową rozwoju myśli, wyciągają z tego — błędnie, jak pokażemy — wniosek, iż nie ma potrzeby unikać takich płodnych sprzeczności. A choćby twierdzą, iż sprzeczności nie da się uniknąć, ponieważ występują wszędzie w świecie.

Takie twierdzenie jest równoznaczne z atakiem na tzw. „prawo niesprzeczności” (lub, dokładniej, „prawo wykluczenia sprzeczności”) tradycyjnej logiki, prawo, które głosi, iż dwa sprzeczne ze sobą zdania nie mogą być jednocześnie prawdziwe, albo iż zdanie złożone z połączenia dwóch zdań sprzecznych musi zostać odrzucone jako fałszywe na czysto logicznych podstawach. Odwołując się do „płodności” sprzeczności, dialektycy twierdzą, iż to prawo logiki tradycyjnej należy odrzucić. Twierdzą, iż dialektyka prowadzi w ten sposób do nowej logiki — logiki dialektycznej. Dialektyka, którą dotąd przedstawiałem jako jedynie doktrynę historyczną, teorię historycznego rozwoju myśli, miałaby się więc w ten sposób okazać doktryną zupełnie innego rodzaju: jednocześnie teorią logiczną oraz (jak zobaczymy) ogólną teorią świata.

Są to twierdzenia ogromnej doniosłości, ale nie mają one najmniejszego uzasadnienia. W istocie opierają się one na niczym więcej niż na nieprecyzyjnym i mętnym sposobie mówienia.

Dialektycy mówią, iż sprzeczności są płodne, owocne, pobudzające postęp i przyznaliśmy, iż w pewnym sensie jest to prawda. Ale jest to prawdą wyłącznie tak długo, jak długo jesteśmy zdeterminowani, by nie tolerować sprzeczności i by zmieniać każdą teorię, która zawiera sprzeczności; innymi słowy tak długo, jak długo nigdy nie akceptujemy sprzeczności. To wyłącznie dzięki tej naszej determinacji krytyka, czyli wskazywanie sprzeczności, skłania nas do zmiany teorii, a tym samym do postępu.

Nie można wystarczająco mocno podkreślić, iż jeśli zmienimy tę postawę i zdecydujemy się tolerować sprzeczności, to sprzeczności natychmiast tracą jakąkolwiek „płodność”. Nie będą już źródłem postępu intelektualnego. Bo jeżeli jesteśmy gotowi godzić się na sprzeczności, to wskazywanie sprzeczności w naszych teoriach nie może już skłonić nas do ich zmiany. Innymi słowy, wszelka krytyka (która polega na wskazywaniu sprzeczności) straciłaby swoją siłę. Na krytykę odpowiadalibyśmy wtedy: „I co z tego?” albo wręcz entuzjastycznym: „No właśnie o to chodzi!”, to znaczy, iż przyjmowalibyśmy z euforią sprzeczności, które nam wskazano.

Ale to oznacza, iż jeżeli godzimy się na sprzeczności, to krytyka, a wraz z nią cały postęp intelektualny musi się zakończyć.

Dlatego musimy powiedzieć dialektykowi, iż nie może mieć jednocześnie obu rzeczy. Albo interesuje się sprzecznościami właśnie dlatego, iż są płodne, wtedy nie wolno mu ich akceptować. Albo akceptuje sprzeczności i wtedy staną się jałowe, a racjonalna krytyka, dyskusja i rozwój intelektualny staną się niemożliwe.

Jedyną „siłą”, która napędza rozwój dialektyczny, jest więc nasza determinacja, by nie akceptować ani nie tolerować sprzeczności między tezą a antytezą. To nie jest żadna tajemnicza siła „tkwiąca” w tych dwóch ideach, ani żadna „tajemnicza napięciowa energia” między nimi, która miałaby pobudzać rozwój, to wyłącznie nasza decyzja, nasze postanowienie, żeby nie dopuszczać sprzeczności, zmusza nas do szukania nowego punktu widzenia, który pozwoliłby ich uniknąć. I to postanowienie jest całkowicie uzasadnione. Można bowiem łatwo wykazać, że gdyby zaakceptować sprzeczności, trzeba byłoby porzucić jakąkolwiek działalność naukową: oznaczałoby to całkowite załamanie się nauki. Da się to pokazać, dowodząc, iż jeżeli dopuści się dwie sprzeczne ze sobą wypowiedzi, to każde stwierdzenie musi zostać dopuszczone; ponieważ z pary zdań sprzecznych logicznie można poprawnie wywnioskować dowolne zdanie.

To nie zawsze jest rozumiane, dlatego zostanie tu objaśnione szczegółowo.

[Por. np. H. Jeffreys, „The Nature of Mathematics”, Philosophy of Science, 5, 1938, s. 449, gdzie pisze: „Czy sprzeczność pociąga za sobą dowolną propozycję, jest sprawą wątpliwą.” Por. także odpowiedź Jeffreysa na mój tekst w Mind, 51, 1942, s. 90, oraz moją replikę w Mind, 52, 1943, s. 47 i nast. Rozważania przedstawione tutaj były w istocie znane Dunsowi Szkotowi (zm. 1308), jak wykazał Jan Łukasiewicz w Erkenntnis, 5, s. 124.]

Jest to jeden z nielicznych faktów elementarnej logiki, który nie jest całkowicie banalny i zasługuje na to, by każdy myślący człowiek go znał i rozumiał. Można go łatwo wyjaśnić tym czytelnikom, którzy nie mają uprzedzeń wobec symboli przypominających matematykę; ale choćby ci, którzy ich nie lubią, powinni zrozumieć tę sprawę bez trudu, jeżeli tylko nie będą zbyt niecierpliwi i poświęcą temu kilka minut.

Wnioskowanie logiczne przebiega zgodnie z pewnymi regułami inferencji. Jest ono ważne (poprawne) tylko wtedy, gdy reguła inferencji, na której się opiera, jest ważna. A reguła inferencji [wnioskowania] jest ważna tylko wtedy, gdy nigdy nie może doprowadzić od prawdziwych przesłanek do fałszywego wniosku; innymi słowy, jeżeli niezawodnie przenosi prawdziwość przesłanek (zakładając, iż wszystkie są prawdziwe) na wniosek.

Będziemy potrzebować dwóch takich reguł inferencji. Aby wyjaśnić pierwszą, trudniejszą z nich, wprowadzimy pojęcie zdania złożonego, to znaczy zdania takiego jak: „Sokrates jest mądry i Piotr jest królem”, albo „Albo Sokrates jest mądry, albo Piotr jest królem (ale nie obaj)”, albo „Sokrates jest mądry i/lub Piotr jest królem”. Dwa zdania („Sokrates jest mądry” oraz „Piotr jest królem”), z których złożone zdanie się składa, nazywa się składnikami (komponentami) zdania.

Istnieje jeden typ zdania złożonego, który interesuje nas tutaj, takiego, które jest prawdziwe wtedy i tylko wtedy, gdy co najmniej jeden z jego dwóch składników jest prawdziwy. Brzydkie wyrażenie „i/lub” dokładnie taki efekt wywołuje: twierdzenie „Sokrates jest mądry i/lub Piotr jest królem” będzie prawdziwe tylko wtedy, gdy co najmniej jedno z jego zdań składowych jest prawdziwe; i będzie fałszywe tylko wtedy, gdy oba zdania składowe są fałszywe.

W logice używa się zwyczajowo symbolu „v” (wymawianego vel) zamiast wyrażenia „i/lub”, oraz takich liter jak „p” i „q”, aby oznaczać dowolne zdania. Możemy więc powiedzieć, iż zdanie w postaci „p v q” będzie prawdziwe, jeżeli przynajmniej jedno z jego dwóch składników, p lub q, jest prawdziwe.

Możemy teraz sformułować naszą pierwszą regułę wnioskowania. Można ją ująć następująco:

(1) Z przesłanki p (na przykład: „Sokrates jest mądry”) można zawsze poprawnie wywnioskować zdanie postaci „p v q” (na przykład: „Sokrates jest mądry v Piotr jest królem”).

Że reguła ta musi być poprawna, widać od razu, jeżeli przypomnimy sobie znaczenie symbolu „v”. Symbol ten tworzy zdanie złożone, które jest prawdziwe zawsze wtedy, gdy co najmniej jeden z jego składników jest prawdziwy. A zatem jeśli p jest prawdziwe, to p v q również musi być prawdziwe. Oznacza to, iż ta reguła nigdy nie może prowadzić od prawdziwej przesłanki do fałszywego wniosku, a więc jest logicznie ważna.

Pomimo swojej ważności, nasza pierwsza reguła wnioskowania często wydaje się dziwna tym, którzy nie są do takich rzeczy przyzwyczajeni. I rzeczywiście, jest to reguła rzadko używana w codziennym życiu, ponieważ wniosek zawiera znacznie mniej informacji niż przesłanka. Jednak bywa czasem używana, na przykład przy zakładach. Załóżmy, iż rzucam monetą dwa razy, obstawiając, iż orzeł wypadnie przynajmniej raz. Jest to, oczywiście, równoważne temu, iż obstawiam prawdziwość zdania złożonego: „Orzeł wypada przy pierwszym rzucie v orzeł wypada przy drugim rzucie”. Prawdopodobieństwo tego zdania wynosi 3/4 (zgodnie z typowym obliczeniem); różni się ono zatem, na przykład, od zdania: „Orzeł wypada przy pierwszym rzucie lub przy drugim (ale nie przy obu)”, którego prawdopodobieństwo wynosi 1/2. Teraz każdy powie, iż wygrałem zakład, jeżeli orzeł wypadł przy pierwszym rzucie, innymi słowy: zdanie złożone, którego prawdziwość obstawiałem, musi być prawdziwe, jeżeli jego pierwszy składnik jest prawdziwy. To pokazuje, iż rozumowaliśmy zgodnie z naszą pierwszą regułą wnioskowania.

Możemy również sformułować naszą pierwszą regułę w taki sposób:

co można odczytać jako: „z przesłanki p otrzymujemy wniosek p v q.” Druga reguła wnioskowania, której zamierzam użyć, jest bardziej znana niż pierwsza. jeżeli oznaczymy zaprzeczenie p przez non-p, to można ją zapisać tak:

co można ująć słownie tak: (2) „Z dwóch przesłanek non-p oraz p v q otrzymujemy wniosek q.” Prawdziwość tej reguły można wykazać, jeżeli rozważymy, iż non-p jest zdaniem prawdziwym wtedy i tylko wtedy, gdy p jest fałszywe. A zatem, jeżeli pierwsza przesłanka non-p jest prawdziwa, to pierwszy składnik drugiej przesłanki jest fałszywy; w związku z tym, jeżeli obie przesłanki są prawdziwe, to prawdziwy musi być drugi składnik drugiej przesłanki, to znaczy: q musi być prawdziwe zawsze, gdy dwie przesłanki są prawdziwe. W rozumowaniu, iż jeżeli non-p jest prawdziwe, to p musi być fałszywe, dokonaliśmy milczącego użycia „prawa niesprzeczności”, które głosi, iż non-p i p nie mogą być jednocześnie prawdziwe. Zatem gdyby moim zadaniem w tym momencie było argumentowanie na korzyść sprzeczności, musielibyśmy być znacznie bardziej ostrożni. Ale w tej chwili chodzi mi jedynie o pokazanie, iż używając ważnych reguł wnioskowania, możemy wyprowadzić z pary sprzecznych przesłanek dowolny wniosek.

Używając dwóch naszych reguł, możemy to rzeczywiście wykazać. Załóżmy bowiem, iż mamy dwie sprzeczne przesłanki, powiedzmy:

A. Słońce świeci teraz.
C. Słońce teraz nie świeci.

Z tych dwóch przesłanek można wywnioskować dowolne zdanie, na przykład, że: „Cezar był zdrajcą” w następujący sposób.

Z pierwszej przesłanki (A) możemy, zgodnie z regułą (1), wyprowadzić następujący wniosek:

C. Słońce świeci teraz i/lub Cezar był zdrajcą.

Teraz biorąc (B) oraz (C) jako przesłanki, możemy ostatecznie wywnioskować, zgodnie z regułą (2):

Cezar był zdrajcą.

Jest oczywiste, iż tą samą metodą moglibyśmy wywnioskować dowolne inne zdanie, jakie tylko chcielibyśmy wywnioskować; na przykład: „Cezar nie był zdrajcą”. Możemy więc wywnioskować zarówno „2 + 2 = 5”, jak i „2 + 2 ≠ 5” — a więc nie tylko każde twierdzenie, które nam odpowiada, ale także jego zaprzeczenie, którego już nie chcielibyśmy.

Widzimy stąd, iż jeśli jakaś teoria zawiera sprzeczność, to implikuje wszystko, a zatem w istocie nie implikuje nic. Teoria, która wraz z każdą podawaną informacją dodaje również zaprzeczenie tej informacji, nie dostarcza żadnej informacji. Teoria zawierająca sprzeczność jest zatem całkowicie bezużyteczna jako teoria.

W świetle wagi przeanalizowanej tutaj sytuacji logicznej, przedstawię teraz kilka innych reguł wnioskowania prowadzących do tego samego rezultatu. W przeciwieństwie do reguły (1), reguły które teraz omówimy i zastosujemy należą do klasycznej teorii sylogizmu z wyjątkiem reguły (3), którą omówimy najpierw.

(3) Z dowolnych dwóch przesłanek, p i q, możemy wyprowadzić wniosek, który jest identyczny z jedną z nich, powiedzmy p; lub schematycznie:

Pomimo swojej niezwykłości i faktu, iż niektórzy filozofowie jej nie akceptowali, reguła ta jest bez wątpienia poprawna; ponieważ niezawodnie prowadzi do prawdziwego wniosku, ilekroć przesłanki są prawdziwe. Jest to oczywiste, a wręcz trywialne; i właśnie ta trywialność sprawia, iż reguła ta w zwykłej dyskusji jest zbędna, a zatem nieznana lub rzadko używana. Jednak zbędność nie oznacza niepoprawności.

Oprócz tej reguły (3) potrzebujemy jeszcze jednej reguły, którą nazywam „regułą redukcji pośredniej” (ponieważ w klasycznej teorii sylogizmu jest ona implicite używana do pośredniej redukcji „figur niedoskonałych” do pierwszej, czyli „doskonałej” figury).

Załóżmy, iż mamy istotny sylogizm, taki jak:

(a) Wszyscy ludzie są śmiertelni.
(b) Wszyscy Ateńczycy są ludźmi.
(c) Wszyscy Ateńczycy są śmiertelni.

Teraz reguła redukcji pośredniej mówi (w ujęciu słownym):

Jeżeli z przesłanek a i b wynika c, to z przesłanek a i nie–c musi wynikać nie–b.

Przykładowo, ponieważ wnioskowanie (c) z przesłanek (a) i (b) jest poprawne, to wniosek:

musi również być poprawny.

Reguła, której zamierzamy używać, jest niewielką odmianą tej właśnie reguły. Brzmi ona (słownie):

Regułę tę (nazwijmy ją regułą (5)) można uzyskać, na przykład, z poprzedniej reguły (4) razem z prawem podwójnego przeczenia, które mówi, iż z nie–nie b możemy wywnioskować b. jeżeli reguła (5) jest poprawna dla dowolnych zdań a, b, c (i tylko wtedy jest poprawna), to musi być poprawna również w szczególnym przypadku, kiedy c jest identyczne z a. Oznacza to, iż poprawne musi być także następujące wnioskowanie:

Jednakże (7) stwierdza dokładnie to, co chcieliśmy pokazać – iż z kilku sprzecznych przesłanek można wywnioskować dowolny wniosek.

Można postawić pytanie, czy opisana sytuacja zachodzi w każdym systemie logiki, czy też da się skonstruować taki system logiczny, w którym sprzeczne zdania nie implikują dowolnego zdania. Zająłem się tym zagadnieniem i odpowiedź brzmi: taki system można skonstruować. Okazuje się jednak, iż jest to system skrajnie słaby. Zachowuje się w nim bardzo kilka zwykłych reguł wnioskowania, nie obowiązuje choćby modus ponens, który mówi, iż z „Jeżeli p, to q” oraz „p” można wywnioskować „q”. Moim zdaniem taki system jest bezużyteczny do wyciągania wniosków, choć może mieć pewne znaczenie dla osób, które interesują się konstruowaniem formalnych systemów jako takich.

[System, o którym tu mowa, to „rachunek dualno-intuicjonistyczny”; zob. mój artykuł „On the Theory of Deduction I and II”, Proceedings of the Royal Dutch Academy, t. 51, nr 2 i 3, 1948, punkty 3.82 na s. 182, 4.2 na s. 322, oraz 5.32, 5.42 i przypis 15. Dr Joseph Kalman Cohen rozwinął ten system w większych szczegółach. Mam prostą interpretację tego rachunku: wszystkie zdania można traktować jako zdania modalne, stwierdzające możliwość. Z przesłanek „p jest możliwe” oraz „jeśli p, to q – jest możliwe” nie można jednak wyprowadzić „q jest możliwe” (ponieważ, jeżeli p jest fałszywe, q może być zdaniem niemożliwym). Podobnie, z „p jest możliwe” oraz „nie-p jest możliwe” oczywiście nie da się wywnioskować, iż wszystkie zdania są możliwe.]

Czasem twierdzono, iż fakt, iż z pary sprzecznych zdań można wywnioskować wszystko, co tylko chcemy, nie dowodzi bezużyteczności teorii sprzecznej. Po pierwsze, taka teoria może być interesująca sama w sobie, mimo iż jest sprzeczna; po drugie, może doprowadzić do poprawek, które uczynią ją spójną; i wreszcie, możemy opracować metodę, choćby jeżeli będzie to metoda ad hoc (jak w teorii kwantów metody unikania osobliwości), która uniemożliwi nam wyciąganie fałszywych wniosków, które teoria ta logicznie implikuje.

Wszystko to jest prawdą; ale taka prowizoryczna teoria niesie ze sobą poważne niebezpieczeństwa, omówione wcześniej: jeżeli naprawdę zdecydujemy się ją tolerować, nic nie skłoni nas do poszukiwania teorii lepszej; i odwrotnie: jeżeli poszukujemy teorii lepszej, to dlatego, iż uważamy obecną za złą z powodu zawartych w niej sprzeczności. Akceptacja sprzeczności prowadzi tutaj jak i wszędzie do końca krytyki, a zatem do upadku nauki.

Tu ujawnia się niebezpieczeństwo luźnego i metaforycznego sposobu mówienia. Nieprecyzyjne twierdzenie dialektyka, iż sprzeczności są nieuniknione i iż choćby nie należy ich unikać, bo są takie „płodne”, jest niebezpiecznie mylące. Jest mylące, ponieważ to, co można nazwać „płodnością sprzeczności”, jest – jak widzieliśmy – jedynie rezultatem naszej decyzji, by ich nie tolerować (co zgodne jest z prawem niesprzeczności). I jest niebezpieczne, ponieważ twierdzenie, iż sprzeczności nie trzeba unikać, a może choćby nie da się ich uniknąć, musi prowadzić do załamania nauki i krytyki, czyli do zaniku racjonalności. To zaś powinno podkreślić, iż każdy, kto chce wspierać prawdę i oświecenie, ma konieczność – a choćby obowiązek – ćwiczyć się w sztuce jasnego i jednoznacznego wyrażania myśli, choćby jeżeli oznacza to rezygnację z pewnych „upiększeń” metaforycznych czy zręcznych dwuznaczności.

Dlatego lepiej unikać pewnych sformułowań. Na przykład, zamiast terminologii „teza – antyteza – synteza”, dialektycy często opisują triadę dialektyczną, używając określenia „negacja (tezy)” zamiast „antytezy” oraz „negacja negacji” zamiast „syntezy”. Chętnie też używają słowa „sprzeczność” tam, gdzie terminy takie jak „konflikt”, „tendencje przeciwstawne” czy „sprzeczne interesy” byłyby mniej mylące. Ich terminologia nie wyrządzałaby szkody, gdyby słowa „negacja”, „negacja negacji” i „sprzeczność” nie miały już jasno określonych znaczeń logicznych, zupełnie innych niż te, w których używa ich dialektyka. W rzeczywistości nadużywanie tych terminów w dużym stopniu przyczyniło się do pomieszania logiki z dialektyką, co tak często widać w dyskusjach dialektyków. Często uważają oni dialektykę za część i to tę „lepszą część” logiki, albo za coś w rodzaju zreformowanej, unowocześnionej logiki. Głębsze przyczyny takiej postawy zostaną omówione później.

Tu wystarczy stwierdzić, iż nasza analiza nie prowadzi do wniosku, iż dialektyka ma jakiekolwiek podobieństwo do logiki. Logikę można — może zgrubnie, ale wystarczająco dla naszych celów — opisać jako teorię wnioskowania. Nie mamy żadnych podstaw, by wierzyć, iż dialektyka ma cokolwiek wspólnego z wnioskowaniem.

Podsumowując: Dialektyka — w tym sensie, w którym triada dialektyczna może mieć jasne znaczenie — twierdzi, iż pewne procesy lub rozwoje historyczne przebiegają w określony, powtarzalny sposób. Jest więc teorią opisową, empiryczną, porównywalną np. z teorią, która mówi, iż większość organizmów rośnie przez pewien czas, potem pozostaje w stałym stanie, a na końcu ulega zanikowi; albo z teorią, która twierdzi, iż opinie są początkowo trzymane dogmatycznie, potem sceptycznie, a dopiero w trzeciej fazie naukowo, czyli krytycznie. Podobnie jak tamte teorie, dialektyka nie działa bez wyjątków, chyba iż siłą dopasowujemy fakty do niej. I podobnie jak tamte teorie, dialektyka nie ma żadnego szczególnego związku z logiką.

Niejasność dialektyki to kolejne jej niebezpieczeństwo. Sprawia ona, iż niezwykle łatwo jest na siłę narzucać interpretację dialektyczną na wszelkie możliwe procesy i choćby na rzeczy zupełnie odmienne. Na przykład znajdziemy u dialektyków interpretację, w której ziarno zboża zostaje utożsamione z tezą, roślina wyrastająca z tego ziarna z antytezą, a ziarna powstałe z tej rośliny z syntezą. Jasne jest, iż taka „aplikacja” jeszcze bardziej poszerza i tak już nadmiernie mgliste znaczenie triady dialektycznej, zwiększając tę niejasność do poziomu, w którym opisanie jakiegoś rozwoju jako dialektycznego nie mówi nic więcej, niż stwierdzenie, iż przebiega on etapowo, co jest stwierdzeniem banalnym. Ale interpretować ten rozwój mówiąc, iż kiełkowanie rośliny to negacja ziarna, ponieważ ziarno „przestaje istnieć”, gdy roślina zaczyna rosnąć, a następnie twierdzić, iż pojawienie się wielu nowych ziaren to negacja negacji, czyli „nowy początek na wyższym poziomie”, to jest oczywiście zwykła zabawa słowami. (Czy to dlatego Engels powiedział o tym przykładzie, iż „każde dziecko może to zrozumieć”?)

Standardowe przykłady dialektyków z matematyki są jeszcze gorsze. Weźmy słynny przykład Engelsa w wersji podanej przez Heckera (Moscow Dialogues, London, 1936, p. 99. The example is from the Anti-Duhring): „Prawo wyższej syntezy… stosuje się powszechnie w matematyce. Liczba ujemna (-a) pomnożona przez samą siebie daje a², czyli negacja negacji dokonuje nowej syntezy.”

Ale choćby jeżeli uznać a za tezę, a -a za jej antytezę (negację), można by oczekiwać, iż negacja negacji to po prostu -(-a) = a, czyli powrót do tezy, a nie „wyższa synteza”.

Dlaczego zatem synteza miałaby być wyrażona poprzez mnożenie antytezy przez nią samą? Dlaczego nie przez dodanie tezy i antytezy (co dałoby 0)? Albo przez mnożenie tezy przez antytezę (co dałoby -a², a nie a²)? I w jakim sensie a² jest „wyższe” niż a lub -a? (Z pewnością nie w sensie wartości liczbowej: jeżeli a = 1/2, to a² = 1/4.) Ten przykład pokazuje skrajną arbitralność, z jaką niejasne pojęcia dialektyki są stosowane w praktyce.

Teorię taką jak logika można nazwać „fundamentalną”, wskazując w ten sposób, iż jako teoria wszelkich wnioskowań jest ona używana nieustannie we wszystkich naukach. Możemy natomiast powiedzieć, iż dialektyka w tym sensie, w jakim pokazaliśmy, iż można jej sensownie użyć nie jest teorią fundamentalną, ale jedynie teorią opisową. Dlatego traktowanie dialektyki jako części logiki albo jako jej przeciwieństwa jest tak samo niewłaściwe, jak traktowanie w ten sposób na przykład teorii ewolucji. Tylko luźny, metaforyczny i niejednoznaczny język, który wcześniej krytykowaliśmy, może sprawiać wrażenie, iż dialektyka może być równocześnie teorią opisującą pewne typowe procesy rozwojowe oraz teorią podstawową, taką jak logika.

Z tego wszystkiego jasno wynika, iż należy z dużą ostrożnością posługiwać się terminem „dialektyka”. Najlepiej – jeżeli to możliwe – unikać go całkowicie, ponieważ zawsze możemy mówić jaśniej, używając pojęcia metody prób i błędów. Wyjątki można czynić tylko tam, gdzie nie ma ryzyka nieporozumienia i gdzie mamy faktycznie do czynienia z procesem rozwojowym przebiegającym wyraźnie jako triada.

2. DIALEKTYKA HEGLOWSKA

Do tej pory starałem się zarysować ideę dialektyki w sposób, który jak mam nadzieję czyni ją zrozumiałą, i moim celem było nie być niesprawiedliwym wobec jej zalet. W tym ujęciu dialektyka została przedstawiona jako sposób opisywania rozwoju; jako jeden z wielu sposobów, nie fundamentalnie ważny, ale czasami całkiem odpowiedni. W przeciwieństwie do tego Hegel i jego szkoła sformułowali teorię dialektyki, która przesadza co do jej znaczenia i jest niebezpiecznie myląca.

Aby uczynić dialektykę Heglowską zrozumiałą, może być użyteczne krótkie odniesienie do pewnego rozdziału historii filozofii, moim zdaniem niezbyt chwalebnego.

Jednym z głównych zagadnień w historii nowożytnej filozofii jest konflikt między racjonalizmem kartezjańskim (głównie na kontynencie) a empiryzmem (głównie brytyjskim). Zdanie Kartezjusza, którego użyłem jako motta tego tekstu, nie miało znaczyć tego, co ja z niego wyciągnąłem. Nie było ono pomyślane jako sugestia, iż umysł ludzki powinien próbować wszystkiego, by dojść do rozwiązania, ale jako krytyka tych, którzy ośmielają się próbować absurdów. Kartezjusz miał na myśli to, iż prawdziwy filozof powinien unikać absurdalnych i głupich idei. Aby znaleźć prawdę, wystarczy przyjmować tylko te rzadkie idee, które przemawiają do rozumu swoją jasnością, przejrzystością i wyraźnością, które są „oczywiste same przez się”. Kartezjańskie stanowisko brzmi:możemy konstruować teorie naukowe bez odwołania do doświadczenia, korzystając jedynie z rozumu.Każde twierdzenie, które „wydaje się rozsądne”(to znaczy, jawi się jako jasne i oczywiste),musi być prawdziwym opisem rzeczywistości. Tak w uproszczeniu wygląda teoria, którą historia filozofii nazwała „racjonalizmem (lepszą nazwą byłby „intelektualizm”). Można ją podsumować (posługując się późniejszym sformułowaniem Hegla) słowami:

„To, co rozumne, musi być rzeczywiste.”

Teoria ‘Dostosowanie Przebija Prawdę’ – Donald Hoffman

W przeciwieństwie do tej teorii, empiryzm utrzymuje, iż jedynie doświadczenie pozwala nam rozstrzygnąć prawdziwość lub fałszywość teorii naukowej. Czyste rozumowanie samo w sobie, według empiryzmu, nigdy nie może ustalić prawdy faktualnej; musimy odwoływać się do obserwacji i eksperymentu.

Można z całą pewnością powiedzieć, iż empiryzm, w takiej czy innej postaci, choć może w formie umiarkowanej i zmodyfikowanej, jest jedyną interpretacją metody naukowej, którą można dziś traktować poważnie. Spór między wcześniejszymi racjonalistami a empirycystami został gruntownie omówiony przez Kanta, który próbował zaproponować to, co dialektyk (ale nie Kant) nazwałby syntezą tych dwóch przeciwstawnych stanowisk, ale co było, ściślej rzecz biorąc, zmodyfikowaną formą empiryzmu. Jego głównym celem było odrzucenie czystego racjonalizmu.

W swojej Krytyce Czystego Rozumu twierdził, iż zakres naszej wiedzy jest ograniczony do pola możliwego doświadczenia, a spekulatywne rozumowanie poza tym polem — próba zbudowania systemu metafizycznego na podstawie samego rozumu — nie ma żadnego uzasadnienia. Ta krytyka czystego rozumu została odebrana jako ciężki cios dla nadziei niemal wszystkich filozofów kontynentalnych; jednak filozofowie niemieccy gwałtownie się otrząsnęli i zamiast uznać Kantowskie odrzucenie metafizyki pośpiesznie zaczęli budować nowe systemy metafizyczne oparte na „intuicji intelektualnej”. Próbowali wykorzystać pewne elementy Kantowskiego systemu, mając nadzieję, iż w ten sposób unikną głównej siły jego krytyki. Szkoła, która się z tego rozwinęła, zwykle nazywana szkołą niemieckich idealistów, osiągnęła punkt kulminacyjny u Hegla.

Istnieją dwa aspekty filozofii Hegla, które musimy omówić, jego idealizm oraz jego dialektyka. W obu przypadkach Hegel był pod wpływem niektórych idei Kanta, ale próbował pójść dalej. Aby zrozumieć Hegla, musimy więc pokazać, jak jego teoria wykorzystała teorię Kanta.

Kant wychodził od faktu, iż nauka istnieje. Chciał wyjaśnić ten fakt; to znaczy, chciał odpowiedzieć na pytanie: „Jak możliwa jest nauka?”, albo „W jaki sposób umysł ludzki jest zdolny zdobywać wiedzę o świecie?”, albo „Jak nasz umysł może uchwycić świat?” (Możemy nazwać to pytanie problemem epistemologicznym).

Jego rozumowanie było mniej więcej następujące. Umysł może uchwycić świat, a raczej świat taki, jak się nam jawi, ponieważ ten świat nie jest całkowicie różny od umysłu, ponieważ jest umysło-podobny. I jest taki dlatego, iż w procesie zdobywania wiedzy, uchwycenia świata, umysł aktywnie „trawi” cały materiał, który dociera do niego poprzez zmysły. Formuje i kształtuje ten materiał; nadaje mu własne formy lub prawa — formy lub prawa naszego myślenia. To, co nazywamy „naturą” — świat, w którym żyjemy, świat taki, jak nam się jawi — jest już światem przetworzonym, światem uformowanym przez nasz umysł. A będąc w ten sposób zasymilowanym przez umysł, staje się umysło-podobny.

Odpowiedź „Umysł może uchwycić świat, ponieważ świat, takim jak nam się jawi, jest umysło-podobny” jest argumentem idealizmu; ponieważ idealizm utrzymuje właśnie to, iż świat ma coś z charakteru umysłu.

Nie zamierzam tutaj ani bronić, ani krytykować tej epistemologii Kantowskiej, ani omawiać jej szczegółowo. Chcę jednak wskazać, iż nie jest ona całkowicie idealistyczna. Jest jak sam Kant podkreśla mieszaniną, pewnego rodzaju syntezą, pewnej postaci realizmu i pewnej postaci idealizmu. Jej realistycznym elementem jest twierdzenie, iż świat, takim jak nam się jawi, jest pewnym materiałem dostarczonym nam przez zmysły. Jej idealistycznym elementem jest twierdzenie, iż ten materiał jest formowany przez nasz umysł.

Tyle o dość abstrakcyjnej, ale z pewnością pomysłowej epistemologii Kanta. Zanim przejdę do Hegla, muszę poprosić tych czytelników (lubię ich najbardziej), którzy nie są filozofami i którzy polegają na zdrowym rozsądku, aby mieli w pamięci zdanie, które wybrałem jako motto tego tekstu; ponieważ to, co teraz usłyszą, wyda im się — moim zdaniem słusznie — absurdalne.

Jak powiedziałem, Hegel w swoim idealizmie poszedł dalej niż Kant. Hegel również zajmował się epistemologicznym pytaniem: „Jak nasze umysły mogą uchwycić świat?” Wraz z innymi idealistami odpowiadał: Ponieważ świat jest umysło-podobny. Jednak jego teoria była bardziej radykalna niż Kantowska. Nie mówił, jak Kant: „Ponieważ umysł przetwarza lub formuje świat.” On mówił: „Ponieważ umysł jest światem.” Albo inaczej: „Ponieważ to, co rozumne, jest rzeczywiste; ponieważ rzeczywistość i rozum są identyczne.”

To jest tak zwana „filozofia tożsamości rozumu i rzeczywistości” Hegla, lub krótko „filozofia identyczności”. Można zauważyć przy okazji, iż między Kantowską odpowiedzią epistemologiczną: „Ponieważ umysł formuje świat” a Heglowską filozofią tożsamości: „Ponieważ umysł jest światem” istniał historyczny pomost, mianowicie odpowiedź Fichtego: „Ponieważ umysł tworzy świat.”

[Ta odpowiedź nie była choćby oryginalna, ponieważ Kant rozważał ją wcześniej; ale oczywiście odrzucił ją.]

Filozofia tożsamości Hegla „To, co rozumne, jest rzeczywiste, a to, co rzeczywiste, jest rozumne; zatem rozum i rzeczywistość są identyczne”, była bez wątpienia próbą przywrócenia racjonalizmu na nowej podstawie. Pozwalała filozofowi zbudować teorię świata wyłącznie poprzez rozumowanie i utrzymywać, iż musi to być prawdziwa teoria rzeczywistego świata. A więc doprowadzała dokładnie do tego, co Kant uznał za niemożliwe. Hegel zatem musiał próbować obalić Kantowskie argumenty przeciwko metafizyce. Uczynił to przy pomocy swojej dialektyki.

Aby zrozumieć jego dialektykę, musimy ponownie cofnąć się do Kanta. Aby uniknąć zbyt wielu szczegółów, nie będę omawiać trójdzielnej konstrukcji Kantowskiej tabeli kategorii, chociaż bez wątpienia zainspirowała ona Hegla.

[MacTaggart uczynił ten punkt centralny swoich interesujących studiów nad dialektyką heglowską].

Ale muszę odnieść się do metody, jaką Kant odrzucał racjonalizm. Wspomniałem wcześniej, iż Kant twierdził, iż zakres naszej wiedzy jest ograniczony do pola możliwego doświadczenia i iż czyste rozumowanie poza tym polem nie jest uzasadnione. W części Krytyki zatytułowanej „Dialektyka transcendentalna” pokazał to w następujący sposób.

Jeśli próbujemy zbudować system teoretyczny oparty wyłącznie na czystym rozumie, na przykład, jeżeli próbujemy dowodzić, iż świat, w którym żyjemy, jest nieskończony (idea, która oczywiście wykracza poza możliwe doświadczenie), to możemy to zrobić; ale ku naszemu zdumieniu odkryjemy, iż zawsze możemy zbudować, dzięki analogicznego rozumowania, dokładnie przeciwny wniosek.

Innymi słowy: dla każdej takiej metafizycznej tezy możemy skonstruować i obronić jej ścisłą antytezę; i dla wszystkich argumentu wspierającego tę tezę możemy z łatwością stworzyć argument przeciwny, przemawiający na rzecz antytezy. I oba argumenty będą miały podobną siłę przekonywania, oba będą wydawały się tak samo (lub niemal tak samo) rozumne. A więc, mówi Kant, rozum jest zmuszony argumentować przeciwko samemu sobie i popadać w sprzeczności, jeżeli jest używany do przekraczania zakresu możliwego doświadczenia.

Jak Hegel przezwyciężył Kantowskie obalenie racjonalizmu? Bardzo łatwo: twierdząc, iż sprzeczności nie mają znaczenia. Sprzeczności muszą pojawiać się w rozwoju myśli i rozumu. Pokazują one jedynie niewystarczalność teorii, która nie bierze pod uwagę faktu, iż myśl, to znaczy rozum, a wraz z nim (według filozofii tożsamości) rzeczywistość, nie jest czymś raz na zawsze ustalonym, ale rozwija się, iż żyjemy w świecie ewolucji.

Kant, mówi Hegel, obalił metafizykę, ale nie racjonalizm. Metafizyką (w przeciwieństwie do dialektyki) nazywa Hegel taki system racjonalistyczny, który nie uwzględnia rozwoju, ruchu, ewolucji i próbuje pojmować rzeczywistość jako coś stabilnego, niezmiennego i wolnego od sprzeczności. Hegel, opierając się na swojej filozofii identyczności, wnioskuje, iż skoro rozum się rozwija, to świat również musi się rozwijać, a ponieważ rozwój myśli lub rozumu ma charakter dialektyczny, to świat również musi rozwijać się w dialektycznych triadach.

W ten sposób znajdujemy trzy elementy w dialektyce Hegla.

(a) Próba obejścia Kantowskiego obalenia tego, co Kant nazywał „dogmatyzmem” w metafizyce. Hegel uważa, iż Kantowska krytyka dotyczy jedynie systemów, które są metafizyczne w jego węższym znaczeniu, ale nie odnosi się do racjonalizmu dialektycznego, który uwzględnia rozwój rozumu, a więc nie boi się sprzeczności. Unikając krytyki Kanta w ten sposób, Hegel podejmuje niezwykle niebezpieczne przedsięwzięcie, które musi prowadzić do katastrofy, ponieważ argumentuje mniej więcej tak: „Kant obalił racjonalizm twierdząc, iż musi on prowadzić do sprzeczności. Przyznaję to. Ale oczywiste jest, iż siła tego argumentu wynika z prawa niesprzeczności: obala on tylko te systemy, które to prawo akceptują, czyli takie, które próbują unikać sprzeczności. Nie jest on groźny dla systemu takiego jak mój, który jest gotów sprzeczności przyjmować, to znaczy dla systemu dialektycznego.”

Jasne jest, iż taki argument ustanawia dogmatyzm skrajnie niebezpiecznego rodzaju — dogmatyzm, który nie musi obawiać się żadnej krytyki. Bo każdy atak, każda krytyka jakiejkolwiek teorii, musi — jak powiedziałem wcześniej — opierać się na wskazaniu jakiejś sprzeczności, albo wewnątrz teorii, albo między teorią a faktami. Metoda Hegla polegająca na „przezwyciężeniu” Kanta jest więc skuteczna, ale niestety zbyt skuteczna. Czyni jego system odpornym na wszelką krytykę, a więc dogmatycznym w bardzo szczególnym sensie, który określiłbym jako: „dogmatyzm wzmocniony”. (Można zauważyć, iż podobne „dogmatyzmy wzmocnione” podtrzymują strukturę także innych systemów dogmatycznych.)

(b) Opis rozwoju rozumu w kategoriach dialektyki jest elementem filozofii Hegla, który posiadał niemałą siłę przekonywania. Staje się to jasne, jeżeli pamiętamy, iż Hegel używa słowa „rozum” nie tylko w sensie subiektywnym, aby oznaczyć pewną zdolność umysłową, ale również w sensie obiektywnym, aby oznaczyć wszelkie teorie, myśli, idee i tym podobne. Hegel, który uważa, iż filozofia jest najwyższym wyrazem rozumowania, ma głównie na myśli rozwój myśli filozoficznej, kiedy mówi o rozwoju rozumu. I rzeczywiście, trudno wskazać dziedzinę, w której dialektyczna triada dałaby się zastosować z większym powodzeniem niż w badaniu rozwoju teorii filozoficznych. Nie jest więc zaskoczeniem, iż najbardziej udaną próbą zastosowania metody dialektycznej przez Hegla była jego Historia filozofii.

Aby jednak zrozumieć zagrożenie związane z takim sukcesem, musimy pamiętać, iż w czasach Hegla, a choćby długo później, logikę zwykle opisywano i definiowano jako teorię rozumowania lub teorię myślenia, a odpowiednio fundamentalne prawa logiki nazywano „prawami myślenia”. Jest więc całkowicie zrozumiałe, iż Hegel, wierząc, iż dialektyka jest prawdziwym opisem rzeczywistego przebiegu naszego rozumowania i myślenia, uznał, iż musi zmienić logikę tak, aby dialektyka stała się ważną, jeżeli nie najważniejszą, częścią teorii logicznej. To z kolei uczyniło koniecznym odrzucenie prawa niesprzeczności, które było oczywistą przeszkodą dla akceptacji dialektyki. W tym miejscu znajduje się źródło poglądu, iż dialektyka jest „fundamentalna” w tym sensie, iż może konkurować z logiką, a choćby stanowić jej ulepszenie.

Pogląd taki został już przeze mnie poddany krytyce i chcę jedynie powtórzyć, iż wszelkie rozumowanie logiczne, zarówno przed, jak i po Heglu i to zarówno w nauce, jak w matematyce czy w jakiejkolwiek naprawdę racjonalnej filozofii, zawsze oparte jest na prawie niesprzeczności. Jednak Hegel pisze (Logika, § 81 (1)):

„Najwyższej wagi jest adekwatne ustalenie i zrozumienie natury dialektyki. Wszędzie tam, gdzie istnieje ruch, gdzie istnieje życie, gdziekolwiek coś zostaje urzeczywistnione w świecie realnym, tam działa dialektyka. Jest ona także duszą wszelkiej wiedzy prawdziwie naukowej.”

Ale jeśli przez rozumowanie dialektyczne Hegel rozumie rozumowanie, które odrzuca prawo niesprzeczności, to z pewnością nie byłby w stanie podać ani jednego przykładu takiego rozumowania w nauce. (Wszystkie przykłady przytaczane przez dialektyków są bez wyjątku na poziomie przykładów Engelsa wspomnianych wcześniej — ziarnko zboża i „(-a)² = a²” — albo choćby gorsze). To nie samo rozumowanie naukowe opiera się na dialektyce; można jedynie z pewnym powodzeniem opisać historię i rozwój teorii naukowych dzięki metody dialektycznej. Jak widzieliśmy, fakt ten nie uzasadnia przyjmowania dialektyki jako czegoś fundamentalnego, ponieważ da się go wytłumaczyć bez opuszczania obszaru zwykłej logiki, jeżeli tylko pamiętamy o działaniu metody prób i błędów.

Główne niebezpieczeństwo takiego pomieszania dialektyki i logiki polega, jak powiedziałem, na tym, iż pomaga ono ludziom prowadzić argumentację dogmatycznie. Zbyt często spotykamy sytuację, w której dialektycy — gdy napotykają trudności logiczne — jako ostateczny argument mówią swoim przeciwnikom, iż ich krytyka jest błędna, ponieważ opiera się na logice typu zwykłego, zamiast na dialektyce; gdyby tylko stosowali dialektykę, zobaczyliby, iż sprzeczności, które wskazują w argumentacji dialektyków, są całkowicie dopuszczalne (z punktu widzenia dialektycznego).

(c) Trzeci element dialektyki heglowskiej opiera się na jego filozofii identyczności. Jeśli rozum i rzeczywistość są identyczne, a rozum rozwija się dialektycznie (co najlepiej widać w rozwoju myśli filozoficznej), to rzeczywistość również musi rozwijać się dialektycznie. Światem muszą rządzić prawa dialektycznej logiki. (Stanowisko to nazwano „panlogizmem”.) Tak więc musimy w świecie odnaleźć te same sprzeczności, które dopuszcza logika dialektyczna. To właśnie fakt, iż świat jest pełen sprzeczności, ma nam z innej strony pokazać, iż prawo niesprzeczności należy odrzucić. Prawo to mówi bowiem, iż żadna sprzeczna wypowiedź, ani żadna para wypowiedzi sprzecznych, nie może być prawdziwa — tzn. nie może odpowiadać faktom. Innymi słowy, prawo to implikuje, iż sprzeczności nie mogą występować w naturze, tj. w świecie faktów i iż fakty nigdy nie mogą sobie nawzajem przeczyć. Natomiast na gruncie filozofii identyczności rozumu i rzeczywistości twierdzi się, iż fakty mogą sobie przeczyć, ponieważ idee mogą sobie przeczyć i iż fakty rozwijają się poprzez sprzeczności, tak jak idee; zatem prawo niesprzeczności należy porzucić.

Ale poza tym, co jawi mi się jako całkowity absurd filozofii identyczności (o czym jeszcze wspomnę), jeżeli bliżej przyjrzymy się tym rzekomo sprzecznym faktom, to zobaczymy, iż wszystkie przykłady podawane przez dialektyków mówią jedynie, iż świat, w którym żyjemy, ukazuje czasem pewną strukturę, którą można by opisać słowem „polaryzacja”. Przykładem takiej struktury byłoby istnienie elektryczności dodatniej i ujemnej. Jest tylko metaforyczną i luźną formą wypowiedzi stwierdzenie, iż elektryczność dodatnia i ujemna „przeczą sobie” nawzajem. Przykładem prawdziwej sprzeczności byłyby dwie wypowiedzi: „To ciało było w dniu 1 listopada 1938 roku, między godziną 9 a 10 rano, naładowane dodatnio” i analogiczna wypowiedź o tym samym ciele, mówiąca, iż w tym samym czasie nie było naładowane dodatnio.

To właśnie byłaby sprzeczność między dwoma zdaniami, a odpowiadający jej „sprzeczny fakt” polegałby na tym, iż pewne ciało jest, jako całość, w tym samym czasie jednocześnie naładowane dodatnio i nienaładowane dodatnio, a więc zarazem przyciąga i nie przyciąga określonych ciał naładowanych ujemnie. Ale nie musimy wcale twierdzić, iż takie sprzeczne fakty istnieją. (Głębsza analiza mogłaby wykazać, iż nieistnienie takich faktów nie jest prawem podobnym do prawa fizyki, ale opiera się na logice, to znaczy na zasadach rządzących użyciem języka naukowego.)

Mamy więc trzy punkty: (a) dialektyczny sprzeciw wobec kantowskiego antyracjonalizmu i w konsekwencji przywrócenie racjonalizmu wspartego wzmocnionym dogmatyzmem; (b) włączenie dialektyki do logiki, oparte na niejednoznaczności wyrażeń takich jak „rozum”, „prawa myślenia” i tym podobne; (c) zastosowanie dialektyki do „całego świata”, oparte na heglowskim panlogizmie i jego filozofii identyczności. Te trzy punkty wydają mi się głównymi elementami dialektyki heglowskiej.

Zanim przejdę do przedstawienia losów dialektyki po Heglu, chciałbym wyrazić moją osobistą opinię o filozofii Hegla, a zwłaszcza o jego filozofii identyczności. Uważam, iż reprezentuje ona najgorszy spośród wszystkich absurdalnych i niewiarygodnych systemów filozoficznych, o jakich wspomina Kartezjusz w zdaniu, które wybrałem jako motto niniejszego tekstu. Nie tylko dlatego, iż filozofia identyczności jest przedstawiana bez jakiegokolwiek poważnego uzasadnienia; choćby sam problem, dla którego rzekomo została wymyślona, czyli pytanie: „Jak nasze umysły mogą uchwycić świat?”, nie wydaje mi się w ogóle jasno sformułowany. A idealistyczna odpowiedź, która została powtórzona w rozmaitych wariantach przez wielu idealistycznych filozofów, ale zasadniczo brzmi zawsze tak samo: „Ponieważ świat jest podobny do umysłu”, ma jedynie pozór odpowiedzi.

Zobaczymy wyraźnie, iż nie jest to prawdziwa odpowiedź, jeżeli rozważymy analogiczny argument, na przykład: Jak to jest możliwe, iż lustro odbija moją twarz?” — „Ponieważ lustro jest podobne do twarzy.Choć tego rodzaju argument jest oczywiście całkowicie błędny, był formułowany wielokrotnie. Znajdujemy go na przykład u Jeansa, w naszych czasach, w takiej postaci: „Jak matematyka może uchwycić świat?” — „Ponieważ świat jest podobny do matematyki.”

Jeans był zaniepokojony faktem, iż nasz świat okazuje się pasować do matematycznych formuł wynalezionych pierwotnie przez czystych matematyków, którzy wcale nie zamierzali stosować swoich formuł do opisu świata. Wydaje się, iż początkowo był tym, co nazwałbym „indukcjonistą”; to znaczy uważał, iż teorie uzyskuje się z doświadczenia dzięki mniej lub bardziej prostego procesu wnioskowania. jeżeli wychodzi się z takiego założenia, to rzeczywiście wydaje się zadziwiające, iż teoria sformułowana przez czystych matematyków, w sposób czysto spekulatywny, okazuje się później możliwe do zastosowania w świecie fizycznym. Jednak dla tych, którzy nie są indukcjonistami, nie jest to wcale zadziwiające. Wiedzą oni, iż bardzo często teoria wysunięta pierwotnie jako czysta spekulacja, jako czysta możliwość, później okazuje się mieć zastosowania empiryczne. Wiedzą, iż często to właśnie takie spekulacyjne przewidywanie toruje drogę teoriom empirycznym. (W ten sposób problem indukcji, jak się go nazywa, wiąże się z problemem idealizmu, którym się tutaj zajmujemy.)

3. DIALEKTYKA PO HEGLU

Filozofia Hegla o identyczności rozumu i rzeczywistości bywa czasem określana jako (absolutny) idealizm, ponieważ głosi, iż rzeczywistość jest umysłowa lub ma charakter rozumowy. Jednakże taka dialektyczna filozofia identyczności może zostać bardzo łatwo odwrócona, tak aby stać się pewną postacią materializmu. Jej zwolennicy mogliby wtedy argumentować, iż rzeczywistość ma w istocie charakter materialny lub fizyczny, tak jak sądzi zwykły człowiek; a mówiąc, iż jest ona identyczna z rozumem lub umysłem, sugerowałoby się, iż umysł jest również zjawiskiem materialnym lub fizycznym lub, ujmując to mniej radykalnie, iż jeżeli umysł miałby się w pewien sposób różnić, to różnica ta nie może być zbyt istotna.

Ten materializm można uznać za odrodzenie pewnych aspektów kartezjanizmu, zmodyfikowanych poprzez ich powiązanie z dialektyką. Ale odrzucając swoją pierwotną idealistyczną podstawę, dialektyka traci wszystko, co czyniło ją przekonującą i zrozumiałą; musimy pamiętać, iż najlepsze argumenty przemawiające za dialektyką wynikały z jej przydatności do opisu rozwoju myśli, zwłaszcza filozoficznej.

Teraz natomiast stajemy wobec nagiego twierdzenia, iż rzeczywistość fizyczna rozwija się dialektycznie, twierdzenia skrajnie dogmatycznego, z tak niewielkim poparciem naukowym, iż dialektyczni materialiści zmuszeni są bardzo szeroko stosować tę niebezpieczną metodę, o której już mówiliśmy, polegającą na odrzucaniu krytyki jako niedialektycznej. Materializm dialektyczny zgadza się więc z punktami (a) i (b) omówionymi powyżej, ale punkt (c) zmienia w sposób istotny, choć jak sądzę bez jakichkolwiek korzyści dla samej dialektyki. Wyrażając tę opinię, chcę podkreślić, iż choć sam nie określiłbym siebie jako materialisty, moja krytyka nie jest skierowana przeciwko materializmowi, który osobiście preferowałbym raczej od idealizmu, gdybym został zmuszony wybierać (na szczęście nie jestem). Krytykuję wyłącznie połączenie dialektyki z materializmem, które wydaje mi się jeszcze gorsze niż dialektyczny idealizm.

Uwagi te odnoszą się w szczególności do „materializmu dialektycznego” rozwiniętego przez Marksa. Element materialistyczny w tej teorii można by stosunkowo łatwo przeformułować tak, aby nie budził poważnych zastrzeżeń. Jak sądzę, główny punkt jest następujący: nie ma żadnego powodu, by zakładać, iż podczas gdy nauki przyrodnicze mogą posługiwać się realistycznym światopoglądem człowieka potocznego, to nauki społeczne wymagają idealistycznego podłoża takiego, jakie oferuje heglizm. Takie założenie było często przyjmowane w czasach Marksa, z powodu faktu, iż Hegel poprzez swoją idealistyczną teorię państwa wydawał się silnie wpływać na nauki społeczne, a choćby je wspierać, podczas gdy bezwartościowość jego poglądów w dziedzinie nauk przyrodniczych była — przynajmniej dla przyrodników — aż nazbyt oczywista.

[Przynajmniej powinno to być oczywiste dla wszystkich, kto rozważy jako przykład następującą zaskakującą analizę istoty elektryczności, którą przetłumaczyłem najlepiej, jak potrafiłem, choćby na tyle, iż starałem się oddać ją w sposób czyniący ją może nieco bardziej zrozumiałą niż oryginał Hegla:

„Elektryczność… jest celem formy, z której się emancypuje; jest formą, która właśnie ma przezwyciężyć swoją własną obojętność; gdyż elektryczność jest bezpośrednim wyłonieniem się, albo rzeczywistością właśnie się wyłaniającą, z bliskości formy i przez cały czas przez nią określoną, nie jest jednak jeszcze rozpuszczeniem samej formy, ale raczej bardziej powierzchownym procesem, w którym różnice opuszczają formę, którą jednak wciąż zachowują jako swój warunek, nie osiągnąwszy jeszcze niezależności od niej i poprzez nią.” (Niewątpliwie powinno było być: „od niej i poprzez nią”; ale nie chcę sugerować, iż miałoby to wielką różnicę dla różnic.) Ten fragment pochodzi z Hegla Filozofii Przyrody. Zobacz też dwa podobne fragmenty o Dźwięku i o Ciepłe, cytowane w moim The Open Society, przypis 4 do rozdziału 12 oraz tekst.]

Uważam, iż uczciwą interpretacją poglądów Marksa i Engelsa jest stwierdzenie, iż jednym z ich głównych celów w podkreślaniu materializmu było odrzucenie wszelkiej teorii, która odwołując się do rozumnej lub duchowej natury człowieka utrzymuje, iż socjologia musi opierać się na idealistycznej lub spirytualistycznej podstawie, albo na analizie rozumu. W opozycji do tego podkreślali oni fakt, iż materialna strona natury ludzkiej, a w szczególności potrzeba jedzenia i innych dóbr materialnych ma podstawowe znaczenie dla socjologii.

To stanowisko było bez wątpienia trafne; i uważam, iż wkład Marksa w tej kwestii ma rzeczywiste znaczenie i trwały wpływ. Wszyscy nauczyli się od Marksa, iż rozwój choćby idei nie może być w pełni zrozumiany, jeżeli historia idei jest traktowana (chociaż taki sposób może mieć często wielkie zalety) bez uwzględnienia warunków ich powstania i sytuacji ich twórców, pośród których warunków aspekt ekonomiczny ma ogromne znaczenie. Niemniej osobiście sądzę, iż ekonomizm Marksa, jego nacisk na ekonomiczne tło jako ostateczną podstawę wszelkiego rozwoju jest błędny i w istocie nie do utrzymania. Uważam, iż doświadczenie społeczne wyraźnie pokazuje, iż w pewnych okolicznościach wpływ idei (być może wspieranych przez propagandę) może przeważyć i zastąpić siły ekonomiczne. Ponadto, choćby jeśli zgodzić się, iż nie da się w pełni zrozumieć rozwoju umysłowego bez zrozumienia jego ekonomicznego tła, to co najmniej równie niemożliwe jest zrozumienie rozwoju gospodarczego bez zrozumienia rozwoju np. idei naukowych czy religijnych.

Dla naszego obecnego celu ważniejsze niż analiza materializmu i ekonomizmu Marksa jest zrozumienie, co stało się z dialektyką w jego systemie. Dwa punkty wydają mi się tu istotne. Jeden to nacisk Marksa na metodę historyczną w socjologii, tendencja, którą nazwałem „historycyzmem”. Drugim jest antydogmatyczna tendencja dialektyki Marksa.

Jeśli chodzi o pierwszy punkt, musimy pamiętać, iż Hegel był jednym z twórców metody historycznej, założycielem szkoły myślicieli, którzy wierzyli, iż opisując rozwój w sposób historyczny, dokonuje się jego wyjaśnienia przyczynowego. Szkoła ta uważała, iż można, na przykład, wyjaśnić pewne instytucje społeczne poprzez pokazanie, jak ludzkość stopniowo je rozwinęła. w tej chwili coraz częściej uznaje się, iż znaczenie metody historycznej dla teorii społecznej było w dużej mierze przecenione; jednak wiara w tę metodę wcale nie zniknęła. Próbowałem krytykować tę metodę gdzie indziej (zwłaszcza w mojej książce Nędza Historycyzmu). Tutaj chcę jedynie podkreślić, iż socjologia Marksa przejęła od Hegla nie tylko pogląd, iż jej metoda musi być historyczna i iż zarówno socjologia, jak i historia muszą stać się teoriami rozwoju społecznego, ale także pogląd, iż rozwój ten musi być wyjaśniany w kategoriach dialektycznych.

Dla Hegla historia była historią idei. Marks porzucił idealizm, ale zachował Heglowską doktrynę, zgodnie z którą dynamicznymi siłami rozwoju historycznego są dialektyczne „sprzeczności”, „negacje” i „negacje negacji”. Pod tym względem Marks i Engels rzeczywiście bardzo ściśle podążali za Heglem, co można pokazać dzięki następujących cytatów.

Hegel w swojej Encyklopedii (część I, rozdz. VI, s. 81) opisał dialektykę jako „siłę powszechną i nieodpartą, przed którą nic nie może się ostać, jakkolwiek bezpieczne i trwałe mogłoby się wydawać”. Podobnie Engels pisze (Anty-Dühring, część I, „Dialektyka: negacja negacji”): „Czym więc jest negacja negacji? Niezwykle ogólnym… prawem rozwoju Natury, historii i myśli; prawem, które… obowiązuje w królestwie zwierząt i roślin, w geologii, matematyce, historii i filozofii.

W ujęciu Marksa głównym zadaniem nauki socjologicznej jest pokazanie, w jaki sposób siły dialektyczne działają w historii, a tym samym przepowiadanie biegu dziejów; albo, jak pisze we wstępie do Kapitału, „Ostatecznym celem niniejszej pracy jest odkrycie ekonomicznego prawa ruchu współczesnego społeczeństwa”. I to dialektyczne prawo ruchu, negacja negacji, stanowi podstawę Marksowskiej przepowiedni o nadciągającym końcu kapitalizmu (Kapitał, t. I, rozdz. XXIV, s. 7): „Kapitalistyczny sposób produkcji… jest pierwszą negacją… ale kapitalizm rodzi, z nieuchronnością prawa natury, swoją własną negację. Jest negacją negacji.”

Proroctwo samo w sobie nie musi być nie-naukowe, co pokazują prognozy zaćmień i innych zjawisk astronomicznych. ale heglowska dialektyka, ani jej materialistyczna wersja, nie mogą być uznane za solidną podstawę naukowych przewidywań. („Ale wszystkie przewidywania Marksa się sprawdziły,” odpowiadają zwykle marksiści. Nie sprawdziły się. Wspomnę tylko jeden przykład spośród wielu: W Kapitale, zaraz po zacytowanym fragmencie, Marks stwierdził, iż przejście od kapitalizmu do socjalizmu będzie naturalnie procesem nieporównanie mniej „długotrwałym, gwałtownym i trudnym” niż rewolucja przemysłowa, a w przypisie rozwinął tę prognozę, odwołując się do „niezdecydowanej i nie stawiającej oporu burżuazji”. Niewielu marksistów odważy się dziś powiedzieć, iż była to trafiona przepowiednia.)

Tak więc, jeśli dokonuje się przewidywań opartych na dialektyce, część z nich spełni się, a część nie. W tym drugim przypadku oczywiście pojawi się sytuacja, której nie przewidziano. Ale dialektyka jest na tyle nieostra i elastyczna, iż pozwala zinterpretować i „wyjaśnić” tę nieprzewidzianą sytuację równie łatwo, jak interpretowała i „wyjaśniała” sytuację, którą przewidziała, a która nie doszła do skutku. Jakikolwiek rozwój wydarzeń doskonale wpasuje się w schemat dialektyczny; dialektyk nigdy nie musi obawiać się jakiegokolwiek obalenia przez przyszłe doświadczenie.

[W L.Sc.D. starałem się pokazać, iż treść naukowa teorii jest tym większa, im więcej teoria stwierdza, im więcej ryzykuje, im bardziej jest wystawiona na możliwość obalenia przez przyszłe doświadczenie. Jeśli nie ponosi takiego ryzyka, jej treść naukowa jest zerowa, nie posiada treści naukowej, jest metafizyczna. Zgodnie z tym kryterium możemy powiedzieć, iż dialektyka jest nienaukowa: jest metafizyką.]

Jak wspomniano wcześniej, to nie tylko podejście dialektyczne jest błędne; błędna jest raczej sama idea socjologii jako teorii rozwoju historycznego, mianowicie idea, iż celem naukowej socjologii jest wielkoskalowa prognoza historyczna. Ale nie tym zajmujemy się tutaj.

Poza rolą, jaką dialektyka odgrywa w historycznej metodzie Marksa, należy omówić jego antydogmatyczną postawę. Marx i Engels stanowczo podkreślali, iż nauki nie należy pojmować jako zbioru ostatecznej i dobrze ustalonej wiedzy, czy „wiecznej prawdy”, ale jako coś rozwijającego się, postępującego. Naukowiec to nie ten, kto dużo wie, ale ten, kto jest zdecydowany nie przestawać szukać prawdy. Systemy naukowe rozwijają się; i według Marksa rozwijają się dialektycznie.

Nie ma tu zbyt wiele, czemu można by zasadnie się sprzeciwić, chociaż osobiście uważam, iż opis dialektyczny rozwoju nauki nie zawsze daje się zastosować bez naciągania faktów i iż lepiej jest opisywać rozwój nauki w sposób mniej ambitny i mniej dwuznaczny, na przykład w kategoriach metody prób i błędów. Ale jestem gotów przyznać, iż ta krytyka nie jest ogromnej wagi.

Natomiast naprawdę istotne jest to, iż progresywne, antydogmatyczne ujęcie nauki nigdy nie zostało zastosowane przez ortodoksyjnych marksistów do ich własnej działalności. Nauka progresywna i antydogmatyczna jest krytyczna, krytyka jest jej samym życiem. Tymczasem krytyka marksizmu, materializmu dialektycznego, nigdy nie była tolerowana przez marksistów.

Hegel uważał, iż filozofia rozwija się; jednak jego własny system miał pozostać ostatnim i najwyższym stadium tego rozwoju i nie mógł zostać przekroczony. Marksiści przyjęli tę samą postawę wobec systemu Marksa. Stąd antydogmatyczna postawa Marksa istnieje jedynie w teorii, a nie w praktyce ortodoksyjnego marksizmu, a dialektyka jest stosowana przez marksistów na wzór Anty-Dühringa Engelsa, głównie do celów apologetycznych, to znaczy do obrony systemu marksistowskiego przed krytyką. Krytycy są z reguły potępiani za to, iż „nie rozumieją dialektyki” lub „naukowości proletariackiej”, albo za to, iż są zdrajcami. Dzięki dialektyce postawa antydogmatyczna zniknęła, a marksizm ustanowił się jako dogmatyzm, który dzięki użyciu metody dialektycznej jest wystarczająco elastyczny, by uniknąć jakiejkolwiek dalszej krytyki. W ten sposób stał się tym, co nazwałem dogmatyzmem wzmocnionym.

A jednak nie ma gorszej przeszkody dla rozwoju nauki niż dogmatyzm wzmocniony. Nie może być naukowego rozwoju bez wolnej konkurencji myśli, to jest istota postawy antydogmatycznej, którą tak zdecydowanie popierali Marx i Engels; i ogólnie, nie może być wolnej konkurencji myśli naukowej bez wolności każdej myśli.

O żywotnej potrzebie wolności słowa – prof. Jordan Peterson

Tak więc dialektyka odegrała bardzo niefortunną rolę nie tylko w rozwoju filozofii, ale także w rozwoju teorii politycznej. Pełne zrozumienie tej niefortunnej roli będzie łatwiejsze, jeżeli spróbujemy zobaczyć, jak Marx pierwotnie doszedł do rozwinięcia takiej teorii. Musimy rozważyć całą sytuację. Marx, młody człowiek, który w myśleniu był progresywny, ewolucyjny, a choćby rewolucyjny, znalazł się pod wpływem Hegla, najsłynniejszego niemieckiego filozofa. Hegel był przedstawicielem pruskiej reakcji. Wykorzystał swoją zasadę identyczności rozumu i rzeczywistości do wspierania istniejących władz — ponieważ to, co istnieje, jest rozumne — oraz do obrony idei Państwa Absolutnego (idei, którą dziś nazywa się „totalitaryzmem”). Marx, który go podziwiał, ale który miał zupełnie inny temperament polityczny, potrzebował filozofii, na której mógłby oprzeć własne poglądy polityczne. Możemy zrozumieć jego entuzjazm, gdy odkrył, iż dialektyczna filozofia Hegla może zostać bardzo łatwo obrócona przeciwko samemu jej twórcy, iż dialektyka sprzyjała raczej teorii politycznie rewolucyjnej niż konserwatywnej i apologetycznej. Co więcej, była doskonale dostosowana do jego potrzeby teorii, która miałaby być nie tylko rewolucyjna, ale także optymistyczna, teorii przewidującej postęp poprzez podkreślanie, iż każdy nowy krok jest krokiem w górę.

To odkrycie, choć niewątpliwie fascynujące dla ucznia Hegla i w epoce zdominowanej przez heglizm, straciło dziś, wraz z heglizmem, jakiekolwiek znaczenie i trudno uważać je za coś więcej niż sprytny tour de force błyskotliwego młodego studenta, który ujawnił słabość w spekulacjach swojego niezasłużenie sławnego mistrza. A jednak stało się teoretyczną podstawą tego, co nazwano „marksizmem naukowym”. Pomogło to przekształcić marksizm w system dogmatyczny, uniemożliwiając mu ten rozwój naukowy, do którego mógł być zdolny. Tak więc marksizm przez dziesięciolecia utrzymywał postawę dogmatyczną, powtarzając wobec swoich przeciwników dokładnie te same argumenty, których pierwotnie używali jego twórcy. Smutne, choć pouczające, jest to, iż ortodoksyjny marksizm do dziś oficjalnie zaleca, jako podstawę do studiowania metodologii naukowej, lekturę Logiki Hegla, która nie tylko jest przestarzała, ale wręcz reprezentuje typowo przednaukowy, a choćby przedlogiczny sposób myślenia. To gorzej niż zalecać mechanikę Archimedesa jako podstawę współczesnej inżynierii.

Cały rozwój dialektyki powinien być ostrzeżeniem przed niebezpieczeństwami tkwiącymi w budowaniu systemów filozoficznych. Powinien przypominać nam, iż filozofia nie może stanowić podstawy dla żadnego systemu naukowego, oraz iż filozofowie powinni być o wiele bardziej skromni w swoich roszczeniach. Jednym z zadań, które mogą spełniać naprawdę pożytecznie, jest badanie krytycznych metod nauki.

Zobacz na: Dysonans Poznawczy jako broń w walce informacyjnej – Chase Hughes
Sekta, do której należy wielu, choć nie zdają sobie z tego sprawy
Narcystyczne i Echoiczne fantazje, paliwo, zranienie i wściekłość

Negacja Rzeczywistości – James Linsday | Sekretne Religie Zachodu, cz. 1 z 3
Gnostyczny Pasożyt – James Lindsay | Sekretne Religie Zachodu, cz. 2 z 3

Idź do oryginalnego materiału