Już nie jeżdżę do dzieci w weekendy

newsempire24.com 3 dni temu

Dzisiaj postanowiłam, iż przestanę jeździć do moich dzieci na weekendy. Mam siedemdziesiąt dwa lata, a to, co widzę w mojej rodzinie, sprawia mi ból i smutek. Dlatego podjęłam trudną, ale nieodwołalną decyzję – koniec z tym. Dość już czułam się jak nieproszony gość w ich domu. jeżeli zechcą mnie zobaczyć, sami mogą przyjechać. Nie zamierzam się dłużej upokarzać, prosząc o uwagę, która najwyraźniej potrzebna jest tylko mnie. Serce mi pęka, ale nie mogę już inaczej – czas na odrobinę godności, choćby jeżeli oznacza to samotność.

Przez całe życie poświęcałam się rodzinie. Wychowałam syna, Jakuba, dałam mu wszystko, co mogłam. Kiedy ożenił się z Kingą, cieszyłam się – dobra dziewczyna, zaradna, mądra. A gdy urodził się Staś, mój jedyny wnuczek, odżyłam na nowo. Co weekend wsiadałam w autobus, jechałam przez pół miasta, by spędzić z nim czas. Przywoziłam smakołyki, piekłam jego ulubione drożdżówki z jabłkami, bawiłam się, czytałam bajki. Staś ma sześć lat, jest żywiołowy, interesujący świata, a ja myślałam, iż te spotkania są ważne dla nas wszystkich. Z czasem jednak zaczęłam dostrzegać zmianę.

Wszystko zaczęło się kilka lat temu. Jakub z Kingą stali się dziwnie zdystansowani. Przyjeżdżam, a oni zajęci – telefon, komputer. „Mamo, pobaw się ze Stasiem, mamy sprawy” – rzuca Jakub, więc zostaję z wnukiem, a oni zajmują się swoimi „ważnymi” sprawami. Kinga czasem choćby nie zaproponuje herbaty, tylko powie: „Halina Stanisławo, tam na kuchence są twoje drożdżówki, jeżeli chcesz, to sobie weź”. Moje drożdżówki? To ja je przyniosłam dla nich, a teraz oferują mi je jak obcej? Milczałam, bo nie chciałam kłótni, ale każde takie słowo kaleczyło mnie głęboko.

Ostatnią kroplą był zeszły miesiąc. Przyjechałam jak zwykle w sobotę, z torbą pełną smakołyków. Stasio ucieszył się, rzucił mi się na szyję, a Kinga spojrzała na mnie i powiedziała: „Halina Stanisławo, mogłaś dać nam znać wcześniej. Mamy plany, wybieramy się z Kubą do galerii”. Plany? A ja nie jestem częścią tych planów? Zaproponowałam, iż wezmę Stasia, żeby mogli spokojnie wyjść, ale Jakub machnął ręką: „Daj spokój, mamo, posiedź z nim, my gwałtownie wrócimy”. Szybko? Wrócili po pięciu godzinach, a ja przez cały ten czas bawiłam się z wnukiem, zrobiłam mu obiad, bo lodówka była pusta. Kiedy wrócili, choćby nie podziękowali, tylko Kinga mruknęła: „O, jeszcze jesteście? Myśleliśmy, iż już pojechałaś”.

Wróciłam do domu, ale nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Usiadłam w swoim starym fotelu, patrzyłam na zdjęcie, gdzie lepimy ze Stasiem bałwana, i płakałam. Dlaczego czuję się tak niepotrzebna? Całe życie starałem się być dobrą matką, dobrą babcią, a teraz traktują mnie jak darmową opiekunkę. Przypominałam sobie, jak kiedyś byliśmy z Jakubem blisko, jak dzwonił, dzielił się marzeniami. A teraz choćby nie zapyta, jak się czuję, jak tam moje zdrowie. Kinga może i nie jest zła, ale jej chłód zabija. Zrozumiałam – dalej tak nie może być.

Następnego dnia zadzwoniłam do Jakuba i powiedziałam: „Kuba, nie przyjadę już do was na weekendy. jeżeli chcecie mnie zobaczyć albo żeby Staś był ze mną, przyjedźcie do mnie. Mam dość bycia gościem, na którego nikt nie czeka”. Zmięszał się: „Mamo, co ty? Przecież nie mamy nic przeciwko, przyjeżdżaj, Staś cię kocha”. Kocha? A ty, Kuba, kochasz? Nie kłóciłam się, tylko powtórzyłam: „Mój dom jest otwarty, ale ja już nie przyjadę”. Kinga, kiedy się dowiedziała, tylko prychnęła: „No, jak uważasz, Halina Stanisławo”. I tyle. Ani słowa, ani próby zrozumienia.

Teraz siedzę w domu w weekendy, a cisza przytłacza. Przywykłam do śmiechu Stasia, do jego pytań, do tego, jak ciągnie mnie za rękę: „Babciu, poczytaj!”. Ale nie mogę się już narzucać tam, gdzie mnie nie cenią. Nie jestem młoda, serce szwankuje, nogi bolą, a oni choćby nie pomyślą, jak ciężko mi się włóczyć przez miasto z torbami. Sąsiadka, ciocia Ewa, gdy usłyszała, powiedziała: „Halina, dobrze zrobiłaś. Niech się ruszą, przywykli, iż wszystko za nich taszczysz”. Ale jej słowa nie przyniosły ulgi. Tęsknię za wnukiem, za synem, choćby za Kingą, choć jest zimna jak lód.

Minęły dwa tygodnie, i nikt nie przyjechał. Jakub zadzwonił raz, spytał, czy nie zmieniłam zdania. Odpowiedziałam: „Kubo, adres znasz”. Wyszeptał coś o braku czasu i się rozłączył. Podobno Staś pyta, dlaczego babcia nie przyjeżdża, a Kinga odpowiada: „Babcia odpoczywa”. Odpoczywa? Ja nie śpię po nocach, myśląc o moim chłopczyku! Ale się nie ugnę. Zasługuję na szacunek, nie na bycie niańką na zawołanie. jeżeli chcą być rodziną, niech to pokażą.

Czasem obwiniam siebie – może byłam zbyt ostra? Może powinnam znosić to dla Stasia? Ale gdy przypomnę sobie ich obojętność, wraca determinacja. Nie chcę być babcią, o której pamiętają tylko wtedy, gdy potrzebują pomocy. Chcę być częścią ich życia, nie obsługą. Mój dom jest otwarty, czajnik na kuchence, drożdżówki w piekarniku. Ale teraz to oni muszą zrobić pierwszy krok. A ja będę czekać – nieważne jak długo. Albo i nie. Może czas nauczyć się żyć dla siebie, choćby jeżeli to takie bolesne.

Idź do oryginalnego materiału