Już nigdy więcej

newsempire24.com 1 tydzień temu

Nigdy więcej

Halina po pracy wstąpiła do sklepu. Nie miała ochoty gotować, ale Ola musiała coś zjeść. Kupiła paczkę makaronu i parówki. Córka od dziecka wolała je ponad wszystko inne. Dorzuciła jeszcze mleko i baton.

Przy kasie uformowała się krótka kolejka. Przed Haliną stał wysoki mężczyzna w czarnej kurtce i manualnie robionej czapce z pomponem. „Wygląda na młodego, a taką babciną czapkę włożył. Pewnie żona mu zrobiła. No tak. Kobieta potrafi zeszpecić faceta, żeby żadna inna na niego nie spojrzała. Ciekawe, jaką ma twarz. Pewnie dziecinną do bólu” – myślała, wpatrując się w tę kolorową, paskowaną czapkę.

Mężczyzna odwrócił się i spojrzał na nią, wyczuwając jej wzrok. Halina natychmiast spuściła oczy. „W sumie nie wygląda na idiotę” – pomyślała już łagodniej. On znowu się na nią obejrzał.

– Panienka mi dziurę w plecach wypatrzy – powiedział.

– Gdyby było na co patrzeć. Nie mam nic lepszego do roboty – burknęła Halina ze złością.

Kolejka nie ruszała się. W środku narastało w niej rozdrażnienie. I ta czapka… Chciała rzucić zakupy i wyjść, ale w pobliżu domu nie było innych sklepów. „Zawsze tak jest, jak w kolejce stoją faceci – to na wieczność. Zaraz zacznie wybierać papierosy: «Niebieskie w czerwonym pasku. Nie ma? To może białe z zielonym znaczkiem». – Halina w myślach przedrzeźniała jego głos. – A potem będzie grzebać w kieszeniach za pieniędzmi. Nie można wcześniej przygotować…” – westchnęła.

I tak się stało. Mężczyzna przy kasie podwinął kurtkę i zaczął wyławiać z kieszeni dżinsów drobne. Halina głośno i demonstracyjnie westchnęła.

– Pani się spieszy? Proszę przejść – powiedział „Czapka”, odsuwając się na bok.

Halina wzruszyła ramionami i zajęła jego miejsce. W końcu wyjął potrzebną sumę, spakował skromne zakupy i odszedł.

Teraz jej kolej. Kasjerka skanowała produkty, a Halina bezskutecznie grzebała w torebce za kartą.

– Kobieto, nie można szybciej? Pieniądze powinno się przygotować wcześniej – zirytował się ktoś z tyłu.

– Kartę zgubiłaś? – spytał „Czapka” z wyraźną przekąsem.

Halina choćby na niego nie spojrzała, dalej szukając portfela.

– Ja zapłacę – powiedział „Czapka” do kasjerki.

– Nie trzeba! – wykrzyknęła zaczerwieniona Halina. – Już znalazłam. Przepraszam. – Przyłożyła kartę do terminala, uradowana, iż w końcu ją odnalazła.

Spakowała zakupy i wybiegła ze sklepu. „Co ze mną? Czepiam się tej głupiej czapki. Skoro mu się podoba, niech nosi. Zrobiłam się wredna i nerwowa” – karciła się w drodze do domu.

„To wszystko przez niego. A przecież żyliśmy dobrze. Czy tylko mi się tak wydawało? Zostawił mnie dla młodej głupiej lali, która zaszła w ciążę. Ożenił się, żeby zachować pozory. A iż córka będzie wychowywać się bez taty, to już go nie obchodzi. A ja niedługo czterdziestka. Czterdziestka! Boże, to tak dużo…

Mieszkanie nam zostawił, wykupił się. I za to dzięki. Dlaczego my, kobiety, zawsze cierpimy przez nich? Wszystkie to samo. Tylko nieliczni nie zdradzają albo robią to mądrze, nie niszcząc rodziny. Po czterdziestce ciągnie ich do młodszych. A my mamy żyć jak?” – Halina toczyła niekończący się monolog, ledwo powstrzymując łzy.

Weszła do klatki i chciała przywołać windę, ale zatrzymała się z piskiem, a z kabiny wyszedł nieogolony, podpity mężczyzna. Halina wsiadła i od razu się skrzywiła. W środku unosił się odór taniego alkoholu i papierosów, co wywołało w niej nową falę irytacji. „Wszyscy tacy sami – albo piją, albo się włóczą. Nie cierpię tego”.

Winda zatrzymała się na jej piętrze. Halina podeszła do drzwi i długo szukała kluczy w kieszeni płaszcza. Plątały się w rękawiczkach, grożąc upadkiem na brudną podłogę. W końcu otworzyła…

Ola siedziała przy biurku w swoim pokoju, odrabiając lekcje. Podniosła wzrok znad książki i spoglądając na matkę, Halina dostrzegła w jej oczach coś między lekceważeniem a irytacją.

– Mamo, potrzebuję pieniądze do teatru. W sobotę jedziemy z klasą – oznajmiła stanowczo.

– Zaraz zrobię kolację – odparła Halina, nie odwracając się, i wyszła do kuchni.

„Znowu pieniądze. A ja ich nie drukuję, na marginesie. Teraz tylko moja pensja. Czynsz, jedzenie… Każda złotówka na wagę złota”. – Halina nalewała wodę do garnka, w myślach skarżąc się niewidzialnemu słuchaczowi na niesprawiedliwość życia.

– Mamo, a co z teatrem? – Ola stała w drzwiach z książką w ręce, przytrzymując palcem stronę.

– Jutro wypłacę z karty – westchnęła Halina, nie patrząc na nią.

Zadowolona odpowiedzią Ola zniknęła z kuchni.

„Zobaczymy, jak długo to potrwa. Nie będzie wiecznie młoda i ładna. Urodzi, gdzie się podzieje figura. Nie będzie czasu w siebie, nieprzespane noce… A on, nawiasem mówiąc, też nie chłopak, już po czterdziestce. Niech mu będzie. Wnuki by mu się należały, a on dzieci chce. Boże, czemu ciągle o nim myślę? Za dużo honoru”. – Przerwała swój monolog.

Po kolacji usiadła przy komputerze i włączyła lampkę biurkową. Coś w niej zaskrzypiało, zasyczało, a światło zgasło. „No proszę, wszystko na raz. Tydzień temu kupiona. Co to za dzień!” Próbowała wymienić żarówkę, ale bez skutku. „Jutro pójdę do sklepu i spróbuję wymienić. Tylko gdzie paragon?” Nie znalazła go. Pewnie wyrzuciła razem z opakowaniem.

Następnego dnia po pracy Halina wróciła do domu, zabrała lampkę i poszła do sklepu z elektroniką po drugiej stronie ulicy. Lampa była dość ciężka. Na szczęście nie musiała daleko iść.

Przed wejściem na schodach stał ten sam mężczyzna w głupiej czapce i palił. Halina rzuciła mu pogardliwe spojrzenie i weszła do pustHalina uśmiechnęła się do niego szeroko, czując, iż po latach samotności w jej życiu wreszcie zaczyna świecić słońce.

Idź do oryginalnego materiału