Krzysztof wsiadł do samochodu, gotów wyjechać z pracy, gdy nagle zadzwonił telefon. Numer był nieznany. Niechętnie odebrał, naciskając zielony przycisk.
Halo. Kto mówi?
To ja Cześć odpowiedział kobiecy głos, którego nie rozpoznawał.
Kto*ja*? spięty, spytał Krzysztof. Przedstaw się!
Cisza. Po chwili ledwo słyszalny szept:
To ja twoja matka.
Krzysztof zamarł. Palce zaciśnięte na kierownicy, serce waliło jak młotem.
Co za bzdury? Moja mama zmarła dwadzieścia dziewięć lat temu!
Nie Jestem Danuta Urodziłam cię. Krzysztofie, to naprawdę ja
Rozłączył się. Serce łomotało, dłonie miał wilgotne. Czuł, jak ktoś otworzył bramę do przerażającej przeszłości, którą próbował pogrzebać na zawsze.
Po kilku minutach telefon znów zadzwonił. Ten sam numer.
Nie chcę cię słuchać powiedział chłodno. Nie mam matki. Kobieta, która mnie urodziła, zostawiła mnie, gdy miałem dziewięć lat. Od tamtej pory jestem sierotą.
Proszę, tylko pięć minut. Błagam
Po co? Żebym usłyszał kolejne kłamstwa?
Tylko się zobaczmy. Raz. Wszystko ci wyjaśnię.
Krzysztof nie chciał. Ale wiedział ona nie ustąpi. Znajdzie jego adres, przyjdzie pod drzwi, niepokoić żonę, straszyć córki.
Dwa dni później spotkali się w lesie na obrzeżach Lublina.
Danuta Kowalska siedziała na ławce, zgarbiona, postarzała, ale wciąż z śladami dawnej urody. Dłonie jej drżały.
Cześć, Krzyś
Krzysztof poprawił ją ostro.
Podniosła wzrok w oczach miała rozpacz.
Wiem, jestem winna Ale nie miałam wyboru
Milczał. Przed oczami pojawiały się wspomnienia z dzieciństwa jej krzyki, rzucanie talerzami, wyjścia na randki, zostawianie go samego.
Zostawiłaś mnie u ciotki Grażyny. Powiedziałaś: Wrócę za miesiąc. A uciekłaś do Włoch z jakimś biznesmenem.
Myślałam, iż pomoże nam obojgu Ale on nie chciał cię wziąć. A ja
Wybrałaś jego. Nie mnie.
Szlochała cicho.
Nie mam do kogo się zwrócić. Mąż umarł, jego dzieci mnie wyrzuciły. Nie mam gdzie mieszkać. choćby na jedzenie. Jestem zupełnie sama.
Żal ci siebie? spytał, lekko przechylając głowę. A mnie, gdy miałem dziewięć lat, kto się mną przejmował?
Wybacz mi Nie wiedziałam, jak prosić o przebaczenie. Czekałam, iż sam przyjdziesz
choćby życzeń mi nie wysłałaś. Nigdy.
Cisza. W końcu Danuta szepnęła:
Ale wyrosłeś na dobrego człowieka Wyszedłeś na ludzi.
Wyszedłem na ludzi dzięki tym, których nienawidziłem. Ciotce Grażynie. Żonie. Przyjaciołom. Ale nie tobie.
Wyciągnęła dłoń, ale się odsunął.
Nie oceniam cię. Ale dla mnie jesteś obcą osobą. choćby nie wrogiem. Tylko pustką.
Umieram szepnęła.
Więc powinnaś się pożegnać. Ale nie ze mną.
Wstał i odszedł, nie oglądając się.
I po raz pierwszy od wielu lat poczuł w piersi ulgę. Przeszłość wreszcie go uwolniła. A życie toczyło się dalej.
Zrozumiał, iż przebaczenie nie zawsze oznacza powrót czasem to po prostu spokój, który przychodzi, gdy pozwalamy odejść temu, co nas więzi.












