Już nie jesteś mamą”: jak córka zdradziła kobietę, która oddała jej życie

polregion.pl 13 godzin temu

Gdy urodziłam Jagodę, miałam dwadzieścia lat. Jeszcze dziewczyna. Naiwna, ale szaleńczo zakochana w jej ojcu. Odszedł ode mnie, gdy córeczka nie miała choćby roku. Po prostu spakował się i zniknął. Powiedział, iż nie jest gotowy, iż życie dopiero się zaczyna. Zostałam sama, bez wsparcia, bez rodziców – mama odeszła wcześnie, a tata porzucił nas jeszcze w dzieciństwie.

Pracowałam na dwóch etatach, mieszkałam w kawalerce, a Jagódka ciągle chorowała. Biegałam z nią po lekarzach, stałam w kolejkach, czasem zasypiałam na ławce w przychodni. Nie miałam czasu dla siebie. Żyłam tylko nią. Kupić sukienkę – znaczyło nie kupić Jagodzie leków. Pójść na randkę – znaczyło zostawić ją z kimś, a nie ufałam nikomu.

Jagoda rosła jako grzeczna dziewczynka. W szkole była prymuską. Ciągnęłam korepetycje, kursy, kółka zainteresowań. Płakałam nocami, gdy coś jej nie wychodziło. Cieszyłam się bardziej niż ona, gdy dostała się na medycynę za darmo.

A potem wszystko się zmieniło.

Na drugim roku pojawił się w jej życiu mężczyzna – Kornel. Dziesięć lat starszy, po rozwodzie, z dzieckiem. Byam w szoku.

— Jagódko, jesteś pewna? On nie jest dla ciebie.

— Nie wtrącaj się w moje życie! Już nie jestem dzieckiem! — krzyknęła wtedy.

Z każdym miesiącem oddalała się coraz bardziej. Kornela uwielbiała. Zawsze byli „winni inni”. Była żona – wredna. Praca – niesprawiedliwa. Ludzie – zazdrośni. A ja – zła matka, która całe życie ją kontrolowała. Tak, właśnie tak jej mówił.

Starałam się milczeć. Ale pewnego dnia nie wytrzymałam – powiedziałam:

— On cię wykorzystuje. Ciągnie cię w dół. To nie jest miłość.

— Zazdrościsz mi! Nigdy nie miałaś prawdziwego mężczyzny, dlatego się wściekasz!

Zabolało.

Rok później oznajmiła: biorą ślub. I wyprowadza się do niego.

Pomogłam jej spakować rzeczy, kupiłam kołdrę, naczynia. A gdy się żegnałyśmy, Jagoda choćby mnie nie przytuliła.

— Nie udawaj, iż ci ciężko. Zawsze chciałaś, żebym poszła — szepnęła cicho.

I wyszła.

Po ślubie widywałam ją rzadko. Dzwoniłam pierwsza. Pisałam. Ale odpowiedzi stawały się coraz krótsze. A potem zablokowała mój numer.

Dowiedziałam się od znajomej, iż Kornel przekonał ją ostatecznie — powiedział, iż jestem toksyczna, iż zniszczyłam jej dzieciństwo, iż przez mnie nie umie żyć.

Minęły dwa lata. Spotkałam ją przypadkiem w supermarkecie. Była z mężem. Zmęczona, opuszczone oczy, nerwowa.

— Jagódko, córeczko… — podeszłam.

— Nie podchodź do mnie — syknęła. — Nie jesteś już moją mamą.

I odeszła.

Stałam między półkami z kaszami i czułam, jak całe moje ciało drży. Jak wszystkie te lata — noce, gorączki, szpitale, łzy, praca, niedojedzone posiłki — wszystko znika. Jakby wyrwali mnie z jej życia, jak niepotrzebną kartkę z zeszytu.

I nie wiem, czy wróci. Czy przypomni sobie, jak siedziałam przy jej łóżku, gdy chorowała. Jak nie jadłam, żeby kupić jej książkę. Jak odpuszczałam sobie wszystko, by ona miała przyszłość.

Wiem tylko jedno: jestem jej matką. I choćby jeżeli ona to odrzuca — nie zmieni to prawdy. I będę ją kochać. choćby stamtąd, gdzie już nic nie boli.

Idź do oryginalnego materiału