Jutro do Ciebie zadzwonię

polregion.pl 1 miesiąc temu

Adam leżał na plecach. W zagłębieniu pod obojczykiem spoczywała głowa Weroniki. Przerzuciła nogę przez niego, a dłoń przycisnęła do jego piersi, tuż nad sercem. Nasłuchiwał jej równych oddechów, rozkoszując się tą chwilą. „Tak mógłbym leżeć całe życie…” – pomyślał i przymknął oczy.

Drgnął gwałtownie, jakby ktoś go szturchnął w bok, i obudził się. Obok poruszyła się Weronika.

– Co, już czas? – zamruczała przez sen.

Adam nie widział z kanapy okna, ale po tym, jak w pokoju zrobiło się ciemno, zrozumiał, iż już wieczór. Dawno powinni opuścić swoje tymczasowe gniazdko. A tak nie chciało mu się ruszać…

Poznali się za późno, gdy oboje byli już związani obowiązkami wobec rodzin i dzieci. Żyli od spotkania do spotkania, w męczącym oczekiwaniu tych słodkich godzin we dwoje. Adam mimowolnie westchnął, a Weronika uniosła głowę.

– Już całkiem ciemno! – wykrzyknęła, w jednej chwili rozbudzona, i zerwała się z łóżka. Tam, gdzie przed chwilą spoczywała jej dłoń, na jego piersi zrobiło się zimno. Była tuż obok, a jego serce już tęskniło i bolało z samotności.

– Wstawaj, jeszcze mamy drogę. Co powiem mężowi?

– Prawdę. – Adam odsunął prześcieradło i też wstał.

Ubierali się w pośpiechu, unikając swojego wzroku. Jemu było wszystko jedno, co go czeka w domu. Dawno pogodził się ze wszystkim. Miał dość kłamstw i ukrywania się. A ona denerwowała się i irytowała, iż tak niefortunnie zasnęli, bezsensownie zmarnowali cenny czas.

– Powiesz, iż wstąpiłaś do sklepu, spotkałaś koleżankę, dawno się nie widziałyście, zagadałyście się – podsunął pomysł Adam.

– On zna wszystkie moje koleżanki. Może choćby zadzwonić. – Weronika uparcie nie patrzyła na niego.

– Wymyśl kogoś z przeszłości, ze szkoły, ze studiów. Nie koleżankę, tylko tak, dawną znajomą.

– A co ty powiesz swojej żonie? – Weronika przerwała zapinanie bluzki i wbiła w niego wzrok.

Podszedł do niej, objął, zajrzał w oczy.

– Ona już dawno mnie nie pyta, domyśla się. – Adam zaczął całować Weronikę, a ona rozluźniła się, osunęła w jego ramionach.

Ciemność gęstniała, otulała ich niewidzialnym płaszczem, jakby nie chciała ich wypuścić.

Weronika delikatnie, ale stanowczo odsunęła Adama.

– Tak nigdy stąd nie wyjdziemy – zaczęła pośpiesznie zapinać bluzkę.

Adam chciał coś powiedzieć, uspokoić ją. Setki razy proponował, żeby powiedzieć wszystko mężowi, żonie, wyrwać się z błędnego koła kłamstw. Ale dzieci… Uwielbiał swoją dziesięcioletnią Zosię, a Weronika martwiła się o dwunastoletniego Kacpra.

Gdy zaczęli się spotykać, myślał, iż prześpią się kilka razy i skończy się na tym. Ale okazało się to dużo poważniejsze. Był gotów dla niej na wszystko, ale czy ona była gotowa? Weronika unikała odpowiedzi, ciągnęła czas, prosiła, żeby jej nie przynaglał. Adam znów westchnął.

– No nie gniewaj się, przecież się umówiliśmy… – W głosie Weroniki zabrzmiały przepraszające nuty.

– Ty schodź do samochodu, klucze są w kurtce. A ja posprzątam łóżko – powiedział i zaczął składać prześcieradła.

– Tylko się nie spóźnij – krzyknęła Weronika z przedpokoju.

Jak gwałtownie minęło te kilka godzin. Zwykle, gdy już nasycili swoją namiętność, leżeli i rozmawiali, planowali. A dzisiaj tak niefortunnie zasnęli. Pozostało jakieś niedopowiedzenie, niewyraźne zakończenie spotkania.

Przygaszone światło słabej żarówki z przedpokoju ledwie rozświetlało pokój. Trzasnęły drzwi. Weronika wyszła. Adam złożył kanapę, schował prześcieradła do szuflady. Gospodyni ich nie ruszała. Adam wyprostował się, rozejrzał po pokoju, czy nie zostały ślady ich obecności. Nie, wszystko było czyste.

W ciasnym przedpokoju gwałtownie się ubrał, wyjął z kieszeni przygotowane banknoty (wcześniej ściągnięte z bankomatu) i położył je na komodzie. Kliknął wyłącznik i wyszedł.

Mieszkanie na spotkania na dwie-trzy godziny wynajmował od starszej, samotnej kobiety. Pomysł i sam lokal podsunął mu kolega z pracy, który kiedyś też z niego korzystał.

Gospodyni wychodziła na umówioną godzinę. Nie interesował się, dokąd. Ona potrzebowała pieniędzy, on i Weronika – miejsca na spotkania.

Mógł wynająć pokój w hotelu. Ale po pierwsze, łatwo było tam wpaść na znajomych, po drugie, nie chciał kłaść się na łóżku, na którym wcześniej leżały dziesiątki innych par.

Schodząc po schodach, Adam minął kobietę z ciężkimi siatkami. Machinalnie się przywitał i przecisnął bokiem obok. Ona nie odpowiedziała. Czuł, jak wierci mu plecy podejrzliwym wzrokiem.

W bloku, w którym mieszkał z żoną i córką, wszyscy się witają, chociaż prawie nikogo nie znał. Tak było przyjęte.

A tu w pięciopiętrowcu nie witano się z obcymi. Może dlatego, iż mieszkańcy znali się od lat, a nieznajomy budził ciekawość i podejrzenia. Starzy ludzie bywają szczególnie podejrzliwi.

Adam wsiadł do samochodu i spojrzał na Weronikę.

– Jedziemy?
W ciemności wnętrza nie mógł rozpoznać wyrazu jej twarzy.

– Może masz rację. Porozmawiać, skończyć z tym kłamstwem raz na zawsze. Tak nam ze sobą dobrze. A gdzie będziemy mieszkać? No, jeżeli nagle zdecydujemy się być razem.

Niedopowiedzenie też chyba ją przygnębiało.

– Coś wymyślimy. Na początek wynajmiemy mieszkanie.

– Jak to? – głos Weroniki zadrżał.

Nie odpowiedział, patrzył przed siebie, wyjeżdżając z podwórka. Na obrzeżach nie było korków, zaczęły się dopiero bliżej centrum. Nie dojeżdżając do domu Weroniki, Adam zatrzymał samochód. Pochyliła się ku niemu, by pocałować go na pożegnanie – ostatni moment bliskości przed rozstaniem.

– Do wtorku? – Weronika odsunęła się.
Jej oczy błyszczały, może od świateł latarni, a może od łez.

– Zadzwonię do ciebie jutro – odparWeronika wróciła do domu, gdzie czekał na nią Kacper i mąż, którego już nigdy nie pokochała, ale w jej sercu wciąż żyła nadzieja, iż kiedyś odnajdą swoje szczęście.

Idź do oryginalnego materiału