Już nie jesteś mamą: jak córka zdradziła kobietę, która oddała jej życie

newsempire24.com 4 dni temu

Gdy urodziłam Olę, miałam dwadzieścia lat. Byłam jeszcze dziewczyną – naiwną, ale szalenie zakochaną w jej ojcu. Zostawił mnie, gdy córeczka nie miała choćby roku. Po prostu spakował się i zniknął. Powiedział, iż nie jest gotowy, iż życie dopiero się zaczyna. Zostałam sama – bez wsparcia, bez rodziców. Mama odeszła wcześnie, a ojciec porzucił nas już w dzieciństwie.

Pracowałam na dwóch etatach, mieszkałam w kawalerce, a Ola często chorowała. Biegałam z nią po lekarzach, stałam w kolejkach, czasem zasypiałam na ławce w przychodni. Nie miałam czasu dla siebie. Żyłam tylko dla niej. Kupić sobie sukienkę – znaczyło nie kupić Oli leków. Pójść na randkę – znaczyło zostawić ją z kimś, a ja nie ufałam obcym.

Ola wyrosła na dobrą dziewczynę. W szkole była prymuską. Zaciągałam korepetytorów, kursy, dodatkowe zajęcia. Płakałam nocami, gdy coś jej nie wychodziło. Cieszyłam się bardziej niż ona, gdy dostała się na medycynę bez opłat.

A potem wszystko się zmieniło.

Na drugim roku poznała chłopaka – Marka. Starszy od niej o dziesięć lat, po rozwodzie, z dzieckiem. Byłam w szoku.

— Ola, jesteś pewna? On nie jest dla ciebie.

— Nie wtrącaj się w moje życie! Nie jestem już dzieckiem! — krzyknęła wtedy.

Z miesiąca na miesiąc oddalała się coraz bardziej. Marka idealizowała. On zawsze miał „winnych innych”. Była żona – wredna. Praca – niesprawiedliwa. Ludzie – zazdrośni. A ja – zła matka, która całe życie ją kontrolowała. Tak, on właśnie tak to ujął.

Starałam się milczeć. Ale pewnego dnia nie wytrzymałam – postanowiłam powiedzieć wprost:

— On cię wykorzystuje. Tłamsi cię. To nie jest miłość.

— Zazdrościsz mi! Nigdy nie miałaś takiego mężczyzny, dlatego się wściekasz!

Zraniło mnie to głęboko.

Rok później oznajmiła: biorą ślub. I wyprowadza się do niego.

Pomogłam jej spakować rzeczy, kupiłam kołdrę, naczynia. A gdy się żegnałyśmy, Ola choćby mnie nie przytuliła.

— Nie udawaj, iż ci ciężko. Zawsze chciałaś, żebym poszła — szepnęła cicho.

I poszła.

Po ślubie widywałam ją rzadko. Dzwoniłam sama. Pisałam. Ale odpowiedzi stawały się krótsze. Aż w końcu zablokowała mój numer.

Od znajomej dowiedziałam się, iż Marek ostatecznie ją przekonał – powiedział, iż jestem toksyczna, iż zepsułam jej dzieciństwo. Że przez mnie nie umie żyć.

Minęły dwa lata. Spotkałam ją przypadkiem w supermarkecie. Była z mężem. Zmęczona, opuszczone oczy, nerwowa.

— Ola, córeczko… — podeszłam.

— Nie podchodź do mnie — syknęła. — Już nie jesteś moją matką.

I odeszła.

Stałam między półkami z kaszami i czułam, jak całe moje ciało drży. Jak wszystkie te lata – noce, gorączki, szpitale, łzy, praca, niejedzone obiady – wszystko znika. Jakby wyrwano mnie z jej życia jak niepotrzebną kartkę z zeszytu.

Nie wiem, czy wróci. Czy przypomni sobie, jak siedziałam przy jej łóżku, gdy była chora. Jak nie jadłam, by kupić jej książkę. Jak rezygnowałam ze wszystkiego, by miała przyszłość.

Wiem tylko jedno: jestem jej matką. I choćby jeżeli ona to odrzuca – to nie zmieni prawdy. I zawsze będę kochać. choćby stąd, gdzie już nie jest tak bolesne.

Ludzie czasem zapominają, iż korzenie miłości głęboko tkwią w poświęceniu, a nie w wygodzie. Czasem trzeba stracić, by zrozumieć, co się miało. Ale życie nie zawsze daje drugie szanse.

Idź do oryginalnego materiału