Już nie odwiedzam dzieci w weekendy

polregion.pl 2 tygodni temu

Dziś postanowiłem zapisać w dzienniku pewną trudną decyzję. Nie mogę już jeździć do moich dzieci w weekendy. Mam siedemdziesiąt dwa lata, a to, co widzę w mojej rodzinie, sprawia mi ogromny ból. Dlatego postanowiłem: dość. Nie będę się więcej narzucał, niech sami przyjeżdżają, jeżeli zechcą. Nie zniosę już tego uczucia bycia niechcianym gościem we własnym domu moich dzieci.

Przez lata żyłem dla rodziny. Wychowałem syna, Krzysztofa, dałem mu wszystko, co mogłem. Gdy ożenił się z Kingą, cieszyłem się — wydawała się dobrą dziewczyną, zaradną i mądrą. A gdy urodził się Jaś, mój jedyny wnuk, poczułem się jakby młodszy. Co weekend wsiadałem w autobus i jechałem przez pół miasta, by z nim pobyć. Przywoziłem słodycze, piekłem jego ulubione drożdżówki z jabłkami, czytałem bajki. Jaś ma sześć lat, jest pełen energii, zawsze interesujący świata. Myślałem, iż te chwile są dla nas wszystkich ważne. Ale coś się zmieniło.

Zaczęło się kilka lat temu. Krzysztof i Kinga stali się dziwnie obojętni. Przyjeżdżam, a oni zajęci: w telefonie, przy komputerze. „Tato, posiedź z Jasiem, mamy sprawy” — mówi Krzysztof, i zostaję sam z chłopcem, podczas gdy oni zajmują się swoimi „pilnymi” sprawami. Kinga choćby herbaty nie zaproponuje, tylko rzuci: „Henryku, drożdżówki są w kuchni, jeżeli chcecie”. Moje własne drożdżówki? To ja je przywiozłem dla nich, a teraz oferują mi je jak obcemu? Milczałem, by nie wywoływać kłótni, ale każde takie słowo bolało jak nóż.

Ostatnią kroplą był zeszły miesiąc. Przyjechałem jak zwykle, z torbą pełną smakołyków. Jaś ucieszył się, rzucił mi się na szyję, a Kinga spojrzała na mnie i powiedziała: „Henryku, może następnym razem dałbyś znać wcześniej? Dziś mamy plany, jedziemy do galerii”. Plany? A ja nie jestem częścią tych planów? Zaproponowałem, iż zabiorę Jasia, by mogli spokojnie załatwić sprawy, ale Krzysztof machnął ręką: „Tato, nie ma sprawy, posiedzisz z nim, wrócimy szybko”. Szybko? Wrócili po pięciu godzinach. Przez cały ten czas bawiłem się z Jasiem, ugotowałem mu obiad, bo w lodówce było pusto. Gdy wrócili, choćby nie podziękowali, tylko Kinga mruknęła: „O, jeszcze jesteście? Myśleliśmy, iż już wyjechałeś”.

Wróciłem do domu i nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Usiadłem w swoim starym fotelu, patrzyłem na zdjęcie, gdzie z Jasiem lepimy bałwana, i płakałem. Dlaczego czuję się tak niepotrzebny? Całe życie starałem się być dobrym ojcem i dziadkiem, a teraz traktują mnie jak darmową opiekunkę. Przypomniałem sobie, jak blisko byłem z Krzysztofem, jak dzielił się ze mną marzeniami. A teraz choćby nie zapyta, jak się czuję. Kinga może nie jest zła, ale jej chłód jest jak lód. Zrozumiałem: tak dalej być nie może.

Następnego dnia zadzwoniłem do Krzysztofa: „Krzysiu, nie przyjadę więcej w weekendy. jeżeli chcecie mnie widzieć, przyjedźcie do mnie. Mam dość bycia gościem, na którego nikt nie czeka”. Zdziwił się: „Tato, o co chodzi? Przecież możesz przyjeżdżać, Jaś cię kocha”. Kocha? A ty, Krzysiu, kochasz? Nie dyskutowałem, tylko powtórzyłem: „Mój dom stoi otworem, ale ja już nie przyjadę”. Gdy Kinga się dowiedziała, tylko wzruszyła ramionami: „Jak chcesz, Henryku”. I tyle. Ani słowa, ani próby zrozumienia.

Teraz w weekendy siedzę w domu, a cisza mnie przytłacza. Brakuje mi śmiechu Jasia, jego pytań, tego, jak ciągnie mnie za rękę: „Dziadku, poczytaj!”. Ale nie mogę się więcej narzucać tam, gdzie mnie nie chcą. Nie jestem młody, serce szwankuje, nogi bolą, a oni choćby nie pomyślą, jak ciężko mi jeździć przez miasto z torbami. Sąsiadka, pani Jadwiga, gdy usłyszała, pokiwała głową: „Henryk, dobrze zrobiłeś. Niech sami się postarają, przyzwyczaili się, iż ty za nich wszystko taszczysz”. Ale jej słowa nie przynoszą ulgi. Tęsknię za Jasiem, za Krzysztofem, choćby za Kingą, choć jest zimna jak lód.

Minęły dwa tygodnie, i nikt nie przyjechał. Krzysztof zadzwonił raz, spytał, czy nie zmieniłem zdania. Odpowiedziałem: „Krzysiu, mój adres znasz”. Wysłuchał, mruknął coś o braku czasu i się rozłączył. Podobno Jaś pyta, dlaczego dziadku nie przyjeżdża, a Kinga odpowiada: „Dziadek odpoczywa”. Odpoczywa? Nie śpię po nocach, myśląc o moim chłopcu! Ale nie ustąpię. Zasługuję na szacunek, a nie na bycie opiekunem na żądanie. jeżeli chcą być rodziną, niech to pokażą.

Czasem dręczy mnie wątpliwość: może byłem zbyt surowy? Może powinienem znosić to dla Jasia? Ale potem przypominam sobie ich obojętność i wraca determinacja. Nie chcę być dziadkiem, którego pamiętają tylko wtedy, gdy potrzebują pomocy. Chcę być częścią ich życia, a nie usługodawcą. Mój dom stoi otworem, czajnik gotowy, drożdżówki w piekarniku. Ale teraz to oni muszą zrobić pierwszy krok. Będę czekał — choćby to miało potrwać. Albo i nie. Może czas nauczyć się żyć dla siebie, choćby jeżeli to boli jak diabli.

Idź do oryginalnego materiału